Rozdział 42

-Córeczko!- podbiegłam do wózka, ale one były puste. W moich oczach znów pojawiły się łzy. Poszłam dobrowolnie żeby pomoc mojej córce, której może tutaj w ogóle nie być?! Usiadłam na podłodze i zasłoniłam twarz dłońmi. Po moich policzkach spływały miliony łez. Byłam doszczętnie załamana.

*Narracja Gastona*
Obudziłem się i spojrzałem na miejsce obok mnie. Niny nie było obok, zszedłem na dół, przeszukałem całe piętro. Nigdzie jej nie było, wróciłem do sypialni i zobaczyłem na ekran telefonu, zero jakiegokolwiek SMS. W pewnym momencie coś przykuło moją uwagę. Była to kartka leżąca na komodzie, a obok niej telefon. Przeczytałem ją i jak się okazało to był list.

GASTON KOCHAM CIĘ NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE, TAK SAMO JAK NASZĄ MAŁĄ CÓRECZKĘ, DLATEGO TEŻ ZAJMIJ SIĘ NIĄ KIEDY MNIE NIE BĘDZIE... ZAPEWNIJ JEJ BEZPIECZEŃSTWO TAKIE JAKIEGO POTRZEBUJE...
NINA

-O co kurwa chodzi?! Gdzie ona jest?!- krzyknąłem sam do siebie.
Wysłałem zdjęcie tego listu do Matteo, Simona i Ambar. W jednej chwili wybiegłem z domu i zacząłem jej szukać. Pobiegłem do szpitala zapytać o nią lekarzy, później zapytałem Łuny czy Nina jej pisała co chce zrobić. Nic nie wiedzieli. Poszedłem na policję, siedziałem na komisariacie ponad godzinę, a i tak gówno to dało.  Nie poprzestałem jednak na tym. Dzwoniłem po znajomych i rodzinie, szukałem jej wszędzie.

*Narracja Niny*

Nie mogłam się uspokoić, przytulałam się do kocyka mojej córeczki i płakałam. Nagle do pomieszczenia weszła trójka porywaczy, z czego kobieta i jeden z mężczyzn trzymali na rekach Victorię i Natea.
-Oddajecie je Gastonowi, Ambar i Simonowi! Tak jak było mówione!- powiedziałam głośniej, ale tak żeby nie przestraszyć dzieci.
-Nie masz żadnego dowodu na tą umowę, nie masz telefonu- zaśmiał się brunet, który z każda chwila się do mnie przybliżał,
-Czego wy w ogóle chcecie?! Kim wy jesteście?!- odezwałam się prawie krzycząc przerażona.
-Nie pamiętasz mnie? Nie pamiętasz swojego przyjaciela?- zapytał ze śmiechem, a jego towarzysze mu zawtórowali. Zbliżył się bardziej w moim kierunku, stał kilka centymetrów ode mnie i mimo ciemności udało mi się ujrzeć jego twarz.
-George?- spytałam szeptem, lekko przestraszona, nie odrywając wzroku od niego.
-Zgadłaś złotko- odparł- a teraz zapłacisz za to, że przez ciebie siedziałem 4 lata w więzieniu dla nieletnich, i że przez ciebie mam resztę życia spierdolona przez notatkę w papierach!- krzyknął, a moja córeczka zaczęła płakać.
-Oddaj mi dzieci...- powiedziałam patrząc na maluchy, które były uspokajanie przez bandziorów.
-Dopiero jak się zemszczę!
-A porwanie niemowlaków to nie jest wystarczająca zemsta?- warknęłam.
-NIE!
-Nie krzycz bo one się boją kretynie... i wiesz, że za porwanie wraz z szantażem znowu grozi ci więzienie?- zapytałam podchodząc bliżej, a płacz dzieci unosił się w tle.
-Nie grozi bo nikt się nie dowie- zaśmiał się szyderczo.
-Dobra ty masz jakiś „powód" do zemsty- powiedziałam robiąc cudzysłów palcami nad słowem powód, bo jego denne wyjaśnienie motywu poczynań, nie było żadnym powodem, to nadal było porwanie- a Nate? Czemu porwaliście syna Ambar i Simona?
-Akurat tutaj chodzi o Roxy.
-Hę?
-Roxy wyjaśnij- zarządził brunet.
-Tak więc- zaczęła kobieta, która na rękach miała chłopca Alvarezów- Ambar była moją przyjaciółką, kochałam ją jak siostrę, ale ona znalazła sobie nowe przyjaciółki, a mnie olała i rozpowiedziała wszystkie moje sekrety, które miałyśmy na zawsze zachować dla siebie. To przez nią zostałam dwa razy... zgwałcona i pobita... przez nią straciłam chłopaka i dziecko. Teraz czas na zemstę! Ona poczuje mój ból, dowie się jak to jest stracić najważniejsze osoby w życiu!- wyjaśniła rozgoryczona.
Patrzyłam na nią zdziwiona.

Ambar jest czasami wredna, ale nie do tego stopnia... nikomu nigdy nie chciałaby w taki sposób skrzywdzić... była kiedyś gorsza i podlejsza... ale nie... nie na tyle... to chore...   nie rozumiem tego.

-Masz wyjaśnienia, a teraz możesz się już przymknąć?-warknął wyrywając mnie z rozmyśleń o tym co chwilkę temu usłyszałam.
-Nie, była umowa tak? Umawialiśmy się, że jak przyjdę oddacie dzieci, więc ja dotrzymałam słowa i nie wezwałam policji oraz przyszłam sama,. Teraz czas na was... macie oddać Vi, Gastonowi, a Nate'a, Simonowi i Ambar- odparłam po szybkim zastanowieniu, chciałam wrócić do początku tej pieprzonej rozmowy, bo coś mi się przypomniało.
-Jak już mówiłem umowa nie obowiązuje
-Więc nas wypuśćcie-warknęłam.
-Oooo... biedna Ninka... zdenerwowałaś się?- sarknął mężczyzna.
-A żebyś kurwa wiedział!- krzyknęłam wściekła.
Już po prostu nie wytrzymuję, zrobiłam wszystko co ten kretyn kazał! Chcę żeby moje dziecko było bezpieczne... żeby było z ojcem...
-Spokojnie mała... -zaśmiał się wrednie- krzyk i tak nic nie da, więc lepiej będzie jak się przymkniesz- powiedział, po czym podszedł do mnie i chciał zawiązać mi usta chustą.
Zaczęłam się wyrywać, a kobieta i mężczyzna, którzy do tej pory stali z tylu z dziećmi z tylu, odłożyli je do wózeczków i mnie chwycili. Nie chciałam dać za wygrana, ale niestety oni byli silniejsi, skrępowali mnie, po czym George uderzył mnie z całej siły w twarz. Upadłam na ziemię i zaczęłam coraz mniej widzieć, aż w końcu jedyne co byłam w stanie ujrzeć była ciemność... 

~~~
*3 tygodnie później*

Obudziłam się, kiedy moją twarz otulały promienie słońca wpadające przez szpary zabitego deskami okna. Podniosłam się, nie czułam już bólu nad brwią, dotknęłam tego miejsca, a pod palcami poczułam opatrunek.

No przynajmniej zadbał żeby nic poważniejszego mi się nie stało...

Wywróciłam oczami, po czym rozglądnęłam się po pomieszczeniu, wózków już tutaj nie było, ale zauważyłam, że drzwi były uchylone. Wyszłam po cichu, po czym udałam się prosto korytarzem do większego i jaśniejszego pokoju. Na podłodze walały się puste butelki i różne papiery, a pod ścianą leżały wózki. Podeszłam do nich z nadzieją, że znajdę tam dzieci. Niestety cholernie się myliłam, były całkowicie puste, usłyszałam za sobą jakiś dźwięk, odwróciłam się szybko i zobaczyłam naszych porywaczy, teraz już żaden z nich nie miał kominiarki. Stałam jak wryta, nie wiedziałam co mam zrobić... próba ucieczki nie wchodziła w grę, ponieważ stali oni w jedynym wyjściu z salonu.
-Proszę, proszę, proszę... kogo mu tutaj mamy?- zironizował blondyn, który trzymał na rekach moją małą myszkę. Kojarzyłam go skądś, ale w żaden sposób nie mogłam sobie go przypomnieć.
-Jak się wydostałaś?- zapytał George.
-Zostawiłeś uchylone drzwi- powiedziałam, ale w duchu nienawidziłam się za ten niepewny głos.
-No to skoro już wyszłaś musimy to wykorzystać- zaśmiał się, po czym zaczął zbliżać się w moją stronę.
Odeszłam pare kroków do tylu, ale poczułam za sobą ścianę, przez co nie miałam żadnej drogi ucieczki.
Kobieta i blondyn wyszli z pomieszczenia z dziećmi i zamknęli za sobą drzwi, a kilka sekund później usłyszałam dźwięk przekręconego klucza.
-Teraz już nikt Ci nie pomoże, jesteś tego świadoma, prawda?- znów z jego ust wydobył się ten potworny śmiech. Ujął moje nadgarstki, ściskające mocno, na co wydałam z siebie cichy syk.
-Puść... to boli...- powiedziałam drżącym głosem, za co nienawidziłam się jeszcze bardziej.
-Trudno... jeszcze nie raz Cię będzie boleć... - po tych słowach, szarpnął mną i rzucił moim ciałem o łóżko. Zaczął mnie rozbierać, szarpałam się z każdą chwilą bardziej, a w moich oczach zebrały się łzy. Walczyłam z nim do chwili kiedy ten skierował we mnie dwa ciosy- w głowę i brzuch. Zaczęłam płakać, a po chwili nic nie widziałam i nic nie czułam...

*Narracja Gastona*

-Macie jakieś wiadomości?- usłyszałem głos Ramiro, który właśnie wszedł do Rollera.
-Nic, a nic... policja nadal jej szuka, tak samo jak detektyw, ale nikt nic nie wie...- odparłem bez emocji.

Odkąd Nina zaginęła jestem całkowitym wrakiem człowieka. W ciągu tygodnia mój świat się zawalił... najpierw porwanie jedynego dziecka, a później zaginięcie narzeczonej. Próbowałem wszystkich sposobów aby jej pomoc, aby je odnaleźć, ale nic nie pomagało.
Ambar i Simon stracili już nadzieje na odzyskanie Nathaniela. Smith stała się oziębła dla wszystkich, nawet dla Alvarez'a, ale ten nadal próbował jej pomagać.
Kiedy Luna po tygodniu od tych wszystkich wydarzeń się wybudziła i dowiedziała o wszystkim, stała na granicy z depresją. Jak się okazało jej wypadek wcale nie był wypadkiem, był to sabotaż... Matteo wynajął detektywa, który zajął się tą sprawą. Na kamerach został ujęty sprawca... Roberto... który już kiedyś chciał w tym samym miejscu skrzywdzić Valente...
Teraz obaj detektywi wraz z policja próbują dojść gdzie są sprawcy porwania... jak na razie wiemy ze jednym z nich był Roberto... nic więcej... od ponad miesiąca...

-Gaston! Ambar! Simon!- do pomieszczenia wbiegła Luna.
-Co ci?- zapytałem zdziwiony jej zachowaniem.
-Dzwonił pan Cameron i....

🎵🎵🎵
Tak więc skończyłam już poprawianie tego opowiadania. Nie obyło się bez śmiechu i załamywania się nad moją głupotą 😂 koniec końców skończyłam i jeszcze raz przewertowałem sobie cała historie, przez co „nabyłam" więcej weny twórczej i mam więcej pomysłów nie tylko na to opowiadanie ale także na dwa pozostałe 😘 mam nadzieję, że będą rozdziały ciekawsze i bardziej będą wam się podobać.
Niestety nie wiem w jakich odstępach czasowych będą się pojawiać, bo to zależy od mojej nauki. Będę się starała raz na dwa tygodnie lub raz na miesiąc, ale będą dłuższe. 😉 Do następnego❤️ miłego dnia/dobranoc

Gwiazdki dajcie, komentujcie
I do pracy motywujcie 👍🏻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top