11.
Zapukałaś do jednych z wielu drzwi i po usłyszeniu zaproszenia weszłaś do środka. Odpuściłaś salutowanie, sama kobieta powiedziała Ci, żebyś traktowała ją równo ze sobą. Uśmiechnęłaś się do niej i podeszłaś do biurka. Po dłuższym namyśle spojrzałaś jej w oczy z powagą.
-Hanji, nie wiem czy to na pewno dobry pomysł.
-Jak wyszłam, to chwilę zaczekałam pod drzwiami, przyznaję. - zaczęła. - Wiedziałam, że Levi albo pójdzie za mną, albo wywody spadną na ciebie. - uśmiechnęła się lekko, a Ty słuchałaś jej nie bardzo rozumiejąc. - To było logiczne, że tak zareaguje no bo wiesz, jesteś jego gołąbeczkiem i..
-Hanji, do rzeczy. - przerwałaś jej zanim zdążyła zatopić się w wyobraźni.
-Levi nie ma najlepszych wspomnień z żandarmerią. Wie, że w sytuacjach kiedy ktoś naruszy ich prywatność zaczynają być natarczywi i agresywni. Doświadczał ich gniewu na własnej skórze, ale to temat, na który musicie porozmawiać między sobą. Jeśli nie chcesz, możesz się wycofać teraz. Ale możesz też zdecydować się pomóc nie tylko Erwinowi, ale i całemu korpusowi. - wbiłaś wzrok w podłogę zastanawiając się mimo tego, że Twój umysł już podjął decyzję. Intuicja ponownie się odezwała. Spojrzałaś na Hanji zdeterminowana i uśmiechnęłaś się chytrze. - Tak właśnie myślałam! - krzyknęła i zaśmiała się głośno. Wstała od biurka i podeszła do Ciebie. - Chodź, idziemy ratować korpus.
Szatynka po wcześniejszym zapukaniu weszła do gabinetu Erwina, który jak zwykle siedział nad papierami. Tak jak nakazywały zasady zasalutowałaś. Mężczyzna podniósł na was wzrok, kazał Ci spocząć, a następnie kobieta zaczęła ekscytującą opowieść o Twoim planie, nie oszczędzając sobie dodawania zdań o "Gołąbeczkach". Kiedy skończyła, blondyn zerknął na Ciebie i oparł się na skrzyżowanych palcach.
-Wiesz, że to ciągnie za sobą również pewne ryzyko?
-Tak, wiem o tym generale.
-I nadal chcesz nam pomóc, możliwie narażając swoje bezpieczeństwo? Żandarmi nie znają litości nawet dla kobiet. - powiedział poważnie czekając na Twoje zawahanie, jednak cały czas byłaś poważna i nieugięcie trzymałaś się swojego postanowienia.
-Jeśli jest możliwość pomocy korpusowi, zrobię wszystko co trzeba. - Erwin zamknął oczy i uśmiechnął się lekko. -W takim razie usiądź - pokazał Ci stół, przy którym jakiś czas temu zasnęłaś. - i wszystko zaplanujmy.
W momencie kiedy siadałaś na krzesło najbliżej generała, do gabinetu bez pukania wszedł Levi. Rozejrzał się beznamiętnie i zatrzymał wzrok na Tobie. Złapałaś z nim kontakt wzrokowy przybierając równie obojętny wyraz twarzy.
-Dobrze, że przyszedłeś Levi. Właśnie mieliśmy zaczynać. - brunet podniósł pytająco brew, następnie siadając na kanapie w takim miejscu, żeby móc się wszystkim przyglądać. - Do naszego korpusu zawita sam Nike Dok, dowódca żandarmerii razem z kilkoma mniej znaczącymi członkami. Skupmy się jednak na osobie, która jako pierwsza wpadła mi na myśl po opowiedzeniu przez Hanji planu. Jest to Dennis Eirbringer, usytuowany na wysokim stanowisku żandarm stacjonujący w dystrykcie Stohess. To zwykły pijaczyna i hazardzista, więc jakiekolwiek wyciśnięcie z niego informacji nie powinno być ciężkie. - powiedział i spojrzał na każdego po kolei. Kiwnęłaś głową w geście zrozumienia. - Potrzebny nam plan działania. Znając żandarmerię, odrazu sięgną po alkohol. (Y.N) kiedy stwierdzisz, że nadszedł odpowiedni moment dasz znać osobie, którą za chwilę ustalimy. - słuchałaś generała zapamiętując każde słowo. Musiałaś podjąć się tego zadania. Musiałaś.
———
Po skończonej naradzie z dowództwem pożegnałaś się i wyszłaś z pomieszczenia. Oparłaś się plecami o ścianę i odetchnęłaś. Usłyszałaś trzask zamykanych drzwi, a po chwili po obu stronach Twojej głowy zostały rozstawione ręce. Spojrzałaś zdziwiona na Levia, który zabijał Cię spojrzeniem.
-Kapitanie..? - spytałaś rozkojarzona i próbowałaś wyrwać się z ograniczonej przestrzeni, na marne.
-"w którym momencie swojej wypowiedzi wspomniałam, że to ja miałabym wkroczyć do akcji", tak? - zmarszczyłaś brwi, kiedy mężczyzna przytoczył Twoje wcześniejsze słowa.
-A w którym momencie wspomniałam, że to nie będę ja? - spytałaś i uśmiechnęłaś się krzywo. Normalnie bałabyś się, że zaraz ktoś wyjdzie z któregoś pokoju, jednak była godzina snu i nikomu nie widziało się robić sobie spacerów. Hanji wyszła wcześniej, a Erwin raczej nie chciałby się wtrącać.
-Ty nadal nie rozumiesz? Masz praktycznie dać się przelecieć jebanemu żandarmowi, żeby wyciągnąć informacje. - powiedział. Szybkim ruchem złapałaś go za rękę i przeszłaś pod nią, jednocześnie oswobadzając się z pułapki.
-Kapitan już powiedział, że nie chce mieć nic wspólnego z tą akcją. - zaczęłaś i przetarłaś się po policzku. - więc proszę zostawić mnie w spokoju.
-Jesteś skończoną idiotką, wiesz? - spytał spoglądając na Ciebie z irytacją.
-Ze skłonnościami samobójczymi. Tak, wiem. - zaśmiałaś się i odwróciłaś. - Dobranoc, kapitanie Levi. - odeszłaś w stronę pokoju zaciskając mocno powieki. Musiałaś się wyspać, chociaż na siłę.
———
Erwin zwolnił Cię z dzisiejszego treningu. Mimo wszystko wstałaś nad ranem i myślałaś, że odrazu zwymiotujesz. Pół nocy nie mogłaś spać, cały czas myślałaś o swoim zadaniu. Wstałaś z łóżka i chciałaś wziąć z szafy mundur, jednak zapomniałaś, że drugi dzień z rzędu nie szłaś na trening. Stanęłaś przed półkami z ciuchami i złapałaś za czarne jeansy, zwykłą koszulkę i bordową kurtkę. Szybko ogarnęłaś się w łazience, (H.C) włosy zostawiłaś rozpuszczone, następnie wyszłaś spoglądając na zegar. Szósta dwie. Śniadanie już można było odebrać.
Mozolnie wyszłaś na korytarz i doszłaś na stołówkę. Przy jednym ze stolików zauważyłaś Levia, który również przeniósł na Ciebie swój wzrok. Szybko znalazłaś inny punkt zaczepienia, nie chciałaś na niego patrzeć. Nie byłaś na niego zła ani nic, było Ci tylko wstyd. "Masz praktycznie dać się przelecieć jebanemu żandarmowi". Tak, wiedziałaś o tym, kapitanie. Po prostu kiedy ubrał to w słowa, miałaś ochotę zapaść się pod ziemię.
Złapałaś za tacę z jedzeniem i usiadłaś w takim miejscu, żeby być odwrócona plecami do bruneta.
———
Dwie godziny przed rozpoczęciem imprezy zostałaś poproszona o pomoc przy ustawianiu jedzenia na swoje miejsca. Właśnie niosłaś ciasto, przez które w niektórych miejscach nadal miałaś czerwone dłonie. Szłaś spokojnie przez korytarz, razem z kilkoma osobami z oddziału specjalnego.
-....i wtedy on na to: ale to moja żona! - Eld od dłuższego czasu opowiadał żarty, przez które wszyscy aż mieli ochotę zgiąć się w pół. Również się śmiałaś, ale nie tak entuzjastycznie jak reszta. -(Y.N) co jest?
-Wszystko w porządku. - uśmiechnęłaś się w jego stronę. Podniósł jedną brew do góry i spojrzał na Ciebie podejrzliwie. - Nie patrz się tak na mnie! Po prostu trochę się zamyśliłam. - wytłumaczyłaś się, a zaraz potem weszliście na salę. Wyglądała bardzo ładnie. Petra i Nanaba naprawdę się postarały. Podeszłaś do jednego ze stolików, następnie kładąc tam blachę z pokrojonym ciastem. Niedaleko zauważyłaś Levia, który zamiatał podłogę w jednym z kątów. Odwróciłaś się w drugą stronę i podeszłaś do znajomych. Spojrzałaś w kierunku jednego ze stolików, na którym aż roiło się od alkoholu.
-Dużo no nie? Ponad połowę przysłali żandarmi. - otworzyłaś szerzej oczy ze zdumienia. Byłaś młoda, ale piłaś alkohol już wiele razy; chociażby w korpusie treningowym. Czasem Jean przychodził do pokoju z wymalowanym chytrym uśmiechem, a spod kurtki wyciągał dwie butle wódki. Potrafiliście wtedy chlać do rana, na pierwszy trening przychodząc jeszcze wstawieni. Na początku Pyxis potrafił się skapnąć, ale po kilku tygodniach nabraliście takiej wprawy, że wyglądaliście na bardziej trzeźwych niż wasi znajomi.
-Dużo. - powiedziałaś krótko i uśmiechnęłaś się. Podniosłaś głowę do góry żeby spojrzeć mu w oczy. - jakim cudem tyle urosłeś? - zaśmiałaś się, na co blondyn odpowiedział tym samym.
-Są wyżsi ode mnie.
-To przerażające. - ponownie zaczęliście się śmiać i gdyby nie to, że w wejściu stanął generał, pewnie kontynuowalibyście żarty. Mężczyzna rozglądał się po sali widocznie kogoś szukając. Kiedy wasze oczy się spotkały, mężczyzna kiwnął głową przywołując Cię. Nie wahając się ruszyłaś w jego kierunku i kątem oka zauważyłaś, że Levi również do niego szedł. Smith wyszedł na korytarz i upewniając się, że nikogo nie ma obok podeszła do was jeszcze Hanji.
-Coś się stało generale? - spytałaś stając naprzeciwko niego, a zaraz za Tobą pojawił się kapitan.
-Przyjechali żandarmi. - Twoje serce na moment się zatrzymało, wstrzymałaś powietrze. - Eibringera z nimi nie ma. Sami doświadczeni żołnierze i kilku kadetów. Oficjalnie odwołuję akcję. - stanęłaś jak wryta otwierając szerzej oczy.
-Słucham? - spytałaś z niedowierzeniem. - Przecież to nasza jedyna szansa! Musimy zaryzykować. - powiedziałaś głośno, ale nie na tyle, żeby ktokolwiek poza waszą czwórką nie usłyszał.
-(Y.N) nie będę cię narażał. Doceniam twoje zaangażowanie, ale podjąłem już decyzję. - stanowczo wydał generał. Odwróciłaś wzrok w drugą stronę.
-Rozumiem. - wymamrotałaś. Kiedy Smith odszedł, sama zrobiłaś zwrot w tył. Po chwili jednak zwróciłaś się w stronę Levia. Hanji poszła za Erwinem, przez co zostaliście sami na korytarzu.
-Wspominał kapitan, że nie przyjdzie na imprezę. Mogę więc spytać, gdzie można będzie kapitana znaleźć? - spytałaś cicho, co jakiś czas zerkając mu w oczy. Nie utrzymywałaś stałego kontaktu wzrokowego tak jak weszło Ci to w nawyk.
-U siebie. Tylko przypadkiem się do mnie nie zatocz. - powiedział i również odszedł. Pokiwałaś twierdząco głową nie wiedząc, że Levi tak naprawdę chciałby z Tobą posiedzieć. Tylko wiedział, że jak się napatoczysz to już nie odejdziesz, a nie chciał psuć Ci całego wieczoru swoją obecnością.
———
Erwin skończył wygłaszać swoją jakże emocjonującą przemowę o odwadze kadetów, którzy do nich dołączyli i o wyprawie, która będzie ich tak wiele kosztować. No i oczywiście podziękował żandarmom za przybycie, chociaż pewnie z chęcią by ich wykopał. Wszyscy zaczęli entuzjastycznie bić brawo. Później włączyli muzykę, a stolik z alkoholem został otoczony. Znalazłaś wzrokiem Erena, Jeana i Reinera, którzy zaciekle się o coś kłócili. Podeszłaś do nich i posłałaś im uśmiech.
-Piłaś już coś? - spytał Kirschtein próbując przekrzyczeć muzykę. Pokiwałaś przecząco głową, a ten pokazując Ci palec uciekł gdzieś w bok. Eren szturchnął Cię i zachęcił do poruszania się w rytmie muzyki. Zaczęłaś tańczyć, śmiejąc się razem z przyjaciółmi. Nagle zza Reinera wyskoczył Jean, który trzymał w ręku małą butelkę wódki. Uśmiechnęłaś się na sam widok i wzięłaś od niego alkohol upijając kilka łyków. Skrzywiłaś się, ale dalej uśmiechając oznajmiłaś im, że idziesz poszukać innych. Przeciskając się przez tłum wpadłaś na Conniego, który dał Ci kolejnego łyka alkoholu. Następnie wleciałaś na Elda, który zdążył się już podpić. Uśmiechnął się do Ciebie zalotnie i złapał Cię za ręce zaczynając tańczyć. Zaśmiałaś się i również zaczęłaś podskakiwać w rytm muzyki. Po tym, jak obrócił Cię kilka razy pomachałaś mu odchodząc dalej. Tym razem nie miałaś szczęścia i wpadłaś na jakiegoś uchlanego żandarma. Był stary, a dawało od niego wódką na kilometr.
-A co taka piękna panienka robi w zwiadowcach? - spytał pijacko i przyciągnął do siebie na siłę. Próbowałaś się wyrwać, ale był za silny. - ohoho, nie szarp się tak, bo będę zmuszony podjąć inne kroki. - powiedział schylając się do Twojego ucha. Walnęłaś go z główki, przez co złapał się jedną ręką za skroń, drugą nadal trzymając z Twojej talii.
-Puść mnie pierdolony zboczeńcu! - krzyknęłaś, ale to jedynie poskutkowało mocniejszym chwytem. Byłaś za słaba.
-W takim razie, pójdziemy w jakieś bardziej ustronne miejsce. - zaczął ciągnąć Cię w stronę bocznych drzwi, a Ty mimo prób wyszarpania nic nie zdziałałaś. W oczach zebrały Ci się łzy. Jeśli uda mu się Cie gdzieś zaciągnąć, zgwałci Cię lub zabije. Albo najpierw jedno, potem drugie.
——— ———
Levi siedział przy swoim biurku niespokojnie wystukując coś opuszkami palców. Muzykę dało się usłyszeć nawet u niego, co było niesamowicie irytujące. Zastanawiał się, czy (H.C) włosa do niego przyjdzie. Czy usłyszy pukanie, a zza drzwi wychyli się jej uśmiechnięta twarz. Dlaczego o niej myślał, o zwykłej kadetce? Jeszcze tego nie pojął. Nie mógł też zrozumieć, dlaczego wstał i zaczął się kierować w stronę sali.
Zamykając biuro na klucz usłyszał kroki w swoją stronę. Okazało się, że to Hanji powoli zataczała się w jego kierunku.
-Oii Levi! - krzyknęła. - jesteś z (Y.N)? Szukałam jej wszęęęędzie. - zdecydowanie była pijana.
-Nie. - odpowiedział krótko z zamiarem wyminięcia kobiety.
-A to niee wieeem. Ktoś mi mówił, że widział ją z jakimś wyższym gościem. Ale chwila. - zatrzymała się, jakby ją oświeciło, po czym zaczęła się głośno śmiać. - Przecież ty jesteś kurduplem! - w normalnej sytuacji Hanji całowałaby już podłogę, ale tym razem serce Levia zatrzymało się, a jego oddech nieznacznie przyśpieszył. Podleciał do okularnicy i złapał ją za ramiona.
- Gdzie. Powiedz mi gdzie ją widzieli.
-A tam, kawałek za alkoholem. Ale dlaczego... - nie zdążyła zadać pytania, bo Levi wyruszył jak z procy. Mogła być po prostu ze znajomymi, ale spodziewał się najgorszego.
——————————
Call me Polsat.
Zdecydownie jeden z gorszych rozdziałów :<
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top