Rozdział 56
- A oni nie mają nic przeciwko jego zachowaniu?
- Coś Ty. Pokochali go jak swojego. - roześmiałyśmy się w głos.Po 15 minutach zeszłyśmy gotowe na dół. Czarek objechał nas wzrokiem i kiedy stwierdził po raz setny, że pięknie wyglądamy, wyszłyśmy z domu. Próbowałam jeszcze dodzwonić się do Damiana, ale na marne. No cóż, schowałam telefon głęboko do torebki i ruszyłam żwawym krokiem za Judytą i Czarkiem.
- Słuchajcie nie wiem czy to był dobry pomysł, żebym zakładała tą sukienkę - rzuciłam w połowie drogi.
- A to niby dlaczego? - oboje spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- No sama nie wiem nigdy nie chodziłam tak ubrana. I dopiero teraz dotarło do mojego mózgu, że będą tam ludzie z naszej klasy
- Nie przejmuj się kochana przecież wyglądasz rewelacyjnie. Zmieniłaś się o 180 stopni i naprawdę nie masz powodów do zmartwień
- Dokładnie. Powinnaś się raczej cieszyć. - dodał Czarek.
- Głowa do góry. Zrób dobre wejście. - lekko klepnęła mnie w plecy, po czym obie się roześmiałyśmy. W miarę kiedy zbliżaliśmy się do działki naszego kolegi, traciłam pewność siebie. Byłam zestresowana bardziej niż przed pierwszą randką. Nagle w głowie pojawiło się tysiąc wątpliwości, pojawił się Filip, Mikołaj i inni. Jak oni zareagują? Jak mam się zachować?
- Hej a Ty nadal przeżywasz? - zapytała Judyta.
- No.. tak trochę.
- Przecież nie jesteś sama, a to nie są obcy ludzie.
- No wiem, ale jakoś tak..
- Nie przesadzaj. Chodź. - rzucił Czarek i objął mnie ramieniem. Po drugiej jego stronie stała Judyta. O tak, to było dobre wejście. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, kiedy tylko zamknęła się za nami furtka. Nastała cisza, gdzieniegdzie słyszałam szepty typu "to jest Majka?". Zrobiło mi się potwornie głupio, w ustach mi zaschło, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Dopiero jak poczułam ciepłą dłoń Judyty na swoim ramieniu, odzyskałam odrobinę pewności siebie. Jako pierwszy podszedł do nas gospodarz działki - Maciek. Uczeń naszego liceum, w tym roku ukończył szkołę.
- Cześć wam. Maju, muszę Ci powiedzieć, że prawie Cię nie poznałem - uśmiechnął się, podając mi dłoń.
- Maciek ma rację, wyglądasz rewelacyjnie. - nagle koło niego pojawiła się Magda.
- Co Ty zrobiłaś, że masz tak świetną figurę?
- Zupełnie jak nie Ty!
Takie i inne zdania słyszałam przez co najmniej parę minut.
Do każdego robiłam dobrą minę, głupio się tłumacząc i uśmiechając. To było miłe uczucie, ale z drugiej strony bardzo krępujące. Nigdzie nie mogłam wyczaić Filipa. W ogóle po co go szukałam wzrokiem? Podążyłam za Judytą i Czarkiem w stronę domku, kiedy tłum już trochę ochłonął po moim wejściu. Nagle ni stąd ni zowąd w progu małej kuchni stanął Mikołaj.
- Chyba musiałaś mieć dobre tabletki odchudzające - powiedział, bez milszych wstępów.
- Widzę, że nic się nie zmieniłeś. - odpowiedziałam, patrząc na jego wykrzywioną twarz.
- W przeciwieństwie do Ciebie, jestem taki sam jak byłem. Zresztą Ty dla mnie zawsze będziesz grubaska. - rzucił, obrzucając mnie podłym uśmieszkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top