1.

Przez ulice wypełnione ludźmi ciężko było się przepchać, szczególnie w godzinach popołudniowych. Niektórzy próbowali upchnąć słaby towar za wysoką cenę, inni próbowali swoich sił bawiąc się w kieszonkowców. Nikt nie zwracał na siebie szczególnej uwagi, wyższe osoby jednak z daleka mogły zauważyć, że coś niczym huragan przelatuje między tłumami.

Była to młoda, zdecydowanie za niska jak na swój wiek nastolatka. Ciężko było stwierdzić, czy była bardziej szczęśliwa, czy przerażona.


———

Biegłaś przed siebie nie zwracając uwagi na nikogo. Przepychałaś się jak mogłaś i nawet Twoja zwinność niewiele tu pomagała. W ręku trzymałaś kopertę; zwykły kawałek papieru, który miał przesądzić o Twoim losie. Pomimo szybkiego tempa nie pozwalałaś mu nawet na minimalne zgięcie rogu. Byłaś sparaliżowana od stóp do głów, czułaś, jakby to Twoje nogi same prowadziły Cię do domu. Nie chciałaś tego otwierać sama; musiałaś mieć przy sobie swojego ojca, który swoją drogą za moment miał wyjeżdżać. Był szanowanym lekarzem, co chwila przemieszczał się od Muru Marii aż po centrum Siny.

Niezdarnie wymijając ludzi skręciłaś w uliczkę po swojej prawej, przez co znalazłaś się w dobrze znanych Ci regionach. Nie miałaś innej opcji jak wybranie tej drogi na skrót. List wzięłaś usta,a sama wskoczyłaś na kontener, następnie wspinając się po rynnie. Z lekką zadyszką wzięłaś list w rękę i ponownie ruszyłaś przed siebie, biegnąć po nierównych dachach. Z każdym kolejnym skokiem zbliżałaś się coraz bardziej do swojego celu. Po chwili sprintu zmieniłaś kierunek trasy skręcając w lewo, następnie zeskakując na niższy dach, aby za chwilę znaleźć się z powrotem na ziemi. Mogłaś już zobaczyć miejsce docelowe; mały, drewniany domek na górce. Był naprawdę piękny, z żadnej strony nie przylegały do niego sąsiednie domy. Biegnąc po ścieżce prowadzącej prosto do celu, mało nie wywróciłaś się o własne nogi. Jak burza wleciałaś do domu i na samym progu zatrzymałaś się i podparłaś o kolana, żeby złapać oddech.

-Tato! Jestem, mam list! - krzyknęłaś i zmartwiłaś się, kiedy odpowiedziała Ci cisza. Ściągnęłaś buty i odłożyłaś je na drewnianej półce zaraz przy drzwiach. - Tato? - rzuciłaś pytaniem. Ponownie odpowiedziała Ci cisza. Zmartwiona skierowałaś się do małej, jasnej kuchni. Nie było tam nikogo. Ruszyłaś w stronę salonu, zmuszona do zakrycia ręką twarzy przez wpadające słońce. Wchodząc do pomieszczenia rozejrzałaś się, ale tam również było pusto. Kiedy chciałaś przekroczyć próg sypialni swojego ojca, ktoś popchnął Cię do przodu, przez straciłaś równowagę i prawie upadłaś.Odwróciłaś się przodem do sprawcy, a następnie uśmiech wkradł się na Twoją twarz.

-Prawie umarłam na zawał! - krzyknęłaś pretensjonalnie i przytuliłaś swojego tatę. Był wyższy od Ciebie o dwie głowy, dlatego kochałaś się do niego przytulać. Mężczyzna zaśmiał się przyjaźnie i odwzajemnił Twój gest.

-Musze zaraz wychodzić. - powiedział smutno odrywając się od Ciebie. - Masz list? - zapytał z nadzieją. Kiedy uśmiechnęłaś się i pomachałaś kartką papieru przed jego nosem, jego identyczne jak twoje (e.c) oczy zaświeciły się jak małemu dziecku. Szybko ruszyliście ku kanapie i usiedliście. Spojrzałaś na niego odrobinę przestraszona, na co posłał Ci pocieszający uśmiech. Odwzajemniłaś go i jednym ruchem rozerwałaś kopertę, która aż się o to prosiła od momentu jej odebrania.

———

-Co ty robisz w wojsku nic nie warty dzieciaku?! Szybciej! - pierwszy trening, nie ma to jak słowa zachęty przełożonych.

Zdecydowałaś się dołączyć do wojska. To nie był dziwny wybryk, żadna chwilowa zachcianka. Chciałaś coś osiągnąć, jak Twoi rodzice. Twoja matka była lekarzem, jak Twój ojciec. Ot się dobrali. Miałaś niecałe dziesięć lat, kiedy zginęła na Twoich oczach.

Przez chwile zamyślenia potknęłaś się o własne nogi i prawie doznałaś bliskiego spotkania z piachem. Twój wzrok automatycznie powędrował w stronę instruktora, jednak nie zauważył Twojej pomyłki. Odetchnęłaś z ulgą i pobiegłaś dalej, nie oglądając się za siebie i starając się skupić swoje myśli na jednym: zostać najlepszą w oddziale.

———

Po dwóch tygodniach Twój organizm był przemęczony, jednak zaczął się przyzwyczajać do nowego sposobu życia. Tego dnia mieliście wolne, więc postanowiłaś przejść się do pokoju chłopaków, z którymi dogadywałaś się jak z braćmi. Było południe, więc wszyscy powinni być w jednym miejscu. Pewnie szłaś przez teren korpusu treningowego, ubrana w zwykłe jeansy i bluzę z kapturem. Dawno nie miałaś na sobie niczego innego niż mundur.

Po dojściu na miejsce stanęłaś przed drzwiami i zapukałaś dwa razy, przerwałaś i kolejne podwójne zapukanie. Tak mogliście nawzajem się rozpoznać. Po odczekaniu pięciu sekund nacisnęłaś na klamkę i zajrzałaś do pokoju. Tak jak myślałaś, nikt Cię nawet nie usłyszał. Weszłaś do środka i przyjrzałaś się każdemu po kolei. Oczywiście pierwszy rzucił Ci się w oczy Jean, który prężył muskuły na środku pokoju. Był odwrócony do Ciebie plecami, co postanowiłaś wykorzystać. Podeszłaś i przytuliłaś się do niego, ręce kładąc na jego klatce piersiowej. Poczułaś, jak cały się spina i powoli odwraca w Twoją stronę. Kiedy zobaczył, że to ty, wyglądał na zasmuconego.

-(Y/N), już naprawdę myślałem, że to jakaś laska. - bąknął ponownie odwracając się do Ciebie tyłem. Oderwałaś się od niego i złapałaś się za serce, robiąc urażoną minę.

-Auć. - powiedziałaś z powagą, ale zaraz zaczęłaś się śmiać razem z kilkoma innymi chłopakami.

-(Y/N), chodź do nas! - krzyknął Eren, który siedział razem z Arminem, Reinerem i Bertoltem. W podskokach usiadłaś obok niego na łóżku, witając się z wszystkimi po kolei. -Właśnie rozmawiamy o przyszłości. Do którego Korpusu planujesz wstąpić po treningowym?

Rozsiadłaś się wygodnie i teatralnie złapałaś się za podbródek. Szczerze, to w ogóle się nad tym nie zastanawiałaś. Stacjonarny na starcie odpada. Twoim celem jest osiągnięcie jak najlepszych wyników, więc zapewne Żandarmeria. W końcu głupio by było nie wykorzystać miejsca w pierwszej dziesiątce. Z drugiej strony, Zwiadowcy.. to jest dopiero coś. Pomijając fakt, że dołączenie do nich to oddanie swojego życia przełożonym. I to dosłownie.

Postanowiłaś wyminąć to pytanie, nie chciałaś niepotrzebnie paplać. Po co mówić coś, czego nie jest się pewnym?

-Niech zgadnę. Ty wybierzesz Zwiadowców? - skierowałaś się do Erena. Ten kiwnął potwierdzająco głową i chciał rozpocząć swoją gadkę, jak to bardzo nienawidzi tytanów, jak to pożarli jego matkę, że wybije ich co do nogi, jednak nie pozwolił mu zacząć sygnał dochodzący z centrum korpusu treningowego, czyli zaraz przy pokojach chłopaków. Mianowicie oznaczał  on przymus natychmiastowego stawienia się na zbiórkę. Wszyscy spojrzeli po sobie zdziwieni i jak oparzeni zeskoczyli z łóżek i zaczęli się przepychać przez drzwi. Jako jedyna cierpliwie poczekałaś do końca i wychodząc ostatnia zamknęłaś drzwi i zaczęłaś truchtać w stronę miejsca zbiórki. Zatrzymałaś się gwałtownie, bo przed Tobą powoli zaczęło przechodzić kilka koni. Od razu rozpoznałaś ludzi na nich. Na pierwszym dumnie siedział nikt inny jak generał Zwiadowców, Erwin Smith. Zauważył, że zatarasował Ci drogę i zatrzymał się.

-Przepraszam, nie zauważyłem Cię. Proszę, przejdź.- nie wiedząc co ze sobą zrobić zasalutowałaś i widząc jego ciepły wyraz twarzy, uśmiechnęłaś się i szybko przeszłaś.

-Dziękuje! - powiedziałaś i ostatni raz na niego spojrzałaś. Kiedy się odwracałaś, Twój wzrok spotkał się z najzimniejszymi, ale zarazem pięknymi oczami mężczyzny obok Erwina.

Levi Ackerman.

Zatrzymałaś się i przez chwilę utrzymałaś z nim kontakt wzrokowy. Najsilniejszy żołnierz ludzkości własnie patrzył Ci się głęboko w oczy. Chciałaś coś powiedzieć, ale usłyszałaś przyjaciół wołających Twoje imię. W milczeniu posłałaś mu ciepły uśmiech i pobiegłaś dalej.

———

-Widziałaś? Uśmiechnęła się do ciebie! - krzyknęła podekscytowana Hanji. - Nikt dawno nie wytrzymał kontaktu wzrokowego z tobą dłużej niż pięć sekund. No, pomijając nas. - Zaśmiała się i spojrzała na Levia.

-Tch. I tak więcej nie zobaczymy jej na oczy. - powiedział chłodno. Słysząc zapytanie Hanji westchnął. -Takie wesołe mordy wybierają życie. Zawsze. - wyjaśnił i przycisnął łydki do boków konia, zmuszając go tym samym do pójścia naprzód.

————————————

Cóż moge powiedzieć? Startuje od nowa. Mam ostatnio wenę, którą muszę gdzieś przelewać.

Chciałabym zachować kanoniczne zachowanie Levia. Ująć jego zewnętrzny chłód, trudny charakter. Nie wiem czy mi to wyjdzie, ale mam taką nadzieję.

Enjoy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top