Rozdział 76
- No, jak nigdy. - rzuciłam ze śmiechem.
- Uważaj, bo jeszcze może dojść do tego, że zostaniemy dobrymi kumplami.
- Że niby z Tobą mam się zakumplować? Pfff nigdy! - oboje się roześmialiśmy. Chyba alkohol uderzył nam nieco do głowy. Czekałam za Filipem, z którym umówiłam się na rogu przy pizzeri. Miał dla mnie niespodziankę związaną z naszym mieszkaniem. Byłam bardzo podekscytowana, a zarazem przerażona jego pomysłem.Po paru chwilach go ujrzałam. Podjechał w umówione miejsce, więc pożegnałam się z Mikołajem (o dziwo cały czas mi towarzyszył w czekaniu) i podreptałam do mojego chłopaka.
- Cześć. - rzuciłam ze śmiechem.
- Oho ile wypiłaś? - zapytał, widząc moją rozchichotaną minę oraz płonące policzki.
- Oj tam nie dużo. Tylko dwa drinki. Ale nie chcę o tym gadać. Powiesz mi co to za niespodzianka? Nie wysiedzę tutaj w niepewności
- Jesteś niemożliwa - zaczął się ze mnie śmiać. - Za jakieś 10 minut się przekonasz.
Nie było sensu się z nim dłużej kłócić, bo dosłownie zamknął dziób na kłódkę i nie mogłam wydobyć z niego ani jednego słowa na ten temat. W zamian tego marudził mi, że tak długo byłam na spotkaniu z Mikołajem. Też ma być o kogo zazdrosny!Po 10 minutach jazdy po zaśnieżonych ulicach, dotarliśmy za miasto, na osiedle "Łąkowe". Znam dobrze tą dzielnicę, ponieważ mieszka tutaj paru naszych znajomych z klasy. Ładna okolica, cicha i bardzo zielona. A to za sprawą wielkiego parku, w którym zawsze zadbane są roślinności, jest wiele drzew i kolorowych krzewów. Oprócz tego mała rzeczka z pięknymi pomostami i ławeczki, na których w okresie letnim przesiaduje multum zakochanych spacerowiczów.Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę małego domku, znajdującego się nieco na uboczu, obok niewielkiego zagajnika.
- Co to? - zapytałam, robiąc wielkie oczy ze zdziwienia.
- Podoba Ci się?
- Jest cudowny. Wiele razy koło niego przejeżdżałam i zastanawiałam się kto w nim mieszkał, bo chyba jest niezamieszkany?
- Tak ale myślę, że niedługo się to zmieni
- Co chcesz przez to powiedzieć? Czyżby
- Tak. Dokładnie jest tak, jak myślisz.
Popatrzałam na niego z niedowierzaniem. Czy on zwariował? Kupił dla nas dom?!
- Skąd wziąłeś pieniądze na zakup tego domku? - zapytałam, łapiąc oddech.
- Znikąd. - wzruszył ramionami, śmiejąc się szelmowsko.
- Na serio Cię to bawi? - zapytałam nieco ostrzejszym tonem.
- Kochanie - objął mnie w pasie. - Ten domek jest mój. Babcia przepisała mi go w spadku.
- Co? Mówisz serio?
- Jak najbardziej. Nie mówiłem Ci o tym wcześniej, bo jakoś nie było okazji
- Nie było okazji?! - naskoczyłam na niego.
- Ej spokojnie. - próbował mnie udobruchać. - Nie cieszysz się?
- Cieszę się, ale...
- W takim razie chodź. - przerwał moją wypowiedź.Mimo ciemności na zewnątrz i trzaskającego zimna, to miejsce wywołało u mnie falę gorąca. Filip złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka. Dom nie zachwycał wyglądem i zapachem, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top