Czas leczy rany.

Pov. Michał.

Dziś mija miesiąc od dnia przeprosin. Z chłopakami spędzamy mnóstwo czasu. Tak dokładniej to z Pawłem, odnawiamy naszą przyjaźń. Dzisiaj również sie spotykamy.

Paweł chce przedstawić mi jakiegoś Marcela. Ciekawe jak on wygląda, podobno to równy gość, ciekawi mnie tylko dlaczego tak głupkowato się szczerzył, kiedy mi o nim opowiadał. Właśnie wchodzę do sali z czekoladą dla Pawła. Dlaczego? Otóż Paweł ma dziś swoje urodziny, dziewiętnaste.

- Cześć Pawcio.- pżywitałem się z nim przytuleniem.

- O, Michał, hej.- odwzajemnił uścisk.

- A więc tak. Wszystkiego najlepszego, zdrowka, szczęścia, pomyślności, aby twój chłopak Cię bardziej rozpieszczał i czego sobie jeszcze wymarzysz. - złożyłem mu życzenia i podałam czekoladę.

- O rany, dziękuję.- przytulił mnie ponownie.- Skad wiedziałeś, że kocham orzechową?

- Takich rzeczy, się nie zapomina.- zasmiałem się.

Chłopak uśmiechnięty od ucha do ucha, ni z tąd ni z owąd, zaczął ciągnąć mnie przez korytarz. Szliśmy tak około pięciu minut.
Gdy wreszcie dotarliśmy pod upragnioną  salę, Paweł przyłożył ucho do drzwi i kazał mi zrobić podobnie.

Za drzwiami usłyszeliśmy dziwne dzwieki, nie trzeba było nam nawet mówić o co chodzi. Wróciliśmy się do pokoju i tak sobie rozmawialiśmy, około dwie godziny później, ponownie udaliśmy się do sali z 'dziwnymi dzwiekami' jednakże nie z racji iz nie bylo nic słychać postanowilismy wejść. Jednak nie spodziewałem się takiego  widoku...

POV.Paweł.

Przed nami rozgrywała się miłosna scenka,  dwa nagie ciała ze złoczonymi dłońmi, jedno Marceliny, zaś drugie.....Mikołaja?!

Moje oczy od razu zrobiły się mokre od łez, szybko wybiegłem z tego miejsca, w oddali słyszałem jeszcze nawoływania za mną, na które już nie zwracałem uwagi. Upiekłam do miejsca które jest jednym, z tych w których to, można spokojnie pomyśleć... .

POV. Michał.

- Paweł, Paweł, Paweł!- nawoływałem za  chłopakiem.

Ten był już zbyt daleko aby mnie usłyszeć, możliwym jest też że nie chciał mnie po prostu słuchać.

- I co?! Zadowoleni z siebie?!- dźwignąłem chłopaka za włosy.

Nie obchodziło mnie że on jest nagi, nawet nie przejmowałem się tym że obok znajduje się jakąś dziewczyna.

- Módl się abym gi znalazł i nic mu się nie stało. Bo inaczej zginiesz a teraz martw się o swoje zdrowie fizyczne.- wysyczałem- Czy ty wiesz co narobiłaś?! Zraniłeś go! Zdradziłeś, jak się z tym czujesz co?!- warczałem.

Mikołaj tylko spojrzał na mnie zszokowany. Chwile później śmiał się jak nieformalny, a dziewczyna mu zawtórowała.

- Hahahahahaha ty naprawdę myślałeś że ja go hahahahahahaha kohaham.

- Tacy jak on nie powinni istnieć.- zasmiała się kpiaco dziewczyna. 

- Po co ja marnuje czas na takie coś, jak Wy? Tak jesteście nic nie wartym gównem.- powiedziałem i poszłam szukać Pawła.

"Biedny jak on musi się teraz czuć?"- pomyslałem i udałem się na poszukiwania przyjciela. Coś czuję ze to będzie długi dzień.

Cześć.
Dzisiejszy rozdział jest krutszy niż inne, ale za to są dziś dwa. Wybaczcie że tak troszkę nie logicznie, ale ja już na pół śpię. Po mimo zanurzenia pisze. Pisze dla was, dziękuję naprawdę szczerze za gwiazdki i komentarze( naprawdę motywują mnie do dalszego pisania).
Kocham, dobranoc: Ikiś.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top