Rozdział 11

 Czas mijał dla Avalon nieubłaganie. W sobotę dostali e-mail ze szkoły ze wszystkimi wytycznymi. Nauczyciele obiecywali pomoc. Niektórzy wystąpili z propozycją zorganizowania zajęć wyrównawczych na okienkach między lekcjami lub po nich. Takie wsparcie ze strony nauczycieli było niesamowicie miłe i rzadko spotykane. Tak jak dyrektor obiecał, Ryan został przeniesiony do klasy Avalon. Teraz po niedzieli pełnej stresu nastał poniedziałek, a oni siedzieli w aucie chłopaka na parkingu szkolnym. Wpatrywali się w zbierające się przed szkołą grupki znajomych i zastanawiali się, czy wyjść teraz — ściągając na siebie ciekawskie spojrzenia, czy może, dopiero gdy uczniowie zaczną gromadzić się w klasach. Avalon stresowała się reakcją znajomych na wieść o ciąży, z kolei Ryan zamartwiał się tym, że Avalon się stresuje, a to dla niej nic dobrego. Kiedy tak patrzył na jej bladą twarz, miał ochotę odpalić auto, z piskiem opon opuścić parking i ukryć Ave w domu, aby nie musiała się o nic martwić. Zrobiłby tak, gdyby nie zdrowy rozsądek, którego i tak miał niewiele, zważywszy, że to przez jego penisa — którego zaś nie mógł utrzymać w spodniach — znaleźli się w takim położeniu.


Z kłębiących się czarnych myśli wyciągnęło ich ciche pukanie w szybę od strony kierowcy. Oboje podskoczyli na siedzeniach zaskoczeni. Obrócili się w stronę okna, spodziewając się jakiegoś dyżurującego nauczyciela, jednak natrafili na rozciągniętą w uśmiechu twarz Olivera, którego blond włosy były roztrzepane na wszystkie strony. Za nim stała Lily również uśmiechająca się od ucha do ucha. Powoli wywlekli się z auta, stając przed parą przyjaciół. Rudowłosa mocno przytuliła się do dziewczyny, zapewniając ją o tym, jak bardzo tęskniła. Dziewczyna zamarła na chwilę i lekko odsunęła się od Aavalon. Szybkim ruchem odchyliła poły szarego płaszcza dziewczyny i z oczami wielkości piłeczek pingpongowych wpatrywała się w brzuszek ciążowy. Podobnie zaaferowany zachowaniem Lily Oliver.

- No tego to się nie spodziewałam. - wyszeptała. - Skontaktowałaś się ze mną dwa razy. Za pierwszym razem powiedziałaś, że wyjeżdżasz do babci Holly i nie wiesz, kiedy wrócisz. Za drugim razem, gdy dzwoniłaś, nawet nie dałaś mi dość do słowa, tylko przepraszałaś za wszystko, płacząc i mówiąc, że dziś się zobaczymy i wszystko wyjaśnisz. - Przerwała na chwilę, widząc jak Ryan szybko i prawdopodobnie odruchowo złapał za poły płaszcza Avy i zaczął kolejno zapinać guziki. Dodał do tego jeszcze szalik wzięty nie wiadomo skąd, którym szczelnie owinął niemo protestującą szatynkę. - Ten brzuszek i jego zachowanie mówią więcej niż słowa. - stwierdziła. - Chcę być matką chrzestną. - Oświadczyła z mocą i szerokim uśmiechem.

- Lily. - szepnęła Avalon ze łzami w oczach. Mocno przytuliła się do przyjaciółki, obiecując, że zostanie matką chrzestną, a jeśli to będzie dziewczynka, to da jej na drugie imię Lily.

Oliver poklepał zmieszanego Ryana po plecach z uśmiechem.

- No proszę. Kto by pomyślał, że moje przypuszczenia się potwierdzą. - powiedział. - Gratuluję stary. Ja chcę być ojcem chrzestnym.

Brunet spojrzał na przyjaciela z jawną wdzięcznością na twarzy i cicho zgodził się z jego postanowieniem.

- Wpadniecie po szkole do naszego domu? - Zapytał, widząc, że dziewczyny w końcu przestały się przytulać. Złapał zielonooką za dłoń, przyciągając do swojego boku.

- Waszego? - jednocześnie zapytali ogłupiali Oliver i Lily. - Jak to "waszego"?

- Mieszkamy razem. - odpowiedziała Avalon nieco zawstydzona. - Powiemy wam co i jak po szkole. Chodźmy już, bo zaraz dzwonek.

Tak też zrobili. Przeszli na neutralne tematy kierując się ku wejściu placówki.


Dostałam nieco weny dzięki pierwszemu komentarzowi pod poprzednim rozdziałem, dlatego też postanowiłam napisać coś jeszcze. :)  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top