2.

To już ten dzień. TEN.

Nie mogłaś uwierzyć, jak szybko zleciał czas w korpusie treningowym. Jeszcze wczoraj dopiero co do niego dołączyłaś, a teraz ubierasz mundur i idziesz wybrać korpus, do którego chcesz wstąpić. Czy wiedziałaś już gdzie? No nie. Jakoś zawsze unikałaś tego tematu, nie chciałaś o tym myśleć.

Eren nie miał tego problemu od początku- zawsze chciał dołączyć do Zwiadowców, a jego tajemnicza przemiana w tytana tylko zapieczętowała jego pobyt tam. Kilka tygodni temu został zabrany do korpusu.

Tymczasem Ty, wychodząc ze swojego pokoju po raz ostatni, postanawiasz dołączyć tam, gdzie podpowie Ci intuicja.

Idąc ciemną polaną, zamknięta w swojej własnej głowie otoczona myślami, zostałaś wciągnięta za jeden z domków i przyszpilona do ściany. Następnie Twoje usta spotkały się z dobrze znanymi Ci wargami. Odwzajemniłaś pocałunek i oderwałaś się, aby zaczerpnąć powietrza. Spojrzałaś się w połyskujące w ciemności piwne oczy.

-Jean.. chcę żebyś wiedział, że wszystko co nas łączyło, niezależnie od naszych decyzji, kończy się dzisiaj. - powiedziałaś nie urywając kontaktu wzrokowego. Kischtein napatoczył się jakiś czas temu, Wasza relacja przypominała coś w stylu "przyjaciół z korzyściami (fwb)". Nikt o tym nie wiedział i tak miało zostać. Zgodziłaś się na to, ponieważ nic nie stało Ci na przeszkodzie. No nie oszukujmy się- Jean był przystojny.

-Jasne.. to już ostatni raz. - powiedział i pochylił się, aby Cię pocałować. Odwzajemniłaś pocałunek, kładąc swoją rękę na policzku chłopaka. Odrywając się delikatnie przygryzł Twoją wargę. Przyłożył swoje czoło do Twojego, na co automatycznie zamknęłaś oczy.

-Nie żałuję niczego, co między nami zaszło. - powiedział szeptem i cofnął się kilka kroków do tyłu, wychodząc na oświetloną drogę i ruszył w stronę miejsca, które miało zadecydować o reszcie życia wszystkich zgromadzonych osób.

---

Dochodząc do miejsca docelowego zauważyłaś, że wszyscy stoją już na swoich miejscach. Wzrokiem odnalazłaś przyjaciół i podbiegłaś do nich, wpychając się między Mikasę a Armina.

-Wybraliście już? - szepnęłaś na tyle głośno, żeby oboje usłyszeli.

-Tak. Zwiadowcy. - odpowiedziała Mikasa. Podejrzewałaś, że Armin też ich wybrał, bo nie odezwał się. Cóż, idą za Erenem.

Myśląc o Zwiadowcach, przypomniał Ci się chłód kobaltowych oczu wbitych w Ciebie. Dlaczego teraz to wspomnienie w Ciebie uderzyło? To było tak dawno. Mimo wszystko nadal czułaś ciarki przez moc tych oczu.

Twoje rozmyślenia przerwał Pixys, który zapowiedział kilka osób, w tym Smitha. W ciszy czekałaś na rozwój sytuacji.

Kiedy w końcu nadeszła kolej na wypowiedź Erwina, wszyscy zasalutowali. Mężczyzna walnął taką przemowę, że wątpiłaś, że ktokolwiek w ogóle wybierze Zwiadowców. Kiedy miały zostać tylko osoby, które wybrały ten korpus towarzystwo zaczęło się rozchodzić. Widziałaś wiele znajomych twarzy wycofujących się. Chciałaś do nich dołączyć, jednak Twoje nogi odmówiły posłuszeństwa. Stałaś tam jak zamrożona. Uśmiechnęłaś się kpiąco pod nosem. Czyli Twoja podświadomość wybrała sama. Skoro taka jest decyzja, to postanowiłaś jej posłuchać i nie ruszałaś się. Kiedy na placu zostali już tylko przyszli Zwiadowcy, rozejrzałaś się. Nawet Jean został.. Co go podkusiło? To nie w jego stylu. Cieszyłaś się, ale z drugiej strony bardzo martwiłaś, ponieważ zostali wszyscy Twoi najbliżsi przyjaciele. Nie wiedziałaś, czy sobie poradzą. Ale to nie to liczyło się w tamtym momencie. Liczyło się to, że w końcu podjęłaś decyzję. Podniosłaś wzrok na Erwina i kiedy wasze oczy się spotkały, uśmiechnęłaś się szeroko, z taką pewnością siebie, jakiej dawno nie miałaś. Mężczyzna delikatnie uśmiechnął się na widok Twojej reakcji.

-Czy jesteście gotowi umrzeć na mój rozkaz? Z tego miejsca witam was w Korpusie Zwiadowców. Oddajcie serca sprawie! - krzyknął motywująco, na co wszyscy zasalutowali. Idąc w stronę wozów, które miały zawieźć was do Korpusu, zauważyłaś Jeana. Podbiegłaś do niego i szturchnęłaś lekko.

-Wszystko okej? Nie wyglądasz najlepiej. - powiedziałaś, ale nie dostałaś odpowiedzi. Zatrzymałaś go i poczekałaś, aż wszyscy was wyminą. Stanęłaś naprzeciwko niego i spojrzałaś prosto w oczy. - O co chodzi?

-Nie wiem, dlaczego jestem na tyle głupi, że wybrałem zwiadowców. - powiedział szczerze i uśmiechnął się głupawo. Zaśmiałaś się i popchnęłaś do tyłu.

-Nie zachowuj się jak baba. - powiedziałaś przez śmiech. Stając na palcach objęłaś go za szyję. - Wszystko będzie dobrze. - pocieszyłaś go i po chwili czułaś odwzajemnienie uścisku. Uśmiechnęłaś się. Teraz to tylko Twój przyjaciel, nikt więcej.

---

Na miejsce dojechaliście kiedy było jeszcze ciemno. Wszyscy zasnęli, ale Ty nie mogłaś przestać rozmyślać. Myśli atakowały Cię z każdej możliwej strony, nawet nie wiedziałaś, jak temu zapobiec. Byłaś pobudzona. Kiedy wóz się zatrzymał wyskoczyłaś z niego jak oparzona, starając się nikogo przy okazji nie nadepnąć. Lądując na ziemi ukucnęłaś, żeby lądowanie było lekkie i ciche. Problem był jednak w tym, że przed sobą zauważyłaś nogi. Podniosłaś głowę do góry i zamarłaś.

Levi Ackerman. Ponownie.

Szybko wstałaś i zasalutowałaś, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Normalnie Deja Vu. Tylko teraz nie był na koniu i był o wiele niższy.

-Przepraszam, nie zauważyłam Kapitana.- powiedziałaś żywo. Ten tylko skinieniem dłoni kazał Ci spocząć i zajrzał do wozu. Widząc śpiących ludzi westchnął głęboko i ponownie przeniósł wzrok na Ciebie. Nie wiedząc, co masz ze sobą zrobić, lekko uniosłaś kąciki ust i posłałaś mu życzliwy uśmiech. Jego wyraz twarzy nie zdradzał żadnych emocji, więc ciężko było Ci wywnioskować, co czuje.

On tylko spojrzał do tyłu i zauważył jeszcze dwa wozy oddalone o około pięćset metrów. W ostatnim jechał Erwin, więc zapewne na niego czekał. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i jego kobaltowe oczy po raz kolejny znalazły się na Tobie.

-Nie wyglądasz mi na Zwiadowce. Czemu akurat my, a nie Żandarmeria? - powiedział szczerze. Jak to miałaś w zwyczaju, teatralnie złapałaś się za serce.

-Auć. - powiedziałaś żartobliwie. Brak reakcji. Postanowiłaś nie zdradzać swojego zakłopotania jego kamienną miną i kontynuowałaś jakby nigdy nic. -Szczerze? Nie potrafię tego wytłumaczyć. - zaczęłaś. - Kiedy miałam odchodzić za Żandarmami, nogi jakby wrosły mi w ziemię. I oto jestem. - rozłożyłaś ręce i wzruszyłaś ramionami. Mężczyzna podniósł brwi w geście zdziwienia, ale zaraz potem ponownie spoważniał. Kiedy Ackerman podszedł niebezpiecznie blisko Ciebie, dopiero poczułaś moc jego spojrzenia. Wasze twarze dzieliły centymetry. Wstrzymałaś powietrze próbując utrzymać kontakt wzrokowy, co wychodziło Ci całkiem nieźle. Nie mogłaś wyczytać nic z mimiki twarzy Levia.

-W takim razie obyś nie pożałowała swojego wyboru.. - uciął. Najwyraźniej nie wiedział, jak się nazywam.

-(Y.N). (Y.N) (Y.S).

-(Y.S).. - aż zawiało chłodem. Kiedy światło wozu zaczęło się zbliżać, Levi odsunął się od Ciebie jeszcze chwile nie spuszczając z Ciebie swojego wzroku. Wow.. To było niemiłe. Rozumiałaś, że to wojsko, ale kiedy dookoła nikogo nie było, mógł użyć chociaż imienia, a nie po nazwisku leciał.

Levi Ackerman.. to będzie ciekawa znajomość.

———

Wozy zatrzymały się za pierwszym, po czym z ostatniego wyszedł Erwin. Rozejrzał się i podszedł do Levia, który niezbyt się tym przejął. Siedziałaś na trawie tyłem do nich, odwróciłaś się z powrotem w stronę gwieździstego nieba. Tej nocy było naprawdę piękne. Starałaś się skupić tylko na nim, ale rozmowy z tyłu zaczęły Cię rozpraszać. Przywykłaś do późnego zostawania w nocy, ponieważ o takich porach spotykałaś się z Jeanem. Mimo wszystko zmęczenie dawało się we znaki: byłaś bardzo rozkojarzona i nie mogłaś oglądać nieba w spokoju, kiedy wokół nie było idealnej ciszy.

Słysząc kroki za plecami podniosłaś się. Stanął przed Tobą o wiele wyższy generał. Tak jak nakazują zasady chciałaś zasalutować, ale uspokoił Cię skinieniem dłoni. Uśmiechnęłaś się krzywo i rozluźniłaś się.

-Podoba mi się to, że tak dużo osób wybrało nasz korpus. - powiedział spokojnie i przeniósł wzrok na wozy. O jeden z nich opierał się Levi, spokojnie wpatrując się w niebo. Patrzyłaś na niego przez chwilę, ale kiedy jego wzrok powędrował w Twoją stronę, Ackerman znów przybrał zimny ton. Zakłopotana spuściłaś wzrok na trawę. Poczułaś dłoń na swoim ramieniu.

-Nie przejmuj się nim. Zawsze surowo traktuje rekrutów. - skomentował Smith, który najwyraźniej zauważył Twoją reakcję.

Erwin wydawał się zupełnym przeciwieństwem Levia. Starał się pocieszać, rozmawiać jak normalny człowiek. Odzywał się ciepłym głosem i nie próbował pokazywać swojej władzy nad innymi. Nie wywyższał się, ale mimo wszystko wiedziałaś, że był szanowanym człowiekiem.

-Jestem po prostu trochę zmęczona. Kapitan na pewno też. - uśmiechnęłaś się ponownie. Erwin odwzajemnił Twój gest i zawołał Ackermana. Ten od razu zaczął się zbliżać. Na pierwszy rzut oka było widać, że nawet taki typ jak on szanował generała. Podchodząc coraz bliżej starałaś się nie pokazywać, że nie wiesz co ze sobą zrobić. Wcześniej widocznie chciał Cię spławić, a teraz musiał ponownie podejść do Ciebie. Stanął obok Erwina i czekał na wyjaśnienia.

-Obudź rekrutów. Pomoże Ci.. - urwał. Widocznie on też nie wiedział jak się nazywasz. To nic dziwnego, dopiero co dołączyłaś do korpusu.

-(Y.N) - powiedziałaś po raz kolejny tej nocy.

-(Y.N) Ci pomoże. W końcu ona wszystkich zna. - dokończył.

Ackerman nie wydał się zadowolony, bez słowa zaczął się oddalać w stronę pierwszego wozu. Szybko go dogoniłaś i szłaś kilka kroków za Kapitanem. Będąc na miejscu wskazał Ci, żebyś tam wskoczyła i zrobiła co trzeba. Bez zastanowienia posłuchałaś się i chwilę zastanowiłaś, kogo najłatwiej byłoby obudzić. Pomyślałaś o Mikasie, więc szturchnęłaś ją lekko. Brak reakcji.

-Mikasa, jesteśmy w korpusie. - powiedziałaś, a dziewczyna powoli otworzyła oczy. Wstała i rozejrzała się. -Chcesz mi pomóc? - spytałaś i posłałaś jej uśmiech. Skinieniem głowy zgodziła się i zaczęła od Armina. Ty natomiast ruszyłaś w stronę Jeana. Klepnęłaś go po policzku i od niechcenia otworzył jedno oko.

-Wstawaj śpiąca królewno. - zaśmiałaś się, na co Jean zareagował tym samym i lekko popchnął Cię do tyłu. A raczej chciał zrobić to lekko, jednak potknęłaś się o Reinera i upadłaś do tyłu, prosto na Sashę. Oboje się obudzili i spojrzeli na Ciebie pretensjonalnie, ale Ty wraz z Jeanem wybuchliście śmiechem.

-Przepraszam.. - powiedziałaś przestając się śmiać. Wstałaś i zauważyłaś, że nikt już nie spał. Wyskoczyłaś z wozu i stanęłaś przed Ackermanem, nadal mając banana na twarzy. - Wszyscy wstali. - powiedziałaś, a on totalnie Cię olewając wrócił do Erwina.

———————————————

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top