9 ostatnie tchnienie

Tydzień później wedle planu przyjaciółki zorganizowały wystawę obrazów Ani. Miały tam prawie wszystkie jej dzieła. Nawet ten, który był niedokończonym zamówieniem kogoś. Dziewczyny cieszyły się z efektu. Zgodnie z planem zbierały też pieniądze na odnowienie muzeum, chodząc wśród ludzi oglądających obrazy z puszkami i sprzedając ciasto, ciastka, a także babeczki. Oprócz nich w akcję włączyły się koleżanki z klasy Zuzi i Lucek. Chłopak zgodził się tylko dlatego, iż chciał pomóc odnowić muzeum. Nie bardzo lubił dziewczyny. Lena, Zuzia i Lucek chodzili z puszkami, a Sara wraz z koleżankami Zuzi sprzedawały różne słodkości. Diana ludziom, którzy mieli jakieś pytania odnośnie obrazów udzielała odpowiedzi. Wszyscy zamieszani w tą akcję ubrani byli na czarno. Wernisaż odbywał się pod nazwą "Ostatnie tchnienie".

Po skończonej wystawie dziewczyny oddały wszystkie pieniądze, które zebrały odpowiedniej osobie z muzeum. Potem poszły do domu Sary, żeby pogadać. Jednak nie było z nimi Diany. Ta gdzieś zniknęła.

- Okej, dziewczyny. Podsumowując udało nam się coś zebrać, oddałyśmy to i uczciliśmy jakoś Ankę, więc jest fajnie.

- No tak, Sara. Chyba masz rację.

- Oj, Lena. Ja zawsze mam rację.

Nagle rozległ się dźwięk telefonu Leny. Dzwonił nieznany numer. Bez namysłu dziewczyna go odebrała.

- Lena?

- Tak, kto mówi?

- Cezary. Mówi ci coś to imię?

- No niezbyt...

Dziewczyna jeszcze chwilę rozmawiała z nim. Później rozłączyła się i spojrzała smutno na koleżanki.

- Kto dzwonił? - zaczęła wypytywać Zuzia.

- Jakiś Cezary...

- Czego chciał?

- Mówił, że porwał Dianę i żąda pięćdziesiąt tysięcy złotych okupu...

- Jesteś pewna, że to nie był jakiś żart? Porywacz chyba nie byłby na tyle głupi, żeby zdradzać jak ma na imię.

- Nie wiem, ale musimy ją odbić...

- Ale skąd my tyle weźmiemy? Nawet moi rodzice aż tak wiele nie zarabiają... - wtrąciła Sara.

- Nie wiem, ale życie jest takie okrutne. Najpierw Ania, a teraz ona. Na życie Anki nie miałyśmy większego wpływu, ale Dianę możemy jeszcze uratować. Musimy tylko wymyślić dobry plan. Mamy dwa dni na skąbinowanie kasy...

- Co? Tak mało? Nie uda nam się... Wspominałam, że jestem pesymistką?... Nie? To teraz wspominam.

- Daj spokój, Sara. Damy radę, bo jak nie my to kto?

- Bo jak nie my, to nikt. Ale to nie ma nic z tym wspólnego. Niemożliwe jest zebrać taką ilość pieniędzy w ciągu zaledwie dwóch dni...

- A więc jestem pesymistką, Lena - marzycielką, Zuza - realistką, Ania była optymistką, a Diana... Hmm... Ona chyba była tym wszystkim naraz. Och, tak do nas pasowała...

- Sara czemu mówisz o Dianie w czasie przeszłym? Przecież jeszcze jest nadzieja...

- Nadzieja? Jaka nadzieja? Nawet jeśli jest to w czym ona pomoże?

- Przydałaby się tu Ania i choć trochę jej optymizmu...

- Przestańcie dziewczyny. W takich sytuacjach jak ta powinniśmy być twarde... - zaczęła Zuzia.

- ... jak żelki z biedronki! - dokończyła Sara.

Lena strzeliła sobie tylko facepalma, nie wysilając się na komentowanie tejże wypowiedzi.

- Zacznijmy może od spisania pomysłów na zdobycie pieniędzy... - powiedziała tylko.

- A może zaczniemy od ustalenia tożsamości Cezarego?

- Oj Sara, ci już nic nie pomoże. Cezary i Diana chodzili kiedyś ze sobą do czasu, gdy chłopak zniszczył jej dziesiąte urodziny. Wtedy przy wszystkich z nim zerwała.

- Wow Zuza, skąd ty to wiesz?

- Powiedzmy, że znam się na ludziach i mam dobrą pamięć.

- Masz talent. Ty to normalnie musisz iść z tym do Mam talent.

- A niby jak ty to sobie wyobrażasz?

- No zamkną cię z kimś na godzinę, a potem wyjdziesz i powiesz wszystko o tej osobie.

- Sara to tak nie działa.

- Na serio?

- Na serio.

- Dobra wróćmy do poważniejszego tematu...

- A co? Ten nie jest poważny, co Lena?

- Nie... Dobra dość. Macie jakieś pomysły na zdobycie tych pieniędzy?

- Nie. Nie ma w ogóle mowy, że nam się uda. Możemy już wykreślić Dianę z listy żywych.

- Czemu mówisz okrutną prawdę?

- Bo takie jest już życie. Nie lubię kłamać.

- Cichaj!

- Ja ciebie nie rozumiem.

- A ja ciebie.

- Pomysły na zdobycie tych pieniędzy, no już dziewczyny. Myślcie. - rozkazała Zuzia.

Nastała dłuższa chwila milczenia.

- No nie wiem. Napadniemy na bank?

- Ale Lena stać cię na więcej.

- No dzięki Sara, że we mnie wierzysz.

- Ej no, czy to był sarkazm?

- Może, a może nie...

- Lena zastanów się. Najpierw chcesz zbierać na odnowienie muzeum, a teraz myślisz o okradaniu banku? Coś tu nie gra nie sądzisz? Pomińmy już sam fakt, że cała akcja byłaby z góry skazana na porażkę. - przerwała im Zuzia.

- No, ale musimy zdobyć jakoś te pieniądze!

- Ale nie w taki sposób, który nie jest w ogóle do zrealizowania.

- A skąd mamy pewność, że ten koleś mówił prawdę? Może wcale nie porwał Diany? Może to tylko głupi,nieśmieszny żart? - rozmyślała na głos Sara.

- To nie głupie...

- No to, gdzie ona się podziała? Czemu z nami nie poszła do ciebie, Sara? - wątpiła Lena.

- No nie wiem. Zadzwońmy do niej i spytajmy, gdzie jest.

- Ta, bo odbierze...

- Spróbujmy. To nie głupie posunięcie.

- No okey. Skoro chcecie to dzwonię.

Lena wyjęła swoją komórkę. Wykręciła znajomy jej numer i czekała. Ponowiła próbę jeszcze trzy razy. W końcu odłożyła słuchawkę z ponurą miną.

- Nie odbiera... Serio ją porwał...

- No to zadzwońmy na policję... Czemu wcześniej na to nie wpadłyśmy? - stwierdziła Sara.

- Nie możemy. Mówił, że jak zadzwonimy to ją zabije...

- Myślicie, że byłby zdolny do tego? No i jak w ogóle by się, że zadzwoniłśmy na policję?

- Nie wiem, ale on zawsze był dziwny i miał skłonności psychopatyczne, więc nie wiadomo.

- Nie... Życie jest takie nie fair...

- No weź Lena, nie załamujmy się. Może nam się jeszcze uda.

- Mówisz tak, by nas pocieszyć, ale sama w to wątpisz.

- Może...

- Zjedzmy lody na pocieszenie albo kinderki...

- Sara, nasza przyjaciółka została porwana, a ty chcesz jeść lody?

- Albo kinderki...

- Ania, dlaczego mnie tu zostawiłaś?

- No weź Lena. Przestań. Nie jest jeszcze aż tak źle. Zawsze mogło być gorzej...

- Nie. Czemu to powiedziałaś? Teraz będzie gorzej...

- Dobra wróćmy do pytania: jak zdobyć pieniądze? Legalnie.

- Nie da się...

- Sza. Weźmy wszystkie nasze oszczędności. Umówmy się z porywaczem i miejmy nadzieję, że uda nam się wynegocjować zniżenie okupu...

- Ty pesymistka i nadzieja? Jaka ironia...

- Przynajmniej wpadłam na jakiś pożyteczny pomysł, a nie jak ty z tym bankiem...

- Dziewczyny chciałyśmy odbudować naszą paczkę, ale chyba nie wyszło, bo ciągle się o coś kłócimy...

- Mówisz o odbudowie? Już jej nie chcę. Bez Anki i Diany to już nie będzie to samo...
Przez dłuższy czas nikt nic nie powiedział. Słowa Leny zawisły w powietrzu, a atmosfera zrobiła się nieznośna. Zuzię uraziło to stwierdzenie, ale postanowiła nic nie mówić. Z kolei Sara wciąż zawzięcie myślała nad zebraniem pieniędzy na okup.

- A czemu nie poprosimy o pomoc Eryki albo rodziców Diany?

- Jej rodzice zginęli w wypadku dawno temu. Wracali z delegacji do domu, ale nie mieli szczęścia, bo rodzice Ani się spieszyli do swoich dzieci i spowodowali wypadek, w którym przeżył tylko ojciec Anki...

- Serio skąd ty to wszystko wiesz?

- Mówiłam... Mam dobrą pamięć...

- Aha okey... O fajne skarpety. Gdzie je kupiłaś?

- Szczerze? Ukradłam ci jak miałyśmy dziewięć lat...

- Co? I nadal ci pasują?

- Właśnie trochę ciasne, ale chciałam ci je oddać...

Zuzia oddała Sarze jakieś skarpetki. Natomiast Lena straciła nadzieję na odbicie przyjaciółki. Na pewno im się to nie uda. Jak mogła wcześniej łudzić się, że cokolwiek wskurają w tej sprawie?

- Fuuuj nie chcę ich. Nie wiadomo, co z nimi robiłaś.

- Dobra nie wnikam w ciebie i twoją wyobraźnię. Więc podsumowując zbierzmy tyle ile możemy. Umówmy się z porywaczem i miejmy nadzieję, że uda nam się z nim utargować.

- Spoko, ale nadal uważam, że plan z bankiem był niezły i lepszy. - odezwała się wreszcie Lena.

- Ta, tylko niewykonalny.

- Czekajcie właśnie mnie olśniło, jak możemy zarobić. - rzekła nagle Sara.

- No dawaj, mów.

- Niech zgadnę, przebierzesz się za menela, pójdziesz pod biedrę i ...

- Nie no Zuza, co ty? W sensie możemy zarabiać na ulicy inaczej. Na przykład grając i śpiewając. Ludzie potrafią być hojni dla młodych talentów.

- Ta... Widzisz tu jakieś talenty?

- Tak. Widzę wspaniały wokal, nieziemską perkusję i idealny keyboard. W dodatku gram też na skrzypcach.

- Mówiłaś o sobie?

- Nie. Zuza umie grać na perkusji, ty Lena przecież na keyboardzie kiedyś grałaś, a ja ogarnę wokal i mogę też skrzypce.

- Ty i skrzypce?

- Tak. Tata mnie zachęcił, a potem mi się to spodobało.

- Dobra to nie głupi pomysł. - stwierdziła Zuza.

- Spoko, ale mamy tylko dwa dni, więc odpada. Za dużo czasu zmarowały byśmy na zbieraniu sprzętów i ogarnięciu melodii. Niech każda po swojemu zbiera pieniądze, a później spotkamy się u Sary o szesnastej. Przeliczymy wtedy hajs. Z nim umówimy się na osiemnastą gdzieś, gdzie jest dużo ludzi... - powiedziała Lena.

- Czyli mamy tylko dwa dni? A no tak...

- No spoko. Jakoś się uda. A więc do zobaczenia dziewczyny. Widzimy się po jutrze u mnie. Zaczynamy zbierać kasę już od dziś. Już idźcie.

- No dobra... Skoro nas wyganiasz.

- Ja was nie wyganiam tylko ładnie wyrzucam. Papatki laski.

- No pa...

Dziewczyny wyszły z domu Sary. Zapragnęły odbić przyjaciółkę nade wszystko, a także zemścić się na porywaczu. Nie chciały zostawać w tej sytuacji bezsilne. Chciały walczyć o Dianę. Zaczęły zbierać pieniądze. Każda znalazła swój własny sposób. Rozpoczęła się ich cicha walka o odbicie przyjaciółki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top