Pech jest zawsze tam gdzie szczęście.

Pov. Michał.

- P-Paweł o-on. To znaczy j-jego zdrowie, znacznie się pogorszyło. Jest w śpiączce, nie wiadomo nawet czy przeżyje.- wyszlochal mężczyzna.

- Proszę nawet tak nie myśleć! Niech Pan usiądzie i się uspokoi. - powiedziałem.

- Myślisz że sam radę siedzieć, gdy moje dziecko, może w każdej chwili umrzeć?- zapytał wyraźnie zmęczony całą sytuacją.

Było mi naprawdę żal ojca Pawła, nie zasłużył sobie na takie życie, ani on ani Paweł. Ta myśl sprawia że ilekroć  pomyślę o tym, że to ja mógłbym być na ich miejscu sprawia, iż w moich oczach pojawiają się łzy.

- Proszę Pana niech Pan pójdzie do domu, odpocznie, później Pan przyjdzie i gwarantuje panu że wszystko będzie dobrze. Proszę się nie martwić, to naprawdę nic nie da, a tylko pogorszy Pana samopoczucie. Niech Pan pamięta też, że ma Pan młodsza córkę.- powiedziałem poczym dodałem- Ja się wszystkiego dowiem, wystarczy że mnie Pan do tego upoważni. Dobrze?

- Eh, no dobrze.- zgodził się. Co prawda nie był zadowolony, ale sie zgodził.

Po załatwieniu formalności i upenieniu się że pan Maciej pojechał do domu, dostałem pozwolenie na wejście do sali Pawła, z czego skorzystałem.

Gdy już byłem w jego sali, podszedłem do  łóżka na którym leżał. Na jego twarzy znajdowała się maską tlenowa, sam Paweł był podłączony do setki, szpitalnych urządzeń elektronichnych. Usiadłem obok niego na krześle i ująłem jego drobną dłoń we własne ręce. Jedna znajowała się pod wewnętrzną częścią dłoni Pawła, droga natomiast gladziła lekko część zewnętrzną. Na moją twarz wkradł się lekki uśmiech, a słowa same wypływały z mych ust.

- Wiesz Paweł, dziś lekarz powiedział że twój stan się pogorszył i możesz umrzeć, ale ja w to nie wierzę, to znaczy staram się. Wierzę że wszystko się uda, że będziesz tu ze mną rozmawiał, wspominał stare czasy. Pierwsze co zrobimy jak się obudzisz to pujdziemy na pizzę, lub co tylko będziesz chciał, oczywiście ja stawiam. Najpierw jednak, napewno będziesz musiał zostać. A później zobaczymy jak się sytuacja rozwinie, obiecuję że Cię nie zostawię, tylko nie poddawaj się dobrze? Zawsze byłeś silny, czasem nawet bardziej niż ja. Pamiętasz jak uderzyłeś Kamila obcasem, ponieważ mnie kopnął, pamiętasz co powiedziałes? Powiedziałeś, że tylko ty jesteś moim przyjacielem i tylko ty mnie możesz bić. Miałeś w tedy cztery latka. Albo jak obryczałeś chlopaka starszego od nas, równiesz miałeś w tedy cztery lata. Okrzyczałes go bo, jak to ty powiedziałeś prawie Cię zabił. Stałeś wtedy na schodach a on Cię lekko popchnął.Naco ty do niego "nie widisz jak chodzisz?! Prawie mnie zabiłeś!". Jego kolega powiedział wtedy "Widzisz? Pacz jaki mały, a tak Cię obryczał." Śmiał się z niego, a ty cały oburzony jego zachowaniem odszedłeś. Nawet w drugiej klasie byłeś silniejszy ode mnie. Pamiętam że kiedyś dokuczał ci taki chłopak. Powiedziałeś to rodzicom, twój ojciec wtedy powiedział ze masz mu dać z liścia. Spytałes się co to jest, więc ci pokazał. Następnego dnia przyszedł ten chłopak i znowu ci dokuczał. Zapytałeś się go czy chce z liscia, zapytał sie ciebie co to jest a ty bez żadnych, zbędnych wyjaśnień, uderzyłes go w twarz z otwartej dłoni.- zaśmiałem się szczerze, a pomimo tego gorzko.- Dlatego wiem,że teraz też dasz radę i wiem, że ty też to wiesz. Muszę już iść.- oznajmiłem i dodałem.- Bądź silny.

Dzwignąłem jego dłoń swoją ręką ktira znajdowała się po stronie wewnętrznej i ucałowałem jej wieszch . Podobnie zrobiłem, tym razem jednak z czołem Pawła. Nie wiem dlaczego tak postąpiłem, coś mi podpowiadało że dobrze robię.

Miałem już wychodzić z terenu szpitala. Jednak zauważyłem znajomą mi postać przy recepcji. Mikołaj. Chłopak szybko wyszedł ze szpitala, a ja pobiegłem za nim, dorwałem go na chodniku. Rzuciłem się na niego, z pięściami. Chwyciłem go za tył kurtki a on mnie za ramie. Ludzie wystraszeni, uciekli z miejsca bójki,a ci odwazniejsi stali i słuchali o co chodzi. Szczrze? Miałem to gdzieś.

- Przez Ciebie Paweł leży tam w śpiączce! To przez Ciebie może teraz umrzeć, jak się  czujesz z tym, że możesz zostać mordercą, śmieciu?!

- Moja wina że dał mi dupy?! Cza było się rodzić pedałem?! Po Za tym to nie moja wina ze jest takim idiotą!- wykrzyczał, z nutą kpiny w głosie.

- Zabiję Cię!- ponownie zaczęliśmy się bić.

Aż do momentu w którym rozdzielona nas policja. Zawieźli nas na posterunek, w celu wyjaśnienia tej sytuacji. Na szczęście, skończyło się to tylko na upomnieniu.

.......Time skip........

Położyłem się spać, od razu gdy tylko przyjechałem do hotelu. Jednak śnił mi się koszmar i teraz znów próbuje zasnąć. Coś czuję, że to będzie długa noc.

Cześć wam, myszki moje😘
Zacznę od tego, że wspomnienia Michała, są moimi wspomnieniami i zdążyły się naprawdę. Tak, wiem,szok.
Dzisiejszy rozdział jest trochę dłuższy od poprzedniego, wiem że tą bójkę mogłam napisać w kolejnym, ale wolałam mieć to zasobą. Napewno byście podejrzewali ze będzie, a tak to nie wiecie co sie stanie.
Dziękuję wam za wyświetlania, gwiazdki i komentarze. Jestem naprawdę wdzięczna😊
No to tyle, do następnego.
Żegnam was: Ikiś😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top