23
Poprzednia noc pozostała bezsenna, nie tylko dla Ciebie. Tobie towarzyszyło poczucie winy, jemu- właściwie, to co on w ogóle czuł? Bezradność, ból, smutek? Kto go wie.
Nie chciałaś go spotykać, jednak na śniadanie z samego rana chodził codziennie ten sam skład zwiadowców. Wymieniliście się krótkim spojrzeniem, ale mimo to zauważyłaś w oczach bruneta zmęczenie. Usiadłaś plecami do stołu mężczyzny i w ciszy dokończyłaś swoje śniadanie.
Ku Twojemu zdziwieniu, wychodząc ze stołówki zobaczyłaś w progu głównych drzwi swojego przyjaciela, który raczej nie wstawał o tej godzinie, chyba, że został do tego zmuszony.
-Eren? - zaszłaś chłopaka od tyłu, wywołując zdziwienie na jego twarzy. - Planujesz coś, że jesteś na nogach?
-Mógłbym spytać o to samo.- zaśmiał się krótko i szturchnął Cię w ramię. Sprawiał wrażenie wesołego, jednak jego oczy wołały o powrót do łóżka. - Założyłem się z Jeanem, że wstaniemy rano pobiegać, ale jak widać, jestem sam. - Rozłożył ręce i prychnął.
-To twój szczęśliwy dzień, bo pojawiłam się ja! - Zaśmiałaś się i zaproponowałaś gestem dłoni wyjście na zewnątrz. Szatyn poszedł za Tobą.
Owiało was chłodne, ale przyjemne powietrze. Przeszedł Cię dreszcz, rozejrzałaś się dookoła. Korpus o tak wczesnej godzinie wydawał się bardzo spokojnym miejscem. Chciałaś jak najbardziej cieszyć się chwilą, jednak Twoje myśli ostatnimi czasy były wręcz niemożliwe do przekrzyczenia.
-Wszystko w porządku? - zapytał lekko zmartwiony ciszą Eren. Pokiwałaś twierdząco głową i uśmiechnęłaś się lekko. Zaproponowałaś spacer, na co Twój kolega bez wahania przystąpił.
------
Kiedy szłaś przez korpus, nie było słychać nic innego oprócz echa Twoich kroków. Szybkim tempem kierowałaś się przez skrzydło dowództwa. Zatrzymałaś się przed odpowiednimi drzwiami i lekko zapukałaś. Przeszło Ci przez myśl to, że jeśli nawet tak prostą czynność wykonasz o ton za głośno, ktoś się obudzi. Po krótkim oczekiwaniu usłyszałaś zaproszenie do środka. Szybko przekroczyłaś próg pomieszczenia i zasalutowałaś.
-Dzień dobry (Y.N). - Niski głos dowódcy odbił się echem w jego gabinecie. Gestem ręki poprosił, abyś podeszła bliżej, co wykonałaś bez zawahania. - Dostaniesz ode mnie dwie koperty: w jednej jest fałszywa, a w drugiej prawdziwa zawartość. Fałszywą schowaj w torbę przy siodle, natomiast tę prawdziwą trzymaj przy sobie. - Wyciągnęłaś dłoń zabierając obie rzeczy. Zauważyłaś w nich subtelną różnicę; fałszywka miała krzywo odbitą pieczęć korpusu. - Na miejscu zostań na noc. Koń tak samo jak i ty musi odpocząć.
-Zrozumiane. - Odpowiedziałaś szybko, po czym zostałaś odesłana w drogę.
-(Y.N) - stojąc w progu zatrzymał Cię głos Smitha. - Nie martw się o Levia. Coś wymyślę. - Erwin posłał Ci uśmiech, na co odpowiedziałaś tym samym i zamknęłaś za sobą drzwi.
W zasadzie to trochę zapomniałaś o brunecie i o sytuacji, która między wami zaszła. Poprzedniego dnia nie zamieniłaś z nim słowa- wasz kontakt ograniczył się do tego na stołówce i na treningu. Kilka razy złapałaś go na patrzeniu się, jednak nie wyglądał, jakby chciał zabrać się do rozmowy.
Patrząc na całą sytuację racjonalnie, nie miałaś powodu aby się na niego złościć. Dobrze wyczuł fakt, że nie mówiłaś całej prawdy. Po krótszym namyśle doszłaś nawet do wniosku, że to Ty powinnaś go przeprosić. Oczywiście nie miałaś zamiaru tego robić- to połowicznie była wina Erwina.
Doszłaś do stajni i przywitałaś swojego konia. Nie wyglądał na zadowolonego faktem pracy z samego rana, jednak co on miał do gadania. Osiodłanie go zajęło Ci mniej niż dziesięć minut. Spod kurtki wyjęłaś obie koperty i rozpoznałaś tą nieprawdziwą i schowałaś ją do sakwy w czapraku, a właściwą włożyłaś pod koszulę, w spodnie. Tak na prawdę nie pytałaś po co była koperta na zmyłkę z prostego powodu- byłaś świadoma, że mogą Cię napaść, a nawet sam Erwin przyznał Ci w tym rację.
Zanim się obejrzałaś siedziałaś już w siodle, a Twoje myśli zajęły Ci głowę na kilka kolejnych kilometrów. Wszystko szło zgodnie z planem, nawet pogoda postanowiła dopisać. Powoli poruszałaś się po głównej ulicy miasta- kurtka zwiadowcy wywoływała w mieszkańcach mieszane uczucia, jednak starałaś się nie zwracać na to uwagi. Kątem oka zauważyłaś grupkę dzieci, które z uśmiechami na twarzach wskazywały Cię palcami. Mimowolnie Twoje kąciki ust się podniosły. Nie wiedziałaś, jakie emocje odczuwają, ponieważ Ciebie samej nigdy nie ciągnęło do korpusu.
Znajdując się dalej niż w połowie drogi postanowiłaś zatrzymać się, aby dać swojemu ogierowi się napić. Twoim celem stała się mała karczma przy wyjeździe z jednego z miast. Przywiązałaś konia do płotu i weszłaś do budynku. Wnętrze i atmosfera nie różniły się niczym od tego, co pamiętałaś- wszędzie ciemne drewno, a wokoło siedzieli faceci. Pewnym krokiem podeszłaś do baru i poczekałaś, aż pojawi się jakiś pracownik.
-Dzień dobry. - Odezwałaś się widząc mężczyznę w średnim wieku wychodzącego z zaplecza. Był postawny, mogłabyś powiedzieć, że nawet przystojny, jednak upływający czas zostawiał na nim swoje piętno. Twojej matce na pewno by się spodobał, pomyślałaś. - Mogłabym prosić o wiadro z wodą dla mojego konia? - spytałaś uważnie obserwując każdy najmniejszy ruch pracownika.
-Zwiadowca? Coś tu robisz? - spojrzał na Ciebie w dość dziwny sposób.
-Tak, chcę napoić konia. - Delikatnie się uśmiechnęłaś. Mężczyzna kiwnął ręką i wyciągnął spod barku spore, drewniane wiadro. - Idealne. - Powiedziałaś, a ten skierował się prawdopodobnie nalać do niego wody. Usiałaś na barowym krześle i podparłaś głowę ręką.
-Dawno nie widziałem żadnego zwiadowcy. - Odezwał się niskim głosem mężczyzna obok. Miał na sobie kapelusz, który prawie całkowicie zakrywał jego twarz, spod niego na kark opadały ciemne włosy. Ubrany był zwyczajnie, jednak coś Cię w nim zaintrygowało.
-Zapewne dlatego, że zwiadowcy raczej jeżdżą poza mur, a nie w w głąb niego. - Uśmiechnęłaś się pod nosem. Brunet podniósł głowę, przez co mogłaś przyjrzeć się jego twarzy; o wiele starszy niż myślałaś, z rzadkim zarostem i szarymi oczami.
-Co w takim razie tu robisz, zwiadowco? - zapytał, a w jego głosie wyczułaś szczyptę ironii. Skrzywiłaś się.
-Czekam na wodę dla konia. - odpowiedziałaś krótko i idealnie zauważyłaś barmana z wiadrem pełnym wody. Podziękowałaś mu i wzięłaś je, na odwrotnym spojrzałaś na mężczyznę, który siedział obok. Kogoś Ci przypominał.
Nie zawracając sobie tym głowy wyszłaś na zewnątrz i położyłaś wiadro na ziemi. Ogier od razu się nad nim pochylił i zaczął pić. Poklepałaś go po łopatce i czekałaś, aż skończy. Kiedy podniósł głowę dając Ci znać, że więcej nie chce, podniosłaś prawie puste wiadro i odniosłaś je do środka. Dałaś barmanowi parę monet i wróciłaś z powrotem. Wskakując na siodło zauważyłaś, że mężczyzna, który siedział przy barze stał obok Twojego konia.
-Wiesz, bardzo mi kogoś przypominasz. - Odezwał się, na co parsknęłaś.
-Chciałam powiedzieć to samo. - Pochyliłaś się nieco i wystawiłaś rękę.
-(Y.N) - Mężczyzna ścisnął Twoją dłoń i uśmiechnął się szarmancko.
-Kenny.
-Może kiedyś przypomni nam się, skąd możemy się kojarzyć.
-Do zobaczenia, (Y.N)
Machnęłaś do niego ostatni raz i ruszyłaś kłusem w stronę swojego celu.
------
Przed wejściem za spory mur dzielący miasto i ogromny budynek, do którego się kierowałaś, zeskoczyłaś z konia. Złapałaś za wodze i zatrzymana przez żandarma stojącego na straży, wyciągnęłaś z torby przy siodle fałszywą kopię dokumentu. Podniosłaś go do góry, a kiedy mężczyzna chciał za niego złapać cofnęłaś rękę.
-Przynoszę ściśle tajną wiadomość od generała Erwina Smitha dla króla. - powiedziałaś stanowczo, a strażnik po zlustrowaniu Twojego wyglądu kiwnął głową pozwalając Ci iść dalej.
Po swojej lewej stronie zauważyłaś małą stajenkę, dlatego skierowałaś się tam i po krótkiej chwili odnalazłaś stajennego. Przywitałaś się z nim, wytłumaczyłaś sytuację i klepiąc szyję swojego konia oddałaś go w ręce pracownika.
Musiałaś przyznać, że budynek z zewnątrz robił niesamowite wrażenie. Nigdy nawet nie myślałaś, że będziesz miała okazję przyjrzeć mu się z bliska, a nawet ze środka. Dwóch strażników stojących przed ogromnymi drzwiami wejściowymi najpierw Cię zlustrowali, a następnie otworzyli przed Tobą drzwi. Po drugiej stronie stał mężczyzna w średnim wieku ubrany w bardzo ładne szaty.
-Pani z wiadomością do króla od generała Smitha, prawda? - odezwał się, na co przytaknęłaś krótko. - Rozumiem, proszę za mną. Zaprowadzę panią do pokoju, w którym może pani przenocować. - mężczyzna ruszył przed siebie, więc poszłaś za nim. Co chwilę rozglądałaś się na boki podziwiając najróżniejsze ozdoby. -Król na chwilę obecną jest zajęty, jednak w przeciągu dwóch godzin ktoś po panią przyjdzie. - zatrzymał się przed sporymi drzwiami i delikatnie je popchnął. Weszłaś do środka i z radością stwierdziłaś, że dostałaś całkiem ładny pokój.
-Dziękuje i czekam na wizytę u króla. - uśmiechnęłaś się do mężczyzny i zamknęłaś drzwi.
Ściągnęłaś kurtkę i rzuciłaś ją na łóżko, a sama podeszłaś do okna. Miałaś cudowny widok na miasto. Słońce już prawie całkowicie schowało się za murem, dlatego ludzie powoli zbierali się do domów. Odwróciłaś się w drugą stronę i usiadłaś na małym parapecie. Pokój utrzymany był w jasnej tonacji, nie miał zbyt wiele mebli. Łóżko wyglądało na niesamowicie wygodne, dlatego nie myśląc dwa razy rzuciłaś się na nie i dopiero poczułaś swoje zmęczenie. Mimo wszystko wiedziałaś, że nie mogłaś zasnąć- nie dopełniłaś jeszcze najważniejszej części swojej wyprawy.
------
Levi już o poranku zauważył brak Twojej osoby na stołówce, ale pomyślał, że może w końcu pozwoliłaś sobie pospać dłużej. Siedział w swoim gabinecie aż do rozpoczęcia treningów z nadzieją, że zapukasz, jednak tak się nie stało. Lekko zdenerwowany stał przy oknie obserwując Twoich przyjaciół, którzy stali i bawili się sami. Brunet przeczesał palcami swoje włosy, poprawił kołnierzyk koszuli i wyszedł z pomieszczenia. Niedługo miał zacząć się trening, którego na pewno byś nie opuściła.
Kiedy kapitan stanął przed kadetami uderzył w niego fakt, że rzeczywiście się nie pojawiłaś. W tamtym momencie jego serce nieco przyśpieszyło, prawie sam przed sobą się przyznał, że się martwił.
Po dwóch ciężkich godzinach rozmyślania trening w końcu się skończył, a Levi ruszył jak z procy do gabinetu generała. Jeśli nikt Cię nie widział przez taki długi czas, na pewno on musiał maczać w tym palce. Nawet nie zatrzymał się przed wielkimi drzwiami, wszedł jak do siebie i zauważył blondyna siedzącego jak gdyby nic na kanapie z książką w jednej ręce i herbatą w drugiej. Powoli podniósł oczy na osobę, która jak torpeda wpadła do środka. Widząc Levia odłożył filiżankę na stolik.
-Gdzie ona jest? - spytał stanowczo na co Erwin przekrzywił głowę.
-Kto?
-Nie zgrywaj idioty Erwin. (Y.N).
-Ah. - tylko tyle wydobyło się z ust niebieskookiego. Levi prychnął. - A o co chodzi? Coś się stało? - pogrywał dalej, co tylko jeszcze bardziej denerwowało kapitana. Starał się zachowywać naturalnie, jednak wzburzone emocje prawie zaczęły się przebijać przez codzienny chłód mężczyzny.
-Nie było jej na treningu. Nigdzie jej nie ma. Gdzie ona jest? - powtórzył pytanie. Erwin poprawił się na kanapie i ponownie zabrał się za czytanie książki. -Nie ignoruj mnie.
-Robi coś. - to było wszystko, co chciał powiedzieć. - Nie patrz się tak na mnie. Jest kadetką jak każdy inny i robi coś. - Levi warknął pod nosem i przeszedł się po gabinecie generała.
-Mogę wiedzieć co robi? - spytał z udawaną życzliwością.
-Levi, jestem zajęty.
Brunet nie próbował już nic mówić. Znał Erwina i wiedział, że jak się uparł to nie odezwie się chociażby go torturowali. Wyszedł z gabinetu trzaskając drzwiami i skierował się do pokoju kolejnej osoby, która mogła coś wiedzieć.
-Hanji. - mężczyzna wleciał do środka jak burza i zastał kobietę śpiącą na biurku. Podszedł do niej i uderzył ją w głowę. - Hanji. - szatynka obudziła się i spojrzała zaspanymi oczami na gościa. Mruknęła w jego stronę aby mówił dalej. - Gdzie jest (Y.N)?
-Nie widziałam jej od wczoraj. - powiedziała w trakcie ziewania, co wcale nie zadowoliło Levia. Postanowił wrócić do siebie i czekać, aż informacja sama przyjdzie do niego.
---
Hej,
Na prawdę nie spodziewałam się, że tyle osób nadal czekało na kolejne rozdziały, dziękuje i przepraszam za nie dodawanie!
Nie ukrywam, że pisanie jej to moja ucieczka od uczenia się do matury :x postaram się skończyć ją właśnie do tego czasu (do maja), a rozdziały postaram się dodawać raz w tygodniu- jak bardzo chciałabym więcej, tak nie mam czasu :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top