25.
Pierwszy raz od na prawdę długiego czasu pozwoliłaś sobie leżeć aż do czasu, kiedy obudziły się Twoje współlokatorki. Chciałaś pójść na śniadanie razem z nimi, źle się czułaś z tym, co powiedziały poprzedniego dnia. Niestety byłaś świadoma, że dziewczyny miały rację i rozpad Waszej relacji był spowodowany przez Ciebie.
W momencie, w którym dziewczyny zaczęły się podnosić wyszłaś z łazienki, wciąż w piżamie. Wywołało to mały szok, ale zaczynając rozmowę jak gdyby nigdy nic na Waszych twarzach wymalowane były uśmiechy. Rozmawiałyście i śmiałyście się przez cały czas, aż do momentu wejścia na stołówkę. Wzięłyście tace z jedzeniem i usiadłyście przy reszcie znajomych, którzy w większości byli trochę zdziwieni Twoim widokiem. Zajęłaś miejsce między Erenem i Sashą, naprzeciwko Ciebie siedział Jean. Co jakiś czas dogryzałaś sobie z zielonookim, raz prawie doszło między wami do rękoczynów. W pewnym momencie zauważyłaś, że połowa osób wręcz zamarzła, dlatego odwróciłaś się w bok i westchnęłaś zrezygnowana.
-(Y.N), skończyłaś już? - zapytał Levi stojąc z założonymi ramionami. Przygryzłaś dolną wargę i spojrzałaś na swoją tacę, która była praktycznie pusta. Mimo tego chciałaś posiedzieć jeszcze trochę ze znajomymi.
-Nie. - odpowiedziałaś krótko podnosząc wzrok na mężczyznę. - Jestem zajęta. - dopowiedziałaś, co spotkało się z uniesieniem brwi przez kapitana. Bez słowa odwrócił się i wyszedł ze stołówki. Wzięłaś głębszy wdech i rozejrzałaś się po twarzach osłupiałych przyjaciół.
-Kłótnia w małżeństwie? - spytał prześmiewczo Connie. Prychnęłaś na te słowa i pokiwałaś głową.
-Nawet nie zaczynaj. - powiedziałaś pół żartem, pół serio.
-------
Od razu po posiłku postanowiłaś wyjść na krótki spacer, trening na ten dzień zaplanowany został na późniejsze godziny. Niebo było pełne chmur, słońce nie dawało rady nawet się przebić, przez co było dosyć chłodno. Patrzyłaś się pod nogi i próbowałaś oczyścić swój umysł z jakichkolwiek negatywnych myśli. Szłaś wokół korpusu i nawet nie zauważyłaś Levia, który z naprzeciwka zaczął kierować się w Twoją stronę. Podniosłaś wzrok dopiero w momencie, w którym zauważyłaś przed sobą buty. Brunet stanął Ci na drodze, dlatego zatrzymałaś się i splotłaś ramiona na klatce piersiowej.
-Możemy normalnie porozmawiać? - odezwał się jako pierwszy uważnie lustrując każdy Twój ruch.
-Zależy co dla ciebie znaczy normalnie. - zaczęłaś nieco pretensjonalnie. - Jeśli znowu zamierzasz reagować jak ostatnio to nie, nie możemy. - mężczyzna opuścił ramiona i westchnął zrezygnowany. Odwrócił wzrok i kiwnął głową w jakieś miejsce.
-Chodźmy tam.
Okazało się, że kapitan miał na myśli murek, na którym w przeszłości spotykaliście się wieczorami. Uśmiechnęłaś się nieco na to wspomnienie i usiadłaś około metr od bruneta. W ciszy obydwoje patrzyliście się przed siebie.
-Więc.. chcesz mi wytłumaczyć skąd twoja wczorajsza reakcja? - spytałaś pierwsza odwracając wzrok na towarzysza, który wciąż wzrok miał wbity przed siebie.
-(Y.N) musisz zrozumieć kilka rzeczy. - zaczął, dlatego usiadłaś tak, aby lepiej móc mu się przyglądać. - Zanim trafiłem tutaj moje życie nie było idealne, więc znałem też nienajlepszych ludzi. Kenny należy właśnie do nich. - odwrócił swój wzrok w Twoją stronę. Zmarszczyłaś brwi. - On jest niebezpieczny, nie ważne jak dobre wrażenie na Tobie zrobił.
-Kiedy wyjeżdżałam, spotkałam go po raz drugi. Powiedział mi coś, co powinnam wiedzieć ja w pierwszej kolejności. - zaczęłaś, na co kapitan zareagował małym spięciem. Tego właśnie chciał, znaleźć przyczynę. - Levi, on powiedział mi, że mój ojciec został zamordowany. - brunet bez słowa przysunął się do Ciebie i się przytulił. Bardzo tego potrzebowałaś, czułaś, jak łzy napływają Ci do oczu, jednak zdjęcie z siebie ciężaru tych słów było dla Ciebie ulgą.
-Wiem, że to dla Ciebie ciężkie, ale muszę wiedzieć, czy powiedział coś jeszcze.
-Tak. - odkleiłaś się od niego i pociągnęłaś nosem. - Mówił, że to przez długi i że powinnam uważać, bo jestem do niego podobna. - powiedziałaś wciąż rozbita. Levi westchnął lekko. Poczułaś na sobie krople wody, zbierało się na deszcz.
-Chodźmy do środka. Niedługo zaczyna się trening. - przytaknęłaś wstając. Z każdym krokiem deszcz stawał się coraz bardziej intensywny, dlatego przyśpieszyliście. Znajdując się niedaleko od wejścia, poczułaś dłoń na swojej. Odwróciłaś się do mężczyzny marszcząc brwi. Zatrzymał się i zrobił krok w Twoją stronę sprawiając, że niemal stykaliście się czołami.
-Obiecaj mi, że już nigdy nie zbliżysz się do tego człowieka. - powiedział stanowczo. Zerwałaś kontakt wzrokowy spoglądając w bok. - Obiecaj mi to.. - jego słowa tym razem były delikatne, jednak pokiwałaś przecząco głową.
-Nie obiecam ci tego, ale.. - zauważając jak brunet się na Ciebie patrzył, położyłaś dłoń na jego policzku. - ale mogę postarać się jak mogę uniknąć z nim spotkania. - uśmiechnęłaś się lekko co spowodowało, że kapitanowi ulżyło. Ostatni raz potarłaś kciukiem jego policzek i odwróciłaś się. - Chodźmy do środka. - stojąc nawet nie zauważyliście, że deszcz się rozszalał, a wy byliście przemoczeni do suchej nitki.
-------
Trening tego dnia nie odróżniał się od innych z wyjątkiem pogody i warunków, które panowały dookoła. Deszcz nie był najgorszym problemem, ale to, co po sobie pozostawił. Wszędzie było błoto i wielkie kałuże, przez które co chwila ktoś się wywracał. Wszyscy kadeci byli przemoczeni, a do tego wszystkiego usmarowani w błocie.
Kapitan zarządził koniec na ten dzień, dlatego ruszyłaś w stronę swoich przyjaciół. Nikt z nich nie wyglądał na zadowolonego, więc postanowiłaś nieco podburzyć przyjaciela.
-To moja ulubiona pogoda na trening, twoja chyba też? - Jean zgromił Cię spojrzeniem. Przez zakończenie ruchu we wszystkich zaczynało dodatkowo uderzać zimno. - Jean, czemu jesteś taki poważny? - zapytałaś w żarcie na co chłopak chciał Cię odepchnąć, jednak podłoże było jakie było; poczułaś jak tracisz równowagę. Z krzykiem w próbie ratowania samej siebie chwyciłaś za koszulkę blondyna, przez to po chwili obydwoje leżeliście w kałuży.
-(Y.N) przysięgam, że tym razem cię zabije! - krzyknął i usiadł na Twoich biodrach. Z całych sił próbował złapać Cię za głowę i utopić w kałuży, jednak dobrze się broniłaś. Śmiejąc się zauważyłaś przy swojej głowie nogi i nie myśląc dwa razy za nie pociągnęłaś. Jak się okazało trafiłaś idealnie, ponieważ był to Eren. Chłopak nie spodziewał się takiego ataku, jednak w podobnym do Ciebie akcie desperacji złapał za koszulkę Sashy. Dwójka przyjaciół całym swoim ciężarem rzuciła się na Jeana, który dodatkowo przygniótł jeszcze Ciebie.
-Nie mogę oddychać! - zaczęłaś głośno krzyczeć przez śmiech. Uważnie, aby się nie potknąć, wszyscy po kolei wstali. - Czuje się taka okropnie brudna. - powiedziałaś patrząc na swoje ubrania, które zgodnie z tym co powiedziałaś były całe w błocie.
-Co ty nie powiesz? - zaśmiał się Jean i zaproponował wejście do środka.
-Jeśli nie zmyje tego z siebie w ciągu kilu minut, to chyba umrę.
------
Dni mijały w swoim tempie- przepełnione były spokojem i dobrymi wydarzeniami. Pielęgnowałaś swoje relacje z przyjaciółmi i starałaś się ich nie zaniedbywać, na treningach dawałaś z siebie ile mogłaś, a Twoja relacja z Leviem była stabilna. W zasadzie to była jedyna rzecz, która Cię martwiła. Wciąż tylko się z nim ukrywałaś, w towarzystwie musiałaś zwracać się do niego w formalny sposób, a mimo to rosło między wami uczucie. Chciałaś skonfrontować z tym bruneta, jednak wszystko było tak dobrze, że bałaś się jakkolwiek temu zaszkodzić.
Siedziałaś właśnie w gabinecie Hanji w jej towarzystwie, razem wypełniałyście jakieś papiery. Starałaś się skupiać na zadaniu, jednak szatynka co chwile na Ciebie zerkała. W pewnym momencie głośno odłożyłaś długopis i machnęłaś rękami.
-O co chodzi? - spytałaś, a kobieta zmarszczyła brwi udając głupią. - Hanji, co chwile na mnie zerkasz.
-No tak tak.. - zaczęła i odchrząknęła. Rozejrzała się nerwowo, przez co sama zaczęłaś odczuwać napięcie. - Miałam nic nie mówić, ale skoro sama pytasz. - odłożyła długopis i oparła się na dłoni. - Erwin od jakiegoś czasu wspomina, że planuje dla ciebie awans. - uśmiechnęła się lekko, ale to nie była reakcja podobna do niej.
-I co w tym takiego złego?
-Idzie wyprawa. Może nawet dostaniesz swój oddział, a to niesie za sobą duże konsekwencje. - odchyliłaś się do tyłu opierając plecy na krześle. - Nowi umieszczani są na względnie bezpiecznych pozycjach, jednak kiedy dostaniesz oddział z obytymi osobami, możesz zostać umiejscowiona wszędzie. Albo zostać umieszczona na informacji, co w ogóle nie jest wymarzonym zadaniem.
-Hanji, jeśli do tego dojdzie, to dam sobie radę. Nie martw się na zapas, to do ciebie nie pasuje. - posłałaś jej uśmiech, na co kobieta się zaśmiała. -Levi o tym wie? - spytałaś, co spotkało się z zaprzeczeniem ze strony towarzyszki.
-Erwin nie chciał mu mówić. Ufa mu, ale.. uważa cię za jego słabość. - przygryzłaś wargę odwracając wzrok na stos książek. - Niech to zostanie między nami. - westchnęłaś ciężko i opadłaś na biurko. Kolejna tajemnica.. nie mogło się to skończyć niczym dobrym.
-Skończmy to wypisywać jak najszybciej. - powiedziałaś i zabrałaś się do roboty. Wiedziałaś, że wszystko aż za długo się układało.
Po skończonej pracy zamknęłaś za sobą drzwi, natomiast ku Twojemu zdziwieniu naprzeciwko stał Levi. Opierał się z założonymi rękami o ścianę i wszystko wskazywało na to, że na Ciebie czekał. Obdarowałaś go ciepłym uśmiechem i podeszłaś bliżej.
-Chodźmy do mnie. - zanim zdążyłaś jakkolwiek się przywitać brunet wyminął Cię kierując się do wspomnianego celu. Westchnęłaś głośno, nie spodziewałaś się takiego powitania.
Szłaś za mężczyzną w ciszy. Obserwowałaś sposób, w który się poruszał, jak jego ubrania były dopasowane do jego ciała, jak z każdym ruchem jego włosy rytmicznie powiewały. Uwielbiałaś na niego patrzeć i za nic nie mogłaś temu zaprzeczyć. Bez zatrzymania pociągnął za klamkę drzwi i przepuścił Cię pierwszą. Weszłaś do pomieszczenia i stanęłaś na środku czekając na następny ruch towarzysza. Ten po zamknięciu drzwi podszedł do jednej z szafek i dziwiąc Cię kolejny raz tego dnia wyciągnął butelkę z alkoholem i dwie szklanki. Kiwnął głową na krzesła przy biurku, dlatego posłusznie zajęłaś jedno z miejsc. Kapitan zaczął nalewać alkohol.
-Jakaś okazja? - spytałaś w końcu biorąc swój trunek.
-A czy musi to być jakaś okazja? - zaśmiałaś się i pokiwałaś przecząco głową. Stuknęliście się szklankami i wypiliście do dna. - Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? - spytał nagle, co nieco zbiło Cię z tropu.
-Powiedzieć co konkretnie?
-Nie udawaj głupiej (Y.N). - powiedział oschle na co uniosłaś brwi. - Że będziesz jechać tam jeszcze raz. - prychnęłaś i zaczęłaś wstawać, jednak zatrzymała Cię dłoń bruneta. - Siadaj.
-Nie będę tu siedziała jak na jakimś przesłuchaniu. - odpowiedziałaś pretensjonalnie, jednak widząc wzrok towarzysza wykonałaś jego polecenie. - Nie powiedziałam. Co w związku z tym?
-Co w związku z tym? - przerwał na chwilę, wziął butelkę i zaczął polewać. - Myślisz czasem? Nie uważasz, że Kenny wiedział? I że będzie na ciebie czekał? - oparłaś się na krześle w szoku.
-Może i będzie. - kapitan machnął ręką, abyś kontynuowała. Ty jednak wzięłaś szklankę i ją opróżniłaś. - Mam rozkazy, Levi. Jeśli Erwin powie że jadę, to to zrobię. - Miałaś wrażenie, jakby mężczyzna zamarzł. Po chwili prychnął i zrobił to samo, co Ty chwilę wcześniej. - Skoro mamy tutaj taki wieczór pytań, to ja też dołączę. - powiedziałaś i oparłaś łokcie na kolanach, aby być bliżej towarzysza. - Jak to jest; tak tutaj udajesz troskliwego partnera, ale kiedy tylko przejdziemy przez drzwi stajesz się dla mnie zimnym przełożonym, tak jak dla każdego innego. Powiedz mi Levi, jak to jest? - brunet obserwował Cię z kamienną miną. Twój oddech zaczął przyśpieszać, kiedy nic nie mówił. - Rozumiem wszystko, dawałam ci czas i przestrzeń, abyś mógł w spokoju przepracowywać sobie swoje uczucia. Ale ile można Levi? - ponownie oparłaś plecy na krześle. Cisza między Twoimi zdaniami była dobijająca. - Kiedy zaczną liczyć się dla ciebie MOJE uczucia? - jedyny ruch, który wykonał był nalaniem alkoholu do szklanek. Nie sięgnęłaś po nią, chociaż tak bardzo tego chciałaś. Cisza. - Cały kapitan Levi: zimny, surowy, bezuczuciowy. Nawet dla osób, które go kochają. - sięgnęłaś po szklankę i podniosłaś ją do góry z uśmiechem przepełnionym bólem. - Za nas. - stuknęłaś się z szklanką bruneta, która wciąż leżała na biurku i napiłaś się napoju.
Wstałaś z krzesła, wycierając gorzkie łzy wyszłaś z pokoju zostawiając najsilniejszego żołnierza ludzkości samego. Ponownie samego.
Szłaś przez korytarz co jakiś czas pociągając nosem. Nagle zza zakrętu wyłoniła się dobrze znana Ci sylwetka. Zasalutowałaś.
-Idealnie, akurat miałem kogoś po ciebie wysłać. - zaczął Smith z małym uśmiechem. - Przyszła informacja zwrotna. Zapraszam jutro o tej samej porze, co ostatnio.
-Świetnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top