Rozdział 35

MARATON 6/6

*Narracja Gastona*
-Pańska dziewczyna została uratowana po piętnastominutowej reanimacji- lekarz uśmiechnął się delikatnie do mnie.
-Co z nią teraz?- zapytałem z lekkim uśmiechem. Kurwa kamień spadł mi z serca po jego słowach.
-Pani Simonetti jest na sali z waszą córeczką... chwilę temu odzyskała przytomność- mężczyzna odszedł, a ja wszedłem na sale po uprzednim pożegnanie się z Luna i Matteo, którzy przyjdą pózniej.
Nina leżała w białej pościeli, na dużym łóżku, z małym zawiniątkiem na rękach. Uśmiechnąłem się pod nosem i pomału szedłem bliżej. Brunetka uśmiechała się patrząc na dzieciątko.

Moje dwa aniołki....

Usiadłem na łóżku obok moich skarbków. Simonetti popatrzyła się na mnie i uśmiechnęła. Spojrzałem po chwili na naszą córeczkę, jej duże brązowe oczka pięknie lśniły, a kąciki jej ust uniosły sie ku gorze.
-Hej skarbie- powiedziała moja dziewczyna.
-Hej kochanie- ucałowałem Ninę w czoło, a po chwili dodałem- a jak się ma moja malutka księżniczka?
Połaskotałem dziewczynkę po brzuchu, na co ta sie zaśmiała i włożyła paluszek do ust. Bawiłem się chwilkę z moją córeczką, a po chwili malutka zaczęła ziewać, więc moja dziewczyna zaczęła ją usypiać.
-Jak damy jej na imię?- zapytała Nina, kiedy nasze dziecko wreszcie zasnęło.
-Nie wiem... Em... może... Victoria?- powiedziałem po chwili zastanowienia.
-Vi... moja mała Victoria- szepnęła Simonetti uśmiechając się do naszej córci.

Rozmawialiśmy tak chwilę o nas, o malutkiej i o naszej przyszłości... podczas rozmowy przypomniała mi się tajemnica Niny... tajemnica, którą ukrywała przede mną przez 8 miesięcy...
-Ninuś mogę o coś zapytać?- powiedziałem zmieniając temat i jednocześnie mając nadzieje, że dziewczyna wszystko mi to wyjaśni.
-Znaczy już zapytałeś, ale tak- uśmiechnęła się do mnie.
-Czemu... czemu przede mną to ukryłaś?- spytałem patrząc jej w oczy. Po moich słowach mina Niny się zmieniła... posmutniała i spuściła wzrok na malutką.
-Nie chciałam... nie chciałam cię martwić-odparła smutno.
-Skarbie mogło ci się coś stać.
-Wiem, ale gdybym zrobiła krzywdę Vi nie potrafiłabym dalej normalnie żyć...
-Kocham cię skarbie... kocham was...- przytuliłem moje dwie królewny i uśmiechnąłem się delikatnie.
-My ciebie też kochanie- brunetka pocałowała mnie w policzek.

🎵🎵🎵
Widzicie nie jestem zła... nie uśmierciłam Niny 😜

Gwiazdki dajcie, komentujcie...
...i do pracy motywujcie 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top