Przyjaźń piękniejsza od innych

Dwoje nastolatków siedziało pod starym dębem patrząc się w starą posiadłość. Przy żwirowej ścieżce, jak co roku, pojawiły się niebieskie widmowe kamienie, a przed drzwiami dawały światło iskrzące się pochodnie. W oknach na piętrze mrugały światła. Księżyc dawał lekką poświatę na łąkę. Była pełnia.

Gdzieś w oddali rozległ się skowyt. Lily i Luke zadrżeli lekko. Oboje byli w wieku dwunastu lat. W skórzanym plecaku mieli sznurek i narzędzia: obcęgi ogrodnicze, scyzoryki, latarki i zapałki.

Powoli podnieśli się z miejsc. Co roku w tę noc, 31 października, z posiadłością działy się dziwne rzeczy. Chłopiec uparł się, żeby to sprawdzić i choć Lily nie była wcale zadowolona z pomysłu, przystała na propozycję przyjaciela.

Stanęli przed drzwiami, które o dziwo po lekkim popchnięciu otworzyły się na całą szerokość. Nie spiesząc się, weszli do środka. Dziewczynka zdążyła się jeszcze obejrzeć, ale drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Lekko podskoczyli na ten głośny dźwięk.

Nagle usłyszeli głośny oddech. Dziewczynkę przeszły dreszcze. Nieznacznie przysunęła się do przyjaciela.

- Czego ode mnie chcecie? - Szeptał głos.

- Niczego, - odparł cicho Luke - chcieliśmy tylko zwiedzić to miejsce - dziewczynka zacisnęła oczy i pokiwała szybko głową.

- Nie chcemy ci nic zrobić.

- Ależ naturalnie - potwierdził głos - a nawet gdybyście chcieli, nie dalibyście rady. A więc zachciało wam się zwiedzać. Wspaniale! Od dawna nie miałem gości. Chodźcie! Dalej! Prosto! - Lily i Luke podążali, jak kazał im owy głos - I... Stop! - wykrzyknął, a na korytarzu nagle zapaliło się mnóstwo świateł.

Był to pusty korytarz. No prawie, na bordowej ścianie wisiał obraz przedstawiający piękną kobietę. Siedziała na obitym skórą fotelu. Chłopiec podszedł bliżej i lekko dotknął złotej ramy. Dziewczyna na obrazie nagle drgnęła i przeciągnęła się. Luke odskoczył jak poparzony. Obejrzał się za siebie.

- Lily?! Lil? Gdzie jesteś? - zawołał ją, ale dziewczynki nigdzie nie było widać. Kobieta na obrazie odchrząknęła. Chłopiec znów spojrzał na obraz. Dziewczyna wskazała palcem w prawo. Luke podziękował skinieniem głowy i zaczął biec we wskazaną mu stronę.

Po jakimś czasie zobaczył wielkie, brązowe drzwi. Stanął i otworzył je z rozmachem. Na środku siedziała Lily. Chłopak odetchnął z głęboką ulgą. Przekroczył próg pomieszczenia.

- A ty to kto? - zapytała nagle dziewczyna.

- Jak to? Ja jestem... ja... - chłopiec przestraszył się. Nic nie pamiętał - ja nie wiem! - złapał się za głowę, ale im bardziej próbował sobie coś przypomnieć, tym więcej szczegółów ulatywało mu z głowy - Wiesz co? Ja chyba skądś cię znam!

- Mi też tak się wydaje. Tyle, że ja nawet nie pamiętam kim sama jestem.

- Ja też - potwierdził chłopak. Obrócił się i ujrzał zamknięte drzwi. Nie pamiętał, żeby tu w ogóle wchodził. Na drzwiach była kartka. Na niej widniała opowieść. Chłopiec zerwał ją z drzwi i usiadł koło dziewczyny. Zaczął powoli czytać na głos treść.

Jeśli to czytasz, zapewne wszedłeś do tego pokoju i nie pamiętasz kim jesteś. W każdym razie nazywam się Książe Omar III. Mam nadzieje, że nic ci się nie stanie podczas pobytu tutaj, ale tak czy siak uważaj na siebie. Opowiem teraz historię, przeczytaj ją uważnie, inaczej drzwi nie wypuszczą cię dalej.

"Pewnej burzliwej nocy rodzina licząca cztery osoby musiała się ewakuować z domu. Dwójka dzieci i ich rodzice. Szybko wsiedli do wozu zaprzężonego w konie i wyjechali przed dom. Nieszczęśliwym trafem, gdy matka opatulała dzieci kocem, w owy wóz uderzył piorun. Konie spłoszyły się i uciekły. Dzieci i matkę odrzuciło, ale nic im się nie stało. Niestety mężczyzna nie miał tyle szczęścia. Siedział na przodzie - centralnie w miejscu uderzenia. Dosłownie spalił się żywcem. Rodzina płacząc wróciła do domu. Matka zmarła niedługo potem i dzieci wywieziono na farmę. Ludzie mówią, że owa burza była czarodziejska, ponieważ pioruny po kolei trafiły w drzewa, które uschły, ale wciąż stoją przed posiadłością usychając i łamiąc się coraz bardziej. Dom został opuszczony i nikt już nigdy w nim nie zamieszkał. Wiadomo tylko, że owe dzieci miały na imię Lily i Luke"

- Ohh jak ja mogłem zapomnieć - chłopak pacnął się w czoło - jestem Luke! A ty Lily! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi!

- Tak! Już pamiętam! - dziewczynka objęła chłopaka i przyciągnęła go do siebie. Luke odwzajemnił uścisk i zaśmiał się cicho. Gdy się od siebie odsunęli chłopiec wstał i wyciągnął do niej rękę.

- Zrobimy to razem?

- Do samego końca - potwierdziła, chwytając rękę przyjaciela, po czym wstała.

Razem podeszli do drzwi. Luke chwycił za klamkę. Otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Wyszli przed pokój. Lily obejrzała się za siebie, ale drzwi już nie było. Za nimi stała tylko kamienna ściana.

- Luke - szepnęła dziewczyna i wskazała na ścianę, na której malował się świecący na niebiesko napis - patrz.

- "W górę"? Ale co "W górę"? - zastanawiał się chłopiec i obrócił się w zamyśleniu - Lily! Spójrz! - przed nimi zamiast korytarza, który był tam przed chwilą, pięły się schody - Idziemy?

- Idziemy. - potwierdziła i zaczęła wchodzić do góry. Chłopiec podążał za nią nieufnie stawiając stopy na trzeszczących schodach.

Weszli na korytarz na piętrze i rozejrzeli się. Usłyszeli warkot maszyny. Był to mechanizm włączający światła. Miał ustawioną datę na 31 października.

- Więc to tak włączają się światła! - Luke podszedł do maszyny i przejechał po niej palcem. Chłopak interesował się mechaniką, więc z zaciekawieniem się jej przyglądał - Zobacz! - wskazał na drabinę prowadzącą na strych - Wejdę tam, ale ty lepiej zostań tutaj.

- Okey... - dziewczyna pokiwała niechętnie głową - ale uważaj.

- Pewnie - uśmiechnął się dumnie - będę - podszedł do drabiny i wspiął się po jej szczeblach.

Wyjął z plecaka latarkę i rozejrzał się dookoła. To był magazyn. Mnóstwo starych mebli kurzyło się na strychu. Nie było tu podobnego mechanizmu, więc jasne było dlaczego na strychu światła się nie paliły.

- Spoko Lil! To nic. Tu jest tylko mnóstwo śmieci! - chłopak ześlizgnął się po szczeblach - Tylko jakiś magazyn i nic nie warte śmieci. Chodź idziemy na dół.

- Okey - uśmiechnęła się i razem zeszli na dół.

Na parterze widać było drzwi i nic więcej. Podeszli do nich. Luke wziął do ręki gałkę od drzwi. Wystawił drugą dłoń, a dziewczyna z uśmiechem złapała ją w swoją. Chłopak zaczął przekręcać gałkę...

- Lily! Śniadanie! - wykrzyczał głos, a dziewczynka zerwała się z łóżka. Siedmiolatka pobiegła do kuchni i usiadła przy stole.

- Wiesz mamo - mówiła pomiędzy łyżkami mleka - miałam bardzo dziwny sen. Miałam dwanaście lat. Byłam z takim chłopcem...

***

Siedmioletnia dziewczynka zaraz po śniadaniu wyszła się pobawić. Leżała na trawie i oglądała szare chmury. Nagle usłyszała skrzypienie roweru. Wstała i podeszła do płotu. Stał tam chłopak o brązowych roztrzepanych włosach i niebieskich oczach. Miał w ręku klucz francuski i obracał nim w dłoni patrząc na rower. Dziewczynka weszła na płot.

- Cześć! Jestem Lily, a ty? - spytała machając nogami.

- O hej - uśmiechnął się chłopak - nie zauważyłem Cię. Jestem Luke.

- Chcesz się ze mną pobawić? - odwzajemniła uśmiech, a jej serce mocniej zabiło.

- Pewnie.

Dziewczynka otworzyła furtkę, a chłopak wprowadził swój rower. Tak trzydziestego pierwszego października rozpoczęła się przyjaźń piękniejsza od innych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top