𝘰𝘯𝘦
W wagonie metra można było się wręcz udusić. Mimo że były wakacje, godzina dziesiąta piętnaście, komunikacja miejska w Warszawie roiła się od tłumów. Debora Fasar nie wiedziała, skąd w ogóle wzięli się ci wszyscy ludzie. Dlaczego nie wyjechali gdzieś na tydzień z rodziną? Dlaczego, jeśli jechali do pracy, to o dziesiątej, a nie szóstej czy siódmej jak zazwyczaj? Była zdenerwowana zaistniałą sytuacją, ale jednocześnie była świadoma, że też nie była bez winy. Zaspała kolejny raz w ciągu tego tygodnia, tak więc była zmuszona wsiąść do metra, które przyjechało jak najszybciej. Nie mogła wybrzydzać i poczekać pięciu minut na kolejny pociąg z klimatyzacją, bo inaczej spóźniłaby się na jedno z najważniejszych spotkań w jej życiu. Nawet maturą się tak nie przejmowała jak tym, co miało nastąpić w ciągu następnych kilkunastu minut.
Głos w metrze oznajmił, że dojechała na stację Centrum. W podskokach wybiegła ze swojego wagonu, mimo że do najbezpieczniejszych czynności to nie należało. Pognała na schody ruchome i dziękowała w myślach, że tym razem po lewej stronie nie stali znowu przyjezdni, nienauczeni zasad panujących w stolicy. Dotarła na górę, walnęła w barierkę mocno brzuchem i mogła odetchnąć z ulgą, że była na Patelni minutę przed umówioną godziną. Rozejrzała się we wszystkie strony świata, ale nie mogła znaleźć nikogo, kto by wyglądał jak opiekun z wytwórni Maverick Records Polska — wytwórni, do konkursu której udało się jej dostać. W związku z tym chwyciła swojego Samsunga w dłonie i wpisała numer, jaki Maverick podało jej w mailu. Już miała nacisnąć zieloną słuchawkę, gdy nagle jakiś chłopak ją zaczepił.
— Ty na konkurs? — zapytał, patrząc na nią z przymrużonymi oczami.
Czuła się trochę niekomfortowo z faktem, że jej rozmówca miał założone czerwone soczewki, które wpatrywały się prosto w nią. Spuściła lekko wzrok i zauważyła na nadgarstku chłopaka kilka blizn, które wyglądały jak dzieło kota. Wówczas jego ręka poleciała w górę (a za nią oczy Debory), by poprawić bujną, czarną czuprynę, która wyglądała tak, jakby żyła własnym życiem.
— Tak — odpowiedziała w końcu. Zauważyła, że chłopak zaczął się już trochę niecierpliwić. — Jestem Fasar.
Podała mu dłoń na powitanie z uśmiechem na twarzy. Cieszyła się, że już nie była w tym wszystkim sama.
— Mikołaj — odparł. — Fasar?
— Mam na imię Debora — wtrąciła szybko przed pytaniem, które już było na języku Mikołaja — ale wszyscy mówią do mnie po nazwisku.
— Och, okej. To w sumie fajnie. — Uśmiechnął się, co wydawało się Fasar trochę dziwne. Głównie ze względu na to, że ze swoim uśmiechem wyglądał co najmniej tak, jakby ktoś właśnie umarł, a on właśnie dowiedział się, że dostał pozwolenie na przeprowadzenie sekcji zwłok. — Kiedy przyszłaś? Bo ja pół godziny temu, co samo w sobie było głupim pomysłem, tak, tak, wiem, wiem... — Wziął wielki wdech i wskazał na nią palcem wskazującym. — Ale skąd miałem wiedzieć, że akurat dzisiaj się tramwaje zepsują, więc ludzie zamiast być trochę wcześniej, jak to chyba wypada, nie wiem, nie znam się, będą tak trochę dużo później?
— Czekaj, co? — przerwała mu. — Tramwaje się popsuły?
— No jakaś awaria tam znowu była, na trasie między Ochotą a Pragami. — Mikołaj wyjął telefon z kieszeni, by pokazać Fasar jego SMS-y z opiekunem. — Nawet ten nasz opiekun mi napisał, że będzie kilka minut później.
Wywróciła oczami na myśl, że pojechała starszym modelem metra pełnym smrodu, potu i gorąca tylko po to, aby ostatecznie dowiedzieć się, że mogła się tak nie spieszyć.
— Czyli co? Reszta ekipy też się spóźni?
— Nie wiem. — Wzruszył ramionami, zabierając dziewczynie telefon sprzed nosa. — Przecież nie wiemy, kim są nasi nowi znajomi, a co dopiero gdzie mieszkają.
I miał całkowitą rację. Oboje zgłosili się przecież do konkursu, który był jedną wielką niewiadomą dla uczestników. Jedynym, co kazano im zrobić, to wypełnić jakąś ankietę o ich preferencjach muzycznych. Tak naprawdę jeszcze miesiąc temu nie wiedzieli, czy się w ogóle dostali. Wiedzieli natomiast, na czym polegał konkurs. Maverick spośród kilkuset kandydatów wybrało najbardziej interesujących muzyków w wieku od szesnastu do dwudziestu lat. W oparciu o ich upodobania muzyczne i miejsca zamieszkania stworzono kilkanaście zespołów, a o tym, kto był w jakim zespole i z kim, mieli się dowiedzieć właśnie tego dnia — 1 lipca. Każda z grup otrzymała opiekuna, którego zadaniem ma być nadzór pracy zespołu. Organizatrzy konkursu zdecydowali się dać zespołom rok na znalezienie wspólnego języka i stworzeniu czegoś własnego. Wszystko miałoby się skończyć 1 lipca następnego roku podczas wielkiego festiwalu organizowanego przez wytwórnię. Podczas niego miałoby się wybrać zwycięski zespół, który podpisałby z Maverick Records Poland kontrakt.
— W ogóle to na czym grasz? — zapytał z radością dzieciaka. — Wyglądasz na bas, co byłoby super, bo ja jestem mistrzem gry na gitarze.
W tym momencie Fasar zrozumiała, że już pomyliła się w stosunku do Mikołaja. Założyła, że jest mroczny i negatywny, a prawda była taka, że to ona była przedstawieniem negatywizmu w tej parze. Chłopak tak naprawdę był pełen ciekawości i radości, po prostu trzeba było z nim znaleźć wspólny temat, jakim okazała się muzyka.
— Cóż, ja śpiewam i piszę własne teksty — rzekła z pewnego rodzaju dumą. — Zawsze chciałam się nauczyć na czymś grać, ale to po prostu nie było dla mnie. W sumie to długo zajęło mi zrozumienie, że mój głos też był przecież instrumentem, i to wcale nie gorszym niż taka gitara czy perkusja.
Mikołaj spojrzał na nią spode łba i zaśmiał się srogo.
— Gitara jest najlepsza i koniec kropka — wymamrotał i wystawił dłoń do Fasar, pokazując, że nie mogło być inaczej i temat skończony. Debora zaśmiała się szczerze, na co dodał: — Ty się śmiejesz, a ja tu mówię poważnie.
Fasar jednakże zaśmiała się jeszcze głośniej, aż musiała złapać się za brzuch, kiedy to zobaczyła minę jej nowego kolegi.
— Głośniej się nie da? — warknął z założonymi rękoma i miną srającego kota. — Cała Warszawa już wie, że Fasar się śmieje, gratuluję.
I jakby na zawołanie do zawodów w byciu najgłośniejszym dołączyła nowa zawodniczka. Miała włosy pofarbowane na brzoskwioniowy róż, okulary na połowę twarzy oraz multum rozświetlacza na polikach, który dało się dostrzec aż z daleka. Mikołaj już myślał, jakby tu jej przekazać, że oślepił go jej "blask".
— KTO STĄD JEST NA KONKURS MUZYCZNY?!!! — wrzasnęła, stojąc na środku Patelni.
Mikołaj i Fasar, którzy stali przy wejściu na Kabaty, popatrzyli po sobie, a następnie wrócili do wpatrywania się w dziewczynę. Z jednej strony chcieli do niej podejść albo chociaż podnieść rękę jako odpowiedź na jej pytanie, ale z drugiej ich marzeniem nie za bardzo było czucie na sobie wzroku wszystkich innych ludzi przez tę różowowłosą.
— EJ, WY TAM! — Wskazała na nich palcem. — WY WYGLĄDACIE NA TAKICH!
W podskokach podeszła do nich i wyszczerzyła się, kiedy już stała przy nich bliżej.
— I my niby mielibyśmy być z nią w zespole? — Mikołaj spojrzał na Fasar, a ta go walnęła łokciem jako nie mówi się tak przy kimś.
— Jestem Fasar — powiedziała milszym tonem. — A ty?
— Izka, miło mi.
— Raczej Iskra — odparł udawanym kaszlem, nie mogąc zabrać wzroku z jej świecących się policzków.
— Podoba mi się! — odpowiedziała Iza. — Tak więc jestem Iskra, hej wam.
— Mikołaj, bez ksywki — mruknął i na szybko jej pomachał.
— Uwielbiam twoje włosy, Mikołaj. — Przekręciła się, by następną wiadomość skierować do Debory. — A ty to w ogóle cała wyglądasz super, kurczę. Sami ładni i fajni ludzie tutaj na razie!
Fasar przyjęła komplement z uśmiechem, za to Mikołaj nie słuchał już nikogo i wyglądał, jakby był nieobecny myślami, ale na całe szczęście tylko tak wyglądał, bo w jego głowie starał się dojść do rozwiązania zagadki — na jakim instrumencie grała Iskra? Na pewno nie była wokalistką, była za młoda, a i raczej należała do osób, które zaczynają już irytować po pięciu minutach (w tym przypadku akurat po pięciu sekundach). Poza tym mieli już Fasar na tej pozycji. Nie należał do cierpliwych, tak więc najzwyczajniej w świecie ukląkł, by móc zobaczyć paznokcie dziewczyny, co było strzałem w dziesiątkę. Od razu wstał, dumny z siebie i gotowy do zadania pytania:
— Gitara czy bas?
— Bas — odpowiedziała, jakby to było coś oczywistego.
Fasar już czuła, że nadchodzi kolejne minikazanie ze strony Mikołaja o tym, jak to gitara była najlepszym instrumentem muzycznym w dziejach ludzkości. Wobec tego odeszła kawałek na bok, by napisać wiadomość do ich opiekuna. Zdziwienie zagościło na jej twarzy, gdy zobaczyła trzy nieprzeczytane wiadomości. Jedna z nich była tą, którą pokazywał jej chłopak. Druga z nich mówiła o tym, że Iskra była już na miejscu i szukała tych, którzy dotarli wcześniej. A trzecia, wysłana dosłownie chwilę wcześniej, informowała o tym, że "Miria", kimkolwiek ona była, miała zaraz przybyć.
— Ej... — zagaiła. — Ktoś z was wie, kim jest Miria?
— A to nie ta, co tutaj we wtorki gra na perkusji z pudełek i innych takich? — rzucił Mikołaj.
— Ooo, tak, kojarzę ją! — dodała Iskra. — Będzie z nami w zespole? Ale super!
Nawet bez braku odpowiedzi Iskra zaczęła się rozglądać po Patelni w poszukiwaniu Mirii. Nie minęła sekunda, a już zauważyła dwie brązowe, puszyste kitki, które mogły należeć tylko do jednej osoby.
— Miria! — krzyknęła, biegnąc do dziewczyny.
Mikołaj bez zastanowienia poszedł w ślady koleżanki, tylko wolniej i bez takiej ekscytacji. Iskra już zdążyła się rzucić z przytulasem do Mirii, kiedy to Fasar nadal stała tam, gdzie wcześniej, starając się przekalkulować, co właśnie zaszło. W końcu jednak ruszyła z miejsca, by upomnieć swoją nową znajomą.
— Iskra, spokojnie — rzekła niepewnie, nie chcąc urazić uczuć dziewczyny. — Daj jej odetchnąć.
Dziewczyna z kucykami, najwidoczniej Miria, zaśmiała się i objęła Iskrę, kładąc dłoń na jej głowie.
— Gdzie tam, jest w porządku. — Wypuściła Iskrę z uścisku i z otwartymi ramionami podeszła do Fasar. — Miria jestem, miło mi.
— Mikołaj — wtrącił gitarzysta, po czym wskazał na jego towarzyszki. — Ta emocjonalna to Iskra. A to Fasar. — Miria wytrzeszczyła oczy na to "imię", na co Mikołaj prychnął pod nosem. — Miałem dokładnie taką samą reakcję.
— To moje nazwisko — wytłumaczyła, a Miria z otwartą buzią pokiwała głową. — Poza tym Miria to też chyba nie jest imię, nieprawdaż? — zaśmiała się. — Maria?
— Wiktoria — odparła. — Najpierw myślałam o Wiria jako właśnie skrót od imienia, ale brzmiało dziwnie. No i powstała Miria.
Debora jednak już nie słuchała, wyłączyła się z rozmowy na rzecz przyglądania się dziewczynie. Prócz ślicznych loków związanych w kucyki Miria po prawej stronie miała granatowe pasmo włosów, co ją zachwyciło, bowiem granatowy to był jej ulubiony kolor od zawsze. Lekko zjechała wzrokiem, a już zauważyła kolejny ciekawy element wyglądu u perkusistki — kolczyk, który składał się z łańcucha z kłódką na końcu. Jeszcze niżej dostrzegła dwie czarne kropki, najprawdopodobniej tatuaż, nad biustem dziewczyny. Całość zamykała wielka blizna na lewym ramieniu, która wyglądała, jakby pochodziła od poparzenia.
Według Fasar Miria wyglądała idealnie. Miała nieodparte wrażenie, jakby stała przed nią jakaś bogini, być może nawet piękna.
— Fajny tatuaż.
Przez chwilę myślała, że wymsknęło się jej, ale szybko zrozumiała, że to chodziło o nią, kiedy to Miria złapała ją za nadgarstek. Fasar posiadała na nim wytatuowany ciąg liczb, który przypominał numer czyjegoś telefonu, co było niemożliwe, bo żaden numer nie mógł tak wyglądać.
— Jeden... siedem... trzy... — zaczęła odczytywać z głową przekręconą w bok — ...pięć...
Fasar szybko zabrała rękę i schowała ją za plecami. Wkrótce dołączyła do niej druga z jej rąk, by przytrzymać tę pierwszą, która cała się trzęsła. Jej głowa przepełniła się wspomnieniami, których pamiętać nie chciała. Trudno je zresztą było nazwać wspomnieniami, bo wspomnienia powinny być pozytywne, a nie powodujące nagły smutek, strach i nerwowość.
Miria się skrzywiła, ale postanowiła nie pytać, o co chodziło. Nie dało się nie zauważyć, że temat ten nie należał do przyjemnych. Z szacunku zdecydowała się też szybko zacząć nowy temat, dzięki czemu Fasar mogła się uspokoić.
— Tak więc... — zaczęła niepewnie, nadal spoglądając na Deborę. — Myślicie, że to już cały zespół?
— Chyba tak — odpowiedział Mikołaj. — Mamy już basistkę, perkusistkę, wokalistkę, no i, co najważniejsze, wspaniałego gitarzystę.
Iskra się zaśmiała, zaś Miria wywróciła oczami.
— Chwila... Która z was śpiewa? — zapytała podekscytowana.
— Fasar! — rzekła z dumą Iskra. Debora nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała, jednakże poprawiło jej trochę humor, więc ostatecznie była jej wdzięczna, co ukazała małym uśmiechem w jej stronę.
Miria wytrzeszczyła szeroko oczy i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, tak, że Fasar była w stanie zobaczyć jej wszystkie zęby, w tym lekką przerwę między jedynkami.
— O, to super! — odparła kitkowata. — Cieszę się, ponieważ prócz grania na perkusji piszę też czasem teksty. — Fasar nie wiedziała, czy bardziej była zdziwiona czy przerażona. — Tak więc wiesz... mogłybyśmy wtedy więcej pracować ze sobą, co o tym sądzisz? — zapytała pół żartem, pół serio.
Mimo wszystko Miria bardzo chciała poznać bliżej wokalistkę. Czuć było od niej ciepło i dojrzałość, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądała na zagubioną. Była też tajemnicza, co zawsze intrygowało ją w ludziach najbardziej. Fasar miała czarne włosy, czarne oczy, była ubrana w czarne ubrania i, co się jako jedyne u niej wyróżniało w wyglądzie, posiadała kolczyk w nosie. Wyglądała więc całkowicie normalnie, jednak nadal Miria widziała w niej coś jeszcze, tylko nie wiedziała co.
— Jejku, jeszcze nawet nie wiemy co i jak, i gdzie, i z czym, a ja już chcę pracować — wyjaśniła.
— A jak wy się czujecie z myślą, że razem będziemy w zespole? Jakie są wasze pierwsze wrażenia o innych członkach?
— Cóż, jestem tutaj jedynym facetem, co trochę mnie drażni, bo liczyłem, że będzie jeszcze jeden, na którego by leciały wszystkie dziewczyny, a na mnie by leciały wtedy wszystkie chłopy — zaśmiał się, jednocześnie wiedząc, że to, co mówił, było też trochę zgodne z prawdą. — Ale nie narzekam, bo jesteście wszystkie w porządku.
— Dziękuję? — odparła Fasar ze śmiechem. — Chyba...
— A już myślałam, że liczyłeś na jakiś romans w zespole — powiedziała Iskra.
— A tym w sumie też bym nie pogardził. — Uśmiechnął się szeroko i wskazał na jakiegoś chłopaka na drugim końcu Patelni. — Tamten na przykład byłby fajny.
Jakby na złość, wilk, o którym było mowa, akurat spojrzał się na grupę nowo poznanych nastolatków. Zdziwił się, widząc wytknięty palec w jego stronę, ale chwilę później już się uśmiechnął, co skonfundowało Mikołaja.
Ale to, co przeszło ich oczekiwania, to fakt, że chłopak właśnie zaczął do nich podchodzić.
— O cholera — wymamrotał pod nosem Mikołaj, zdając sobie sprawę z tego, co zaraz miało zajść.
Miria i Fasar nie były w stanie się opanować i obie odwróciły się, by kolejny członek zespołu nie pomyślał, że to z niego się śmiały.
— Hej — rzekł swoim głębokim głosem. — Dobrze trafiłem?
Uśmiechał się niczym anioł, trzeba było mu to przyznać. Był ubrany w okropnie długą bluzkę z merchu Good Charlotte, która z daleka wyglądała jak czarna sukienka. Mikołaj był ciekaw, czy chłopak w ogóle miał założone spodnie.
— Genialnie trafiłeś — odrzekł gitarzysta. — Jestem Mikołaj, właściciel najlepszego instrumentu na świecie.
Tym razem to już wszystkie trzy dziewczyny walnęły się ręką w czoło.
— Gitary? — podjął się. Mikołaj z uśmiechem przytaknął. — Widać. Swój swojego zawsze pozna. A poza tym to jestem Antek.
Bez żadnych zahamowań rzucił się na Antka, by go wyściskać. W końcu ktoś, kto go rozumiał! I to w dodatku chłopak, a nie czwarta dziewczyna w zespole.
— Ale, żeby nie było, ja jestem gitarą prowadzącą — sprostował Mikołaj, odrywając się na chwilę od nowego kolegi.
— Jasne — odparł z uśmiechem i pełnym spokojem. — Ja gram na gitarze, ale też na instrumentach klawiszowych, więc mnie to nie przeszkadza. Poza tym wolę się nie wychylać, jeśli mam być szczery. — Podrapał się podenerwowany po szyi i nieśmiało się zaśmiał. — Czyżbym był ostatnim, który przybył?
— Jeszcze opiekuna nie ma — zauważyła Fasar. — Poza tym była awaria tramwajów, więc spóźnieniem się nie przejmuj — dodała, trochę czując się dziwnie z uczuciem, że to ona komuś mówiła nic się nie stało na spóźnienie, a nie właśnie na odwrót.
— Jakaś awaria była? — zdziwił się. — Ja tam nic nie wiem, ja z Bielan sobie metrem podjechałem.
I w tym momencie Fasar zrozumiała, że istnieją od niej gorsi w spóźnialstwie.
— W ogóle to kto w czym się specjalizuje? — podjął. — Już wiemy, że ja gitara i klawisze, Mikołaj gitara, Miria perkusja...
— Ej, czekaj, nie przedstawiałam ci się...
— Weź nie żartuj, kto cię nie zna? — kontynuował Antek. — W ogóle to jestem fanem, serio. To zaszczyt być z tobą w zespole.
Miria nie była w stanie poradzić sobie z rumieńcem, jaki zagościł na jej twarzy. Mimo że wyjątkowo była pomalowana na całej twarzy, a nie tylko ograniczyła się do oczu i brwi jak zazwyczaj, można było łatwo dostrzec czerwień na jej polikach.
— Jejku, dziękuję, bardzo mi miło — odpowiedziała w końcu. — Ja za to ubóstwiam twój tatuaż. I jego przekaz.
Antek podniósł prawą rękę wysoko, tak, aby nadgarstek był na linii jego oczu. Dumnie na niego spojrzał i podziękował swojej idolce za komplement. Jego tatuażem był znak kocham cię w języku migowym. Od dawna interesował się tym tematem, bowiem jego młodsza siostra była głucha od urodzenia, zaś ten znak należał do jej ulubionych.
Kilka kolejnych minut, jakie spędzili na oczekiwaniu na swojego opiekuna, przeznaczyli na jeszcze bliższe poznanie się. Opowiedzieli o swoich ulubionych zespołach i gatunkach muzycznych i okazało się, że wszyscy słuchają w miarę tego samego, co bardzo ich ucieszyło, ponieważ to był znak, że będą się dobrze dogadywać. Dowiedzieli się również, że Fasar była buddystką, zaś Iskra miała zaledwie siedemnaście lat. Na początku ich to zmartwiło, bo jednak oni wszyscy już skończyli szkołę i mieli święty spokój i czas na muzykę, ale szybko ich wątpliwości zostały rozwiane za pomocą informacji, że Iskra była nauczana domowo. Zdążyli się nawet wymienić numerami telefonów i kontami na social mediach. Już mieli zacząć dyskutować o polityce z nudów, gdy nagle uratowały ich dźwięki powiadomień, w tym krzyk metalowy z telefonu Mikołaja.
— No co? — prychnął, kiedy wszyscy na niego spojrzeli, śmiejąc się.
Fasar i Antek zaczęli się pocić już nie tylko z gorąca, ale i stresu, Miria i Iskra wydawały się podekscytowane, zaś reakcja Mikołaja była gdzieś na pograniczu tych dwóch.
— Przepraszam najmocniej za spóźnienie — przeczytała Miria.
— Już jestem — dokończył Mikołaj, pomijając kilka linijek wiadomości. — Czekam na was przy schodach.
Wszyscy, jakby na znak, zwrócili głowy w prawo i zauważyli mężczyznę w białej, przylegającej do ciała koszulce. Nosił eleganckie, szare cygaretki w kratkę, do których przyczepione były czarne szelki. Na jego szyi wisiał medalion przedstawiający czaszkę. Ręce miał ozdobione najróżniejszymi tatuażami — zaczynając od węży, przez nieznane nastolatkom symbole, kończąc na kolejnych czaszkach. Nie należał do starszych, miał około dwudziestu pięciu lat. Mimo to już posiadał długą brodę, która, tak jak jego włosy, była brązowa, dzięki czemu nie zlewała się kompletnie z outfitem.
Grupa niepewnie podeszła do opiekuna. Nie wiedzieli, czy powiedzieć dzień dobry, czy też przywitać się jakoś inaczej, skoro nie dzieliło ich aż tyle lat różnicy. W końcu Fasar przejęłą inicjatywę, wyciągając do mężczyzny dłoń, którą ten chętnie uścisnął. Następne uściski zainicjował już on sam, widząc zakłopotanie nastolatków.
— Tak więc cześć i czołem — zabrał w końcu głos. Na twarzy gościł mu uśmiech, wyprostował się oraz skrzyżował ramiona na piersi. — Nazywam się Robert Niepsuj. — Mikołaj nie potrafił powstrzymać się od śmiechu, za co od razu przeprosił. — Tak, wiem, mam bardzo ciekawe nazwisko — odparł ze śmiechem. — Będę waszym opiekunem i, mam nadzieję, przyszłym przyjacielem.
Iskra była pod wrażeniem zachowania mężczyzny. Nie sądziła, że będzie on taki miły i pełen spokoju wewnętrznego. Spodziewała się raczej jakiegoś przedstawiciela kryzysu średniego, który podjął się tego zadania tylko po to, by pokazać innym, jak to, wyłącznie jego zdaniem, był super.
— W związku z tym wolałbym, gdybyście mówili do mnie po imieniu — kontynuował. — Mam zaledwie dwadzieścia cztery lata, nie czuję się ani trochę dorosły, jeśli mam być szczery. Jestem dokładnie taki, jak wy, tylko z większym doświadczeniem, pieniędzmi i możliwościami — zaśmiał się. — Ale niedługo i wy będziecie panami i paniami takiego życia.
Mikołaj był ciekaw, do czego dążył i, przede wszystkim, dlaczego wybrał Patelnię na miejsce spotkania. Na zewnątrz było trzydzieści pięć stopni w słońcu, tak więc nie narzekałby na przejście do jakiejś galerii handlowej z klimatyzacją. Jakby czytając mu w myślach, Robert sekundę później przeszedł do sedna.
— Pewnie zastanawiacie się, dlaczego spotkaliśmy się na Patelni. — Cała piątka pokiwała głowami i nastawiła uszy. — Otóż odpowiedź jest prosta... Wszyscy tu kiedyś graliście, samemu czy z kimś. A ja przynajmniej raz każdego z was tu widziałem i z podziwem słuchałem. Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłem, gdy zobaczyłem wasze zgłoszenia do konkursu. Od razu was wybrałem i stworzyłem z was zespół. Mój szef to w ogóle był w dodatku ucieszony, że już miał mniej roboty — zaśmiał się na to wspomnienie. — Tak więc dlatego tutaj się dzisiaj spotkaliśmy.
Miria spojrzała po wszystkich, by zobaczyć, czy tylko według niej było to dość durne wytłumaczenie. Zawiodła się, widząc uśmiechniętych chłopaków i jeszcze bardziej podekscytowaną Iskrę. Na szczęście od bycia jedyną cyniczką w grupie poratowała ją Fasar. Pani Czarna Piękność, jak to wymyśliła Miria, nie ukrywała swojego sceptyzmu na twarzy. Mimo tego widać było, że trzymała ona język za zębami, aby nie zrobić przypadkiem złego pierwszego wrażenia. Choć, prawdę mówiąc, dzięki temu Fasar w oczach perkusistki zyskała mnóstwo.
— Czy o wszystkim wspomniałem? — zapytał samego siebie. — Chyba tak. No to możemy już iść do kawiarni, bo widzę, że zaraz tu zemdlejecie przez to słońce.
***
Droga do kawiarni, mimo że trwała jedynie trzy minuty, wyczerpała fizycznie Mikołaja, i, o dziwo, nie dlatego, jak to twierdził chłopak — że to przez słońce. Wina była w stu procentach jego. Na Marszałkowskiej jak zawsze panował korek, więc kierowcy nie byli w stanie się poruszać tak szybko, jak by tego chcieli. Nadal jednak byli szybsi od pierwszego lepszego przechodnia. Ambicja gitarzysty postanowiła się ukazać akurat w tej chwili, tak więc toczył on wyścig z samochodami. Chodził tak szybko, przy okazji wyprzedzając grupę, że pot spływał mu z czoła falami. Ostatecznie wygrał, jednakże zaczął się zastanawiać podczas czekania na resztę, czy było to tego wszystkiego warte — nie tylko był zmęczony, ale i przepocił całą koszulkę.
Wkrótce dotarli pozostali. Na ponowne powitanie rzucili Mikołajowi spojrzenie, które mówiło więcej niż tysiąć słów. Chłopak jednak udał, że się tym nie przejął. Prychnął pod nosem i otworzył wszystkim drzwi do kawiarni, modląc się, aby nikt nie poczuł zapachu jego spoconego ciała. Że modlitwa nic nie dała — to za mało powiedziane. Fasar i Miria zaśmiały się, Iskra i opiekun z grzeczności powstrzymali się od jakiejkolwiek reakcji, zaś Antek... I tu przychodziła zagadka. Otóż Antek jedynie się uśmiechnął szelmowsko, co całkowicie zaskoczyło Mikołaja. Ten wyraz twarzy kompletnie nie pasował do dotychczasowego zachowania chłopaka.
— Możesz siedzieć obok mnie, nie przeszkadza mi to — rzucił Antek, następnie jakby nigdy nic wchodząc do środka.
Mikołaj zamiast podążyć za nim chwilę jeszcze stał zaskoczony. Otrząsnął się dopiero, kiedy jakaś starsza kobieta nie wiadomo skąd podziękowała mu za przytrzymanie drzwi. Chłopak uśmiechnął się nerwowo i wbiegł do środka, szukając pozostałych. Na końcu lokalu znalazł wzrokiem całą piątkę. Siedzieli przy największym stoliku, mimo że mogliby się zadowolić jednym z tych średnich — idealnie na sześć osób. Miria, Fasar i Antek siedzieli po jednej stronie, po drugiej zaś czekała na niego Iskra z opiekunem. Był zmuszony usiąść od wewnątrz, i to na przeciwko Antka. Co prawda mógł się przesunąć dalej, skoro było tyle wolnego miejsca, jednakże nie odważył się tego zrobić. Czuł na sobie wzrok chłopaka. Mikołaj miał wrażenie, iż Antek chciał, by został na swoim aktualnym miejscu.
— Robert? — zagaiła Fasar. — Kiedy możemy iść zamawiać? Bo ja i Miria już wiemy, co chcemy.
— A możecie chwilę poczekać? — Dziewczyny spojrzały po sobie i obie skinęły głową. — Super, dzięki.
— A na coś tak właściwie czekamy? — włączył się Antek.
Opiekun Niepsuj zerknął na swój zegarek i westchnął. Już miał odpowiedzieć chłopakowi na pytanie, gdy nagle do stolika ktoś podszedł. Zdziwiło to w szczególności Mirię, ponieważ doskonale wiedziała, iż w tej kawiarni kelnerzy nie podchodzili do stolików, zaś samemu trzeba było podejść do lady. Była też zresztą zdumiona ubiorem nieznajomego. Na pierwszy rzut oka czarna sukienka na ramiączkach nałożona na białą koszulkę wyglądała jak alternatywa fartucha. Dopiero po przyjrzeniu się chłopakowi nastolatkowie zrozumieli, że to wcale nie był kelner.
— Okropnie przepraszam za spóźnienie.
Rude loki żyły własnym życiem, zaś lodowo-niebieskie oczy spotkały się z czernią oczu Fasar. Jego blada twarz nabrała nieco różowego odcienia. Przejechał dłońmi po polikach i skoncentrował się na Robercie, który wstał, by poprzez całą długość stolika podać mu rękę.
— Dłużej się nie dało? — zażartował opiekun. — Siadaj, Kania. Czas, byś poznał resztę zespołu.
Kania spuścił wzrok, by poprawić swoją sukienkę przed zajęciem miejsca. Gdy już usiadł, zauważył, że wszystkie oczy były wpatrzone właśnie w niego z niemałym skonfundowaniem.
_______________
Łapcie prezent z okazji moich urodzin¡
Wracam z pracą, która będzie dłuższa niż zazwyczaj. Jest to opowiadanie o wszystkim tak naprawdę. Oczywiście — muzyka jest tutaj głównym motywem, jednak nie brakuje wielu pobocznych wątków, z którymi będzie Wam łatwo się utożsamiać.
Tak więc przedstawiam Wam moje dzieci, które próbowałam ukryć od kilku miesięcy. Mam nadzieję, że Przyjaciele z Patelni przypadną Wam do gustu¡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top