13.
Następne trzy dni przed wyprawą były bardzo intensywne. Cały czas biegałaś na treningi, a nawet kiedy one się kończyły, zajmowałaś się ćwiczeniami.
Byłaś na siebie wściekła. Z resztą nie tylko Ty-Twoi znajomi również nie mogli pojąć, dlaczego skłamałaś. Następnego dnia Erwin zgodził się z Tobą, że był to dobry plan- dobro korpusu za swoje własne. Jednak ostrzegł Cię również, że od tamtej chwili nie będziesz miała łatwo, jeśli będzie chodziło o jakiekolwiek stosunki z żandarmerią. Ujął to bardzo delikatnie, ale wywnioskowałaś z tego jedno- przy najbliższej okazji pozbędą się "zagrażającej" kadetki.
Najbardziej z tego wszystkiego bolał Cię fakt, że nawet Levi nie mógł, albo nie chciał, zrozumieć Twojej decyzji. Na treningach nie zwracał na Ciebie większej uwagi, a po nich zbywał Cię głupimi wymówkami. Nie wiedziałaś dlaczego, ale to bolało Cię najbardziej. Za każdym razem czułaś, jakby ktoś wbijał Ci kolejne noże w plecy. Starałaś się dwa dni, trzeciego postanowiłaś całkowicie skupić się na ćwiczeniach. Chociaż wszyscy tego dnia dostali wolne, o porze kiedy jeszcze smacznie spali biegałaś kolejne kółko wokół korpusu. Robiłaś to tylko po to, żeby zająć czymś myśli, ale niestety- i tak nie mogłaś sobie z nimi poradzić.
Zatrzymałaś się i łapiąc jeszcze chłodne powietrze znalazłaś drzewo i oparłaś się o nie. Nie było to łatwe zadanie, akurat tego poranka było mgliście, a niebo wyglądało, jakby zaraz miało runąć ulewą. Nie zwracając na to uwagi zacisnęłaś zęby i zaczęłaś uderzać w pień. Zauważyłaś zbliżający się cień, którego nie mogłaś rozpoznać- był zbyt niewyraźny. Kiedy jednak rozpoznałaś osobę, uderzyłaś w drzewo tak mocno, że poczułaś cieknącą po kostce krew. Jak na złość na twarzy poczułaś powoli spadające z nieba krople deszczu. Starałaś się zignorować czyjąś obecność i wróciłaś do uderzeń.
-Nienawidzę tej pogody.
-To po co kapitan przyszedł? - spytałaś nawet na niego nie spoglądając.
-Ta pogoda wywołuje u mnie silną potrzebę ochrony bliskich. - odpowiedział. Zatrzymałaś pięść na drzewie i pochyliłaś głowę.
-No to niech kapitan idzie do Hanji czy Erwina. - w końcu odwróciłaś się w jego stronę i Twój wzrok spotkał się z jego kobaltowymi tęczówkami. Podszedł kilka kroków do Ciebie i złapał za Twoją rękę, dokładnie przyglądając się zakrwawionej dłoni. Zmarszczyłaś brwi.
-Nie rozumiem kapitana. - szepnęłaś, a wyraz Twojej twarzy złagodniał. Mężczyzna puścił Twoją rękę i podniósł dłoń, następnie przejeżdżając nią po Twoim policzku.
-Ja też siebie nie rozumiem. - odpowiedział cicho, po czym odwrócił się i odszedł w kierunku, z którego przyszedł.
———
Wszyscy zwiadowcy wieczorem zebrali się w dużej sali. Erwin tłumaczył ostatnie szczegóły formacji, każdy z uwagą przysłuchiwał się każdemu wyrazowi. Wylądowałaś w najbardziej zewnętrznym kręgu- Twoje zadanie miało opierać się na wystrzelaniu flar oraz ewentualną walką z tytanami. Smith przydzielił Cię do jednego z oddziałów. Nawet się cieszyłaś, że generał zaufał Twoim umiejętnością na tyle, żeby przydzielić Cię w takim miejscu. Większość kadetów wylądowała w środku, na informacji.
Usłyszałaś ostatnie słowa Erwina i wszyscy zaczęli rozchodzić się w swoich kierunkach. Ty zaczęłaś sprawnie ich omijać i szłaś prosto na środek sali. Po przepchnięciu się do tyłu zauważyłaś, że ze skrzyżowanymi rękami stał tam Levi. Podeszłaś do niego i uśmiechnęłaś się. Mężczyzna po rozejrzeniu się po sali spojrzał na Ciebie.
-Dostałaś niebezpieczne miejsce w formacji.
-Wiem.
-Boisz się? - omiótł Cię swoim standardowym wzrokiem. Podniosłaś wzrok do góry.
-Nie. - stwierdziłaś po namyśle. - Jeszcze nie. Później się okaże. A kapitan się boi? - brunet podniósł wyżej brwi i nie odpowiedział. - To chyba znaczy nie. Mniejsza, umówiłam się ze znajomymi. Kapitan pewnie nie chce ze mną iść, więc do zobaczenia! - uśmiechnęłaś się i poszłaś w stronę drzwi.
-(Y.N)! - zatrzymałaś się w progu drzwi i odwróciłaś się w stronę Levia. Stał cały czas w tym samym miejscu i się Tobie przyglądał. -Zrób sobie już dzisiaj wolne.
-Tak jest! - krzyknęłaś salutując, a zaraz później zaczęłaś się śmiać. Pomachałaś mężczyźnie na pożegnanie, na co zareagował kiwnięciem głowy i wyszłaś na korytarz.
Po budynku kręciło się dużo osób, ale nigdzie nie mogłaś dostrzec znajomych twarzy. Niektóre osoby śmiały się, jeszcze inne aż trzęsły się z przerażania. Ty należałaś do grupy, która miała zupełnie neutralne nastawienie co do wyprawy. Dobrze wiedziałaś, że możesz z niej nie wrócić, ale byłaś tego świadoma odkąd Twoja noga przekroczyła próg korpusu.
Mimo wszystko chciałaś przed wydarzeniem przemyśleć sobie kilka spraw, które cały czas siedziały w Twojej głowie. Niefajnie byłoby zginąć ze świadomością, że nie zdążyłaś wszystkiego obmyśleć.
Wyszłaś na świeże powietrze. Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, ale mimo wszystko było przyjemnie- ani zimno, ani ciepło. Ruszyłaś w stronę jednej z górek, która wcześniej niezbyt wzbudzała Twoje zainteresowanie. Tego dnia to miejsce zostało wyznaczone do spotkania. Zbliżając się zauważyłaś kilka sylwetek. Wspięłaś się na szczyt, co nie było jakimś specjalnym osiągnięciem i uśmiechnęłaś się szeroko. Jako pierwsza zauważyła Cię Sasha z Mikasą.
-(Y.N)! - krzyknęła zadowolona Blouse, na co zareagowałaś okręceniem się wokół własnej osi i lekkim ukłonem. Zaraz po tym wybuchłaś śmiechem i przytuliłaś obie dziewczyny na raz. Oderwałaś się od nich i rozejrzałaś.
-Kogo jeszcze brakuje? - spytałaś posyłając każdemu po kolei uśmiech.
-Jeana. - odezwał się Conny. Zmarszczyłaś brwi i usiadłaś na trawie, co powtórzyła reszta towarzyszy. Nagle zza pleców usłyszałaś klaśnięcie i zauważyłaś brakującą osobę, która szczerzyła się jak nigdy.
-Jean, ja wiem co znaczy ten uśmiech! - zaśmiałaś się i pokazałaś na niego palcem. Chłopak okręcił się tak samo jak Ty wcześniej i spod kurtki wyjął dwie butelki wódki. Wszyscy zaczęli mu wiwatować i śmiać się z jego geniuszu.
-Chyba nie myśleliście, że będziemy tu tak po prostu siedzieć! - krzyknął i rzucił jedną butelkę w Twoją stronę, z gracją złapałaś ją i położyłaś na sobie jak dziecko. Drugą odkręcił i zaczął upijać, co spotkało się z głośnymi okrzykami. Nie zwlekając wstałaś i podeszłaś do niego, następnie odkręcając drugą butelkę zaczęliście pić na krzyż. Odsunęliście się od siebie i podaliście alkohol w dalszy obieg. Usiadłaś między Erenem a Jeanem i uśmiechnęłaś się.
-Jak emocje przed jutrem? - spytałaś przelatując spojrzeniem po każdym. Większość zdecydowanie należała do osób przerażonych, które na samo wspomnienie wyprawy zaczynają się trząść. Zupełnym przeciwieństwem był Eren, Mikasa, Ymir, Reiner i Bertholdt. Oni posłali Ci pewne spojrzenie, na co zaśmiałaś się. - Dobra, widzę, że nastawienie są różne, ale powiem wam jedno: nieważne co stanie się jutro, liczy się tu i teraz. - uśmiechnęłaś się promiennie, dostając taką samą odpowiedź od niektórych. Jean stuknął Twój bok na znak, że butelka doszła do Ciebie.
-(Y.N), a ty nie boisz się? - Spytał Armin siedzący naprzeciwko. Upiłaś dwa łyki wódki i pokiwałaś przecząco głową. - Ani trochę? Nie czujesz chociażby, nie wiem, wahania?
-Nie. Znaczy- urwałaś i oddałaś alkohol Erenowi. - jakoś specjalnie się nie przejmuję. Co ma być to będzie, no nie? - powiedziałaś z lekkim uśmiechem, a blondyn nie odpowiedział.
———
Bawiliście się tak długo, aż jakiś zwiadowca nie krzyknął w waszą stronę, że macie wracać do środka. Równocześnie wstaliście i ruszyliście w stronę budynku głównego. Razem z Jeanem trzymałaś się z tyłu i rozmawiałaś z nim, co jakiś czas chichocząc. Musiałaś przyznać, czułaś działanie alkoholu, ale na pewno mniej niż chłopak. On wyglądał i zachowywał się, jakby był na innej planecie, w zupełnie innej rzeczywistości.
-Ostatnio tak sobie myślałem. - zaczął, następnie przytrzymał Ci drzwi, żebyś mogła wejść. Znajdowaliście się już w budynku i powoli kierowaliście się w stronę pokoi. - Nie tęsknisz za tym, co łączyło nas w korpusie treningowym? No wiesz, bliższa znajomość, ale w innym znaczeniu. - powiedział, po czym się zatrzymałaś. Rozejrzałaś się po korytarzu, czy nikt napewno was nie słyszy i spojrzałaś na niego marszcząc brwi.
-Przecież to ustaliliśmy. - odpowiedziałaś twardo. - To, co nas łączyło, zostało w tej uliczce, w dniu wyboru korpusów. Napewno pamiętasz.
-Nie takie było pytanie.. - powiedział ciszej i zbliżył się kilka kroków, na co zareagowałaś cofnięciem. Kiedy poczułaś za plecami ścianę, chłopak podszedł niebezpiecznie blisko. - Czy tęsknisz za tym, co nas łączyło? - ponowił pytanie. Zmarszczyłaś brwi w złości i próbowałaś go odepchnąć, ale był za silny.
-Jean, odpuść. - warknęłaś, co poskutkował tylko tym, że Kirschtein zbliżył się jeszcze bardziej. - Proszę. Ja naprawdę nie chce tego robić.. - powiedziałaś spokojnie i ciszej, ale kiedy to nie poskutkowało z całej siły kopnęłaś go w kroczę. Odsunął się kawałek dalej i zgiął się w pół. - Nie wiem jak ty, ale ja zostawiłam to za sobą. I nie wiem czy wiesz, ale mam kogoś na oku i zgadnij- to nie jesteś ty. - warknęłaś w jego stronę i odwróciłaś się w stronę korytarza prowadzącego do pokoi, jednak nie poszłaś dalej. Stanęłaś jak wryta i spojrzałaś na osobę stojącą przed Tobą.
-Kapitanie, przepraszam za hałas. - powiedziałaś spokojnie, chociaż w środku cała się gotowałaś i wyminęłaś go, zostawiając Jeana samego z Leviem.
"Mam kogoś na oku"... czy na pewno przemyślałaś te słowa?
————
Levi chciał tylko w spokoju przejść przez budynek, ale jak zwykle nie mogło pójść mu to gładko. Kiedy usłyszał głośną rozmowę, która z czasem coraz bardziej brzmiała jak kłótnia, chciał podejść i dać surowe kary sprawcą hałasu. W momencie kiedy stanął kilka metrów od źródła dźwięku zauważył, że to nikt inny jak (Y.N) ze swoim przyjacielem. Dziewczyna była przyciśnięta do ściany przez towarzysza i wcale nie wyglądała, jakby podobała jej się ta sytuacja. W pewnym momencie chciał podejść do chłopaka i porządnie mu przyłożyć. Przystaną jednak nie rozumiejąc swojego zachowania. Przecież to nie była jego sprawa. Zwykli, kłócący się kadeci nie byli niczym nowym dla kapitana, który swoje lata w korpusie przeżył. Jednak widok tej jednej, (H.C)włosej dziewczyny zaczynał go obchodzić. Za każdym ich spotkaniem jego zimne serce zaczynało przyśpieszać. Jej obecność go nie denerwowała, wręcz lubił spędzać z nią czas. Dlaczego?
Z zamyśleń wyrwał go pisk chłopaka i krzyk dziewczyny. Jean zgiął się wpół łapiąc się za krocze, a dziewczyna w złości zaczęła machać rękoma na wszystkie strony. Levi z chęcią w tej sytuacji zaśmiałby się, jednak miał wrażenie, że zapomniał jak robi się to nieironicznie. Chcąc nie chcąc, kapitan nadstawił ucha i przysłuchał się kłótni.
-.....nie wiem jak ty, ale ja zostawiłam to za sobą. I nie wiem czy wiesz, ale mam kogoś na oku i zgadnij- to nie jesteś ty. - brunet zmarszczył brwi. Co zostawiła za sobą? Ma kogoś na oku? Mimowolnie poczuł ukłucie niezadowolenia. Dziewczyna coś do niego powiedziała i wyminęła go, jednak nie słuchał. Powinien się ogarnąć, oj zdecydowanie.
—————————
Krótszy rozdział, bo w następnym wyprawa! Zapewne rozpisze się tak bardzo, że wole zachować jakąś równowagę XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top