17.

Kolejny tydzień był dla Ciebie bardzo nudny i zarazem męczący. Pielęgniarka przychodziła trzy razy dziennie, przynosiła posiłki, a po obiadach starała się pomagać Ci przechodzić krótkie dystanse; zazwyczaj było to po prostu przejście z jednego końca sali na drugi. Sama ją o to poprosiłaś, chciałaś jak najszybciej wrócić do formy. Dzięki mocnym lekom czułaś się coraz lepiej. Odkąd zrobiłaś sobie wycieczkę do stajni kapitan nie odwiedził Cię ani razu. Zastanawiałaś się, czy był na Ciebie zły, czy jego charakter go blokował. Nie byłaś zadowolona z tego powodu i uważałaś, że mógłby przyjść chociaż na chwilę. Hanji za to przychodziła średnio co drugi dzień cały czas opowiadając, co się dzieje w korpusie.

Tego dnia mogłaś już wrócić do pokoju zamiast leżeć w skrzydle szpitalnym. Cieszyłaś się, bo mimo tego, że nie będziesz mogła uczestniczyć w treningach, będziesz mogła więcej przebywać z przyjaciółmi.

Pielęgniarka dała Ci szczegółowe rady, jak uniknąć powikłań, ile leków powinnaś brać oraz co mogłaś a czego nie. O własnych siłach wstałaś i powoli, już bez kul, poszłaś w stronę wyjścia. Było południe, więc trwał trening; w takim układzie postanowiłaś skierować się w stronę pokoju wyższej stopniem szatynki, którą spokojnie mogłaś nazywać swoją przyjaciółką. Po chwili drogi zapukałaś w ciemne drzwi i słysząc odpowiedź weszłaś do środka. Okularnica siedziała przy biurku wypisując jakieś papiery. Podniosła wzrok i widząc Ciebie uśmiechnęła się.

-W końcu wyszłaś! - powiedziała głośno, na co podniosłaś kąciki ust. Usiadłaś na krześle obok kobiety i spojrzałaś na porozrzucane kartki.

-Mogę ci w czymś pomóc? - spytałaś. Nie miałaś niczego do roboty, a nie chciało Ci się czekać w pokoju aż do powrotu przyjaciół. Poprawiłaś włosy. Hanji podrapała się po karku i rozejrzała po biurku.

-W zasadzie to mogłabyś wypełnić kilka papierów. Szybciej bym skończyła i przy okazji nie siedziałabym w tym sama. - zaśmiała się przekładając w Twoją stronę mały stos kartek. Wzięłaś jedną do ręki zauważając, że to zwykłe dokumenty na temat korpusu. Szatynka szybko wytłumaczyła Ci co i jak, a kiedy skończyła złapałaś długopis i wzięłaś się do roboty.

-Coś się stało między tobą a Leviem? - zapytała nagle, a ty zmarszczyłaś brwi i spojrzałaś na nią. Odrazu pokiwała ręką. - Jeśli nie chcesz to nie mów. Rzadko go ostatnio widuję. - wytłumaczyła szybko. Westchnęłaś cicho wracając do pisania.

-Nie wiem. - odpowiedziałaś szczerze. -Nie widziałam go odkąd wyszłam sobie na spacer. - zaśmiałaś się nerwowo. Poczułaś na sobie wzrok okularnicy, ale nie zareagowałaś i jakby nic się nie działo przełożyłaś kartkę papieru i zaczęłaś uzupełniać kolejną. -Co masz na myśli przez mówienie, że go nie widujesz?

-Spotkałam go kilka razy u Erwina, może z dwa na posiłku. Wychodzi z nory tylko na treningi. I nie powiem, że to dziwne, bo zazwyczaj unika ludzi, ale ostatnio jakoś bardziej niż zwykle. - powiedziała spokojnie, a Ty przygryzłaś wargę. Chciałabyś pójść do niego i spytać, czy wszystko w porządku, jednak nie byłaś pewna, czy on życzyłby sobie Twojej obecności. Wzięłaś głębszy oddech.

-Nie wiem co powinnam zrobić. - stwierdziłaś trochę smutno. Może gdybyś sobie odpuściła tamtego wieczora nic by się nie stało. -Z jednej strony myślałam, że między nami wszystko w porządku i blokuje go jego.. styl bycia. Z drugiej mam wrażenie, że.. - przerwało Ci krótkie zapukanie do drzwi, a następnie nacisk na klamkę. Twoje serce zabiło mocniej na myśl, że może to być kapitan. W progi drzwi jednak stanął wysoki blondyn, który spojrzał na Ciebie z lekkim uśmiechem. Wstałaś i szybko zasalutowałaś, ale za jego pozwoleniem usiadłaś.

-Miło Cię widzieć (Y.N). Dobrze się już czujesz? - spytał podchodząc do biurka. Położył na nim książkę i dodatkowe kartki papieru.

-O wiele lepiej, dziękuje. - odpowiedziałaś odwzajemniając uśmiech. Spojrzał wymownie przed Ciebie.

-Dopiero wyszłaś, a już bierzesz się za robotę. - zaśmiał się krótko i odwrócił w stronę Hanji. - Będziesz wiedziała co i jak. - wskazał na nowe dokumenty następnie wychodząc z gabinetu. Szatynka runęła na biurko zaczynając jąkać.

-Nie wierze! - krzyknęła, a Ty zaczęłaś się śmiać.

———

Ziewnęłaś przeciągle kiedy wychodziłaś od Hanji. Z tego co się orientowałaś była pora kolacji. Powolnym krokiem ruszyłaś w stronę stołówki, a Twoje serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko. Odrobinę stresowałaś się reakcji przyjaciół w momencie Twojego wejścia do pomieszczenia, ale strach w głównej mierze spowodowany był kapitanem.

Bałaś się, że go spotkasz. Bałaś się, że minie Cię bez słowa. Bałaś się, że nawet na Ciebie nie spojrzy.

Byłaś pewna tego, że robiąc coś w tym stylu złamie Ci serce. A wiedziałaś, że był do tego zdolny.

Z udawaną pewnością siebie pchnęłaś drzwi tym samym wchodząc do jadalni. Odszukałaś wzrokiem stolik, przy którym siedzili Twoi przyjaciele i zaczęłaś iść w jego kierunku. Pierwsza zauważyła Cię Sasha, która aż wstała i otworzyła szeroko usta. Automatycznie cała reszta odwróciła się w Twoim kierunku.

-(Y.N), wyszłaś!

-Dobrze cię widzieć! - wszyscy naraz zaczęli krzyczeć w Twoją stronę, na co zaśmiałaś się. Mimowolnie zaczęłaś błądzić wzrokiem po pomieszczeniu. Twój wzrok zatrzymał się na brunecie, który również swoje oczy skierował w Twoim kierunku. Speszona spojrzałaś w ziemię i usiadłaś między Erenem a Reinerem. Zielonooki pięścią delikatnie uderzył w Twoje ramię, spojrzałaś na niego z uśmiechem na twarzy.

-Czujesz się już lepiej? - spytał. Jego wzrok był bardzo intensywny i cały czas wbity w Twoje (E.C) oczy. Pokazałaś mu kciuka do góry.

-Jak nowo narodzona. - zaśmiałaś się przysłuchując konwersacji odbywającej się przy stoliku. Dokładnie chodziło o to, że Conny i Sasha kłócili się, kto byłby w stanie zjeść więcej ziemniaków. Naprzeciwko Ciebie siedział Jean, dlatego pochyliłaś się lekko do przodu.

-Obstawiam Sashę. - szepnęłaś, a kiedy chciał odpowiedzieć jedna strona konfliktu uderzyła w stół. Spojrzałaś zdziwiona na chłopaka.

-Łamiesz mi serce (Y.N)! - krzyknął i zaczął żywiej argumentować swoje racje. Kątem oka zauważyłaś, że Jean poruszał ustami mówiąc bezgłośnie 'ja też'. Po wymianie poważnego spojrzenia wybuchliście śmiechem. Złapałaś się za brzuch, złamane żebro jeszcze nie do końca wyzdrowiało.

———

Wieczorem razem z wszystkimi przyjaciółmi postanowiliście spotkać się przed głównym budynkiem. Wyszłaś z pokoju i powoli, ale żywo, kierowałaś się na dwór. Za oknem powoli robiło się ciemno, a zapalone świece rzucały cień na korytarzach. Wielu zwidowców jeszcze po nich chodziło, to była idealna pora na spotkania ze znajomymi, z którymi najcześciej nie było nawet czasu porozmawiać w ciągu dnia. Skupiona na sobie nie zauważyłaś średniego wzrostu żołnierza, którego zachaczyłaś barkiem. Zrobiłaś krok w tył i automatycznie poczułaś ból brzucha. Nie dałaś tego po sobie poznać.

-Przepraszam najmocniej, zamyśliłam się. - powiedziałaś w jego stronę, na co uśmiechnął się lekko i poszedł dalej. Położyłaś rękę na źródle bólu i przeklnęłaś pod nosem. Po chwili podniosłaś wzrok i zobaczyłaś, że przed Tobą stała osoba, której nigdy byś się nie spodziewała. Otworzyłaś szerzej oczy i omiotłaś go spojrzeniem.

-Wyglądasz jakbyś zobaczyła trupa. - oznajmił. Stał przed Tobą z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej i miałaś wrażenie, jakby za chwilę miał pożreć Cię spojrzeniem.

-Tak się składa, że właśnie na niego patrzę, kapitanie. - dogryzłaś prostując się mimo bólu. -Mogę w czymś pomóc? - Levi westchnął cicho cały czas wpatrując się w Twoje oczy. Wyglądał jakby zbierał się do powiedzenia czegoś, co nie przychodziło mu łatwo. Jego czarne włosy były ułożone perfekcyjnie jak zawsze, ale zauważyłaś odstający kosmyk włosów przy uchu. Miałaś ochotę go wygładzić, jednak powstrzymałaś się w odpowiedniej chwili.

-Mogłabyś za dwie godziny przyjść do mojego gabinetu? - spytał w końcu. Zmarszczyłaś lekko brwi; nie brzmiał przekonująco. Mimo wszystko cieszyłaś się, dlatego podniosłaś kąciki ust.

-Przyjdę. - jeszcze chwilę na siebie patrzyliście, ale zaraz wyminęłaś go i ruszyłaś we wcześniejszym kierunku.

Levi stał w miejscu jeszcze chwilę, ale zaraz się opamiętał i skierował do Erwina, tak jak wcześniej zamierzał. Było mu na rękę to, że spotkał (Y.N), oszczędziło mu to późniejszego szukania dziewczyny. Kiedy uśmiechnęła się w jego stronę.. zapomniał, jakie to było przyjemne uczucie.

-Cholera. - mruknął pod nosem i zmarszczył brwi.

———

Kiedy dołączyłaś do grupki przyjaciół wszyscy już byli na miejscu. Rozmawiali i śmiali się, entuzjastycznie Cię przywitali i włączyłaś się do rozmowy. Mimo tego, że co jakiś czas coś dopowiadałaś, myślami znajdowałaś się w innym miejscu. Cały czas krążyło Ci po głowie jedno pytanie;

Co Levi mógł od Ciebie chcieć?

-(Y.N), jesteś z nami? - zawołał rozbawiony Jean. Uśmiechnęłaś się i pokiwałaś twierdząco głową.

-Zamyśliłam się.

-Kiedy wracasz do treningów? - spytała Mikasa, na co spojrzałaś na nią z ledwo widocznym smutkiem.

-Jak mi pozwolą. Zapewne nie prędko. - podrapałaś się po karku. Oczywiście miałaś zamiar trenować na własną rękę pomimo zakazów medyków. -Ale chciałabym już. Strasznie mi się nuuuuudzi. - przeciągnęłaś i zaśmiałaś się.

-Eren, a jak tobie idą treningi z kapitanem? - odezwał się Reiner. Eren zrobił zbitą minę.

-Jest ciężko. Jest strasznie wymagający i surowy, ale..

-Ale przynajmniej nauczysz się perfekcyjnie myć okna. - zakpił Jean, na co reszta zaczęła się śmiać. Szatyn ze złością podszedł w jego stronę i tak jak mieli to w zwyczaju zaczęli się bić. Odsunęłaś się do tyłu, kiedy prawie na Ciebie wlecieli. Chciałaś spędzać z nimi jak najwięcej czasu, jednak w tamtym momencie odliczałaś minuty do wyjścia ze spotkania.

———

Pośpiesznym krokiem mijałaś korytarze skrzydła dowództwa. W końcu nastał czas, w którym prawdopodobnie wszystko miało się wyjaśnić. Z jednej strony byłaś najszczęśliwsza na świecie, z drugiej bardzo się bałaś. Szczególnie tego, że Levi postanowi odciąć się od Ciebie na stałe.

Kiedy stanęłaś przed odpowiednimi drzwiami serce biło Ci jak oszalałe. Wzięłaś głęboki oddech i mocno zapukałaś do drzwi. Przez dłuższy czas nie było odpowiedzi, więc chciałaś zawrócić, jednak usłyszałaś zaproszenie do środka.

W tamtym momencie nie potrafiłaś już się uspokoić. Złapałaś za klamkę i nacisnęłaś na nią, następnie wchodząc do środka. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu; jak zwykle wszystko było czyste i równo poukładane. Przy oknie stał odwrócony tyłem brunet. Wyglądał za okno i po chwili odwrócił się w Twoją stronę. Wstrzymałaś powietrze, kiedy jego oczy wpatrywały się w Ciebie.

-Chciał kapitan żebym przyszła. - powiedziałaś biorąc głębszy oddech i nieco się uspokajając.

-Chciałem z tobą porozmawiać. - zaczął i zrobił kilka kroków w przód. Zatrzymał się przy biurku i oparł na nim rękę. -Ostatnio nie mieliśmy na to za dużo szans. - zaśmiałaś się przywierając plecami do ściany. Skrzyżowałaś ramiona na piersiach czując, że nie będzie to łatwa rozmowa dla obu stron.

-Ale czasu było dużo. Wie kapitan, prawie dwa tygodnie byłam w jednym miejscu. - powiedziałaś z większą pretensją, niż zaplanowałaś. Miałaś ochotę sama siebie za to uderzyć. Brunet odwrócił wzrok lekko speszony, na co aż zmarszczyłaś brwi.

-Musiałem.. poukładać sobie kilka rzeczy. - wbił wzrok w półkę z książkami, przez co widziałaś jego profil, który dla Ciebie był idealny. Chciałaś się odezwać, ale nie wiedziałaś co powinnaś powiedzieć. Bez słowa podszedł kilka kroków w Twoją stronę, ponownie wzrokiem wiercąc w Tobie dziury.

-Jesteś denerwująca, upierdliwa i za dużo gadasz. - palnął, a Ty aż szerzej otworzyłaś oczy. -Ale brakowało mi ciebie. Twojej obecności, uśmiechu. - dodał ciszej, a na Twojej  twarzy pojawił się uśmiech. Czułaś ulgę, olbrzymią ulgę i szczęście. Tym razem to Ty zmniejszyłaś dzielący was dystans. Stanęłaś metr przed nim cały czas się uśmiechając.

-Bałam się, że się odemnie odwrócisz, kapitanie. - szepnęłaś, a w oczach zaczęły zbierać Ci się łzy. - Nie przychodziłeś, nawet kapitana nie widywałam. Myślałam, że oszleję. - dodałaś, a jedna łza spłynęła Ci po policzku. Levi podszedł do Ciebie i wierzchem dłoni ją starł. Spojrzałaś na nieco wyższego od siebie mężczyznę i złapałaś jego dłoń, zatrzymując ją na swojej twarzy.

-Proszę, nie rób tego więcej. Nie uciekaj przedemną. - brunet zbliżył swoją twarz do Twojej i dotknęliście się czołami. Zacisnęłaś mocno powieki.

-Nie zrobię. - po tych słowach wasze usta złączyły się razem, a Ty mogłaś nazwać się najszczęśliwszą kobietą na świecie.

—————

Szczęśliwego Nowego Roku!

Taki szczęśliwy rozdział na miłe jego zakończenie.

—Rozdział nie sprawdzony, bo chciałam dodać jak najszybciej—

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top