Rozdział 10
Zrezygnowana zabrałam się za rozkładanie zastawy stołowej, nie zwracając nawet uwagi na to o czym tak dyskutują.
- Halo, ziemia do córki - usłyszałam nagle głos taty. Chyba chodziło o mnie.
- Hm? - zapytałam
- Opowiesz mi jak było wczoraj na ognisku? Coś taka zamyślona w ogóle?
- Tak jakoś.. - wzruszyłam ramionami -A na ognisku było fajnie. Spędziłam czas z moimi znajomymi, zjadłam kiełbaskę, powygłupialiśmy się.. aha, właśnie.. - dodałam po chwili - Dziękuję wam jeszcze raz za te wakacje...
- Dobrze wiesz, że dla Ciebie wszystko. - uśmiechnął się do mnie promiennie
- Dzięki - bąknęłam.
Znalazłam się w nieco kłopotliwej sytuacji, kiedy tata zaczyna wylewać z siebie szczodre uczucia wobec mnie. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale jakoś niezbyt komfortowo się czuję.
- Jak tam dotrę? - szybko zaczęłam inny temat
- Na Mazury? Zawieziemy Cię. Zostaniemy z Tobą jeden dzień, a później niestety do pracy
- Szkoda, że nie możecie zostać dłużej
- Oj kochanie, zobaczysz, że będzie fajnie. I na pewno nie będziesz żałowała. - puściła mi oczko mama.
Też chciałabym w to wierzyć, mamo - dodałam w myślach.
Nastał wieczór. Nudziło mi się niemiłosiernie, w domu nie szło wytrzymać ze względu na panującą duchotę. Otwarłam okno jak szeroko i włączyłam muzykę w laptopie. Przy okazji przejrzałam jakieś pierdoły na portalach społecznościowych. Nagle usłyszałam z dołu swoje imię. Początkowo myślałam, że to mama, ale po chwili do mojego mózgu dotarł głos zza okna. Wychyliłam się i ujrzałam machającą w moją stronę Judytę.
- Schodź na dół - krzyknęła
W zasadzie ucieszyłam się, że przyszła do mnie.
- Heeej - przywitałam się - Chodź do ogrodu, posiedzimy
- No spoko. - ucieszyła się na tą propozycję - Nawet sobie nie wyobrażasz jak mi się nudzi w domu.. - Mi tak samo. Próbowałam nawet z tego wszystkiego zrobić projekt na wos
- Że co? Chyba Cię pogięło - prychnęła
- I to totalnie. - wybuchnęłyśmy śmiechem. - przyniosę coś do picia. Zaraz wracam
Zostawiłam przyjaciółkę w ogrodzie razem z Popim, a sama udałam się do kuchni po szklanki i sok. Kiedy wróciłam ujrzałam ich siedzących na trawie, znaczy Judyta siedziała, a mój pies skakał po niej niczym kangur!
- On Cię po prostu uwielbia - rzekłam ze śmiechem
- No przecież. W końcu to mój ulubieniec.
Chwile później siedziałyśmy wygodnie na ogrodowych krzesłach i zaczęłyśmy temat chłopaków. Standard. Opowiedziałam Judycie o spotkaniu z Filipem w parku oraz o tym jak się przez nich poczułam.
- Jak zawsze wymyślasz.. skąd masz pewność, że to z Ciebie się śmiali? - zapytała
- Po prostu tak czuję.. już tyle było przykrych sytuacji, że zdążyłam się przyzwyczaić
- Daj spokój. Powinnaś się cieszyć, że miło wczoraj spędziłyśmy czas
- Może i masz rację. - odpowiedziałam i zakończyłam ten temat. Dla świętego spokoju.Resztę wieczorku spędziłyśmy w ogrodzie na plotach i wspomnieniach wczorajszego ogniska. Pogoda nam dopisała, więc rozstałyśmy się dopiero o 23.00.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top