Rozdział 5
Na osłodę wyciągnęłam z zamrażarki lody.Czas do soboty mignął niczym migawka flesza. Bardzo szybko. A co za tym idzie, ognisko.
- Dziewczyny! O 17.00 widzę was u siebie. Zgarniemy wszystkie sprzęty i pójdziemy na działkę. Okej? - zawołała za nami Martyna, kiedy wyszłyśmy ze szkoły w sobotnie przedpołudnie z dodatkowych zajęć. Myślicie, że to głupie chodzić w sobotę na dodatkowe zajęcia z chemii? Ja też tak uważałam. Do czasu kiedy nie zmienili nam nauczyciela, który wymaga od nas więcej niż wszyscy surowi rodzice razem wzięci. Poza tym jest to dobry czas na spotkania z dziewczynami, bo praktycznie chodzimy tam tylko my, dziewczyny. Poza dwoma wyjątkami w postaci chłopaków. Inni uważają, że szkoda czasu na zajęcia w sobotę.
- Okej, będziemy na pewno - odpowiedziała za nas Judyta
- Cały czas się zastanawiam czy iść.. - wypaliłam, kiedy kroczyłyśmy na autobus
- Przykro mi, zadecydowałam za Ciebie, nie masz wyboru - wzruszyła ramionami.
Po raz kolejny odpuściłam kłótnie. Nie chciało mi się sprzeczać.Wieczorem otworzyłam szafę i spojrzałam na swoje ciuchy. Co ja mam założyć? Same worki, wszystko luźne i szerokie. Nie mam nic w czym wyglądałabym jak inne dziewczyny. Zresztą, co ja mówię? Nigdy nie będę wyglądała jak one. Zła, usiadłam na łóżku i z hukiem zamknęłam drzwi od szafy.
- Co się dzieje? - zagadnęła mama, wychylając głowę zza drzwi
- Nic. Nie mam co ubrać na to idiotyczne ognisko
- Jak to nie masz? Pokaż - stanęła przed szafą i zaczęła po kolei wertować wieszaki.
- A to? - zapytała, pokazując tunikę w kolorze granatowym z wyhaftowanym motylem
- Wyglądam w tym jak stara baba..
- A to? Ta bluzka jest fajna, zawsze mi się w niej podobałaś. I do tego te dżinsowe spodnie..
- Mamo.. nawet nie wiem czy się w nie zmieszczę! Nie chodziłam w nich od paru dobrych miesięcy.. - Na oko też Ci nie powiem, więc wskakuj w ten strój, ale już - zarządziła i wręczyła mi ubrania
Z niechęcią podreptałam do łazienki. Ściągnęłam z siebie rzeczy i wskoczyłam w wybrane przez mamę ciuchy. Ledwo, ale zmieściłam się w spodnie. Na szczęście bluzka była szersza, więc przykryła moje wystające boczki i brzuch.
- I jak? - zapytałam z kwaśną miną
- Rewelacja! - wykrzyczała z zachwytem. - Siadaj tutaj, zrobię Ci fryzurę i makijaż
- Mamo, oszalałaś? To jest zwykłe ognisko, po co mam się stroić jak na imprezę?
- Żebyś ładnie wyglądała
- Ładnie to ja nigdy nie będę..
- Przestań - przerwała moją wypowiedź. - Siadaj i nic nie mów.
Zrobiłam jak chciała, chociaż nadal uważałam to za bezsens. Po co mam się stroić? I tak Mikołaj z kolegami będą ze mnie szydzić. Nie uchronię się od tego. Taki już mój los.Mimo wszystko mama zrobiła z moimi włosami rewolucję. Jeszcze nigdy nie miałam ich tak ładnie wyprostowanych, do tego grzywkę spięła mi wysoko do góry, wpinając spinkę pod kolor brzoskwiniowej bluzki. A makijaż? Trochę podkładu, puder i róż na policzki, cienie na powiekach i nieznaczne kreski linerem. Do tego rzęsy wydłużającym tuszem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson :D To jednak mamy kolejny rozdział dzisiaj :D Nie będę się rozpisywać, bo nawet nie wiem co mam pisać xd Więc do następnego Misie :** !!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top