Rozdział IV
Dzień wyjazdu do babci przybył szybciej niż myślałem. Od rana w całym domu można było czuć napiętą atmosferę. Powodu takiego stan rzeczy nie znałem. Sebastian od kilu dni był w domu i raz po raz pisał do mnie. Spacer do dworca miejskiego lekko graniczył z cudem. Słońce paliło jakby chciało wszystko upiec, a wiatr nie wiał.W pewnej chwili myślałem czy mi przypadkiem nie wypali stóp. Najchętniej to bym nie wychodził z domu, ale jak mus to mus.
Ciągnąć walizkę za sobą, szedłem na dworzec, starając się unikając słońca. Czułem jak pot leciał mi po czole. Przetarłem je.
Nienawidziłem lata. Było do niczego. Gorąco, duszno i parno. Wolałem zimę, bo kochałem biały puch, a słońce zawsze wydawało mi się wredne. Po za tym tęskniłem za Hubertem, którego zawsze widziałem w lato.
Na myśl o Hubercie moje serce zabiło lekko szybciej. Strzeliłem sobie mentalnie w pysk. Jak mogłem o nim pomyśleć?
Od kiedy nie jechałem do babci starałem się o nim nie myśleć. Zapomnieć o nim, wymazać go ze swojego życia. I nawet mi się to udało. Aż do teraz.
Wchodząc na teren dworca głównego wszystko nagle jakby stanęło. Odgłosy wydawały mi się cichsze, bijące serce słyszałem nawet w uszach. Żaden dźwięk nie dostawał się do mnie, tylko serce i oddech. Zamknąłem oczy i ruszyłem do wejścia na peron. Lubiłem jeździć pociągami, ale dźwięk wydobywający się z głośników zawsze mnie wnerwiał. Kto potrafił coś zrozumieć w tej paplaninie?
Kilka osób walnęło mnie w ramie, a ja wreszcie się ocknąłem. Ruszyłem na peron. Podziemne przejścia napawały mnie lekką paniką. Zawsze wtedy ściskałem swoją, prawą dłoń. Zawsze miałem na niej rzemyk od Huberta, ale został on pogryziony przez psa mojej sąsiadki. Zawsze mam ukłucie w sercu, jak pomyśle ile ona mogła dla niego znaczyć. W końcu dał mi go kiedy ostatni raz się widzieliśmy.
Dźwięk kółek rozchodził się po przejściu. Zmierzwiłem lekko włosy. Peron wydawał mi się strasznie pusty. Stało na nim, chyba, z dziesięć osób wliczając mnie. Usiadłem na ławce, czekając na pociąg, który miał przyjechać za kilka minut. Sięgnąłem po telefon i odblokowałem go. Nacisnąłem lekko palcem na ikonkę poczty i wybrałem numer Zosi.
Do: Zoś
Gorąco. PALĘ SIĘ!!!!!
Od:Zoś
Nie, przesadzaj. Ja muszę spacerować z dzieciakami.
Uśmiechnąłem się. Zosia zarabiała jako niańka. Kilka razy jej pomagałem, ale te dzieci to czyste pandemonium. Krzyczą, piszczą, skaczą ja opętane.
Właśnie w takich momentach dziękowałem Bogu, za bycie gejem. Przynajmniej nie będę miał dzieci.
Do:Zoś
Sama sobie wybrałaś taką robotę. Pracuj i płacz :P
Od:Zoś
Nienawidzę Cię.
Do:Zoś
;____; *płakam*
Od:Zoś
Dlatego, jesteś gejem, lalusiu.
Do:Zoś
Spadaj >-<
Od:Zoś
Pedał.
Przewróciłem oczami. Sapnąłem głośno, na co kilka osób zwróciło na mnie uwagę. Przewróciłem oczami. Nagle, z jednej strony zaczęło coś się zbliżać. Typowy odgłos dla pociągu, którego nienawidziłem, przybliżał się z każdą sekundą. Westchnąłem głośno. Pora jechać.
* * *
Wysiadając z pociągu, myślałem, że rzucę się na ziemie. Siedzenie trzech godzin w pieka.... metalowej puszcze było niemal katorgą. Sięgnąłem po wodę i napiłem się porządnego łyka. Pociągnąłem za sobą walizkę i poszedłem przed siebie. Poprawiłem lekko swoje okulary przeciwsłoneczne. Sapnąłem z gorąca, ale szedłem dalej. Chodząc mogłem pooglądać jak wygląda dworzec w małym miasteczku mojej babci. Wyglądał kompletnie inaczej niż w moim rodzinnym mieście. Koło mnie przydreptał pies. Był wielki, sięgał mi powyżej kolan. Falująca sierść wyglądała niesamowicie. Na szyi zawieszoną miał chustę w czerwono-białe kwadraty.
-Alex, chodź tu do mnie!-podbiegł do mnie wysoki chłopak. Był wyższy ode mnie o głowę, co nie było wielkim wyczynem. Kręcone, czarne włosy żyły swoim życiem na jego głowie. Bystre spojrzenie, niebieskich oczu przeszyło mnie na wylot. Pies, o imieniu Alex podbiegł do swojego pana i usiadł, opierając przednie łapy. Pies, jak i pan nie odwracali ode mnie spojrzenia.
-Wybacz, za niego. Nie lubi chodzić z obrożą, więc go puszczam- powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko.
-Spoko- odpowiedziałem i już miałem mu coś powiedzieć, gdy nagle z tyłu ktoś krzyknął głośno i rzucił się na chłopaka. Dosłownie. Rękoma objął jego kark, a nogi oplótł jego talię.
Stali tak jeszcze chwilę i odsunęli się od siebie. Pies powąchał chłopaka i wskoczył na niego. Łapy położył mu na brzuchu. Chłopak pogłaskał go po głowie.
-O- chłopak spojrzał na mnie. Wyglądał.... niezwykle. Miał krótkie, lekko falowane, brązowe włosy. Był mniej więcej mojego wzrostu. Spojrzenie, zielonych oczu było szczęśliwe, jakby tańczyły w nich ogniki.
-Cyprian, miło mi- podaliśmy sobie dłonie.
-Błażej- odpowiedziałem mu.Oboje puścili sobie potajemne spojrzenia.
-A, to jest mój chłopak, Rafał- powiedział, wracając spojrzeniem na mnie. Jego chłopak objął go za brzuch i pocałował w polik- Nie, przeszkadza ci obecność geji?- spytał.
-Nie- odpowiedziałem z lekkim uśmiechem- Sam gram w waszej lidze.
-Oooooooooo....
* * *
Hubert czuł się dosyć dziwnie. Miał dziwne przeczucia co do dzisiejszego dnia. Dawno się już tak nie czuł. Chyba... chyba, kiedy spotkał się z pewnym chłopakiem na randkę. Myślał, że chłopak jest studentem- a, tak przynajmniej pisał. Już gdy szedł na miejsce spotkania, nie widział tego mężczyzny jakim się opisywał. Jak się później, okazało, mężczyzna miał ponad czterdzieści lat. Dobra, nie kłamał o swojej nauce- naprawdę był studentem, ale nie wspomniał o tym, że robi sobie profesorkę.
Drugi chłopak z, którym się umówił też nie był idealny. Dobrze im się gadało, bardzo fajnie spędzili dwa dni. Problem w tym, że chłopak chciał by Hubert zamieszkał u niego, już po tych dwóch, feralnych spotkaniach.
Po tych dwóch facetach skończył spotykać się z kimkolwiek. Usunął swoje konto na portalu randkowym. Zamierzał się w pełni skupić na nauce. Raz po raz spotykał się z jakimiś facetami na jednorazowy seks.
Sięgnął po wodę i wziął potężnego łyka. Podrapał się po plecach. Nienawidził spać w bluzce, wolał w samych bokserkach. Ewentualnie bez.
-Hubert, ile razy mówiłam byś nie pił z "gwinta"?!- podskoczył i omal nie wypluł wody. Spojrzał na źródło głosu. W przejściu stała niewysoka kobieta. Długie, czarne włosy zostały upięte w kok, na samej górze głowy. Na nosie spoczywały duże okulary, które dodawały kobiece powagi. Ubrana, jak zwykle w kobiecy, garnitur i żakiet.
-Nie, gorąco ci?- spytał chytrze, uśmiechając się wrednie do brunetki.
-Jak w piekle- sapnęła i sama sięgnęło od niego butelkę. Sama opróżniła pozostałość. A jego upominała by nie pić takim sposobem.
Prychnął głośno.
-Co tu, tak w ogóle robisz?- zapytał lekko zdenerwowany.
-To już nie mogę przyjechać i odwiedzić moich dzieci?- zapytała z lekkim uśmieszkiem.
-Masz w dupie mnie jak i Ewelinę- powiedział i podparł swoje dłonie na piersi. Coś nie wierzył w dobre intencje swojej matki.
- Po, co takie ostre słowa?- już chciał coś powiedzieć, ale powstrzymała go ruchem dłoni- Przyjechałam coś sprawdzić mamy- westchnęła.
Szatyn przewrócił oczami i wyminął ją szybko. Nienawidził swojej matki. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Już wystarczyło mu nazwisko.
Otwierając drzwi od domu, omal nie padł trupem.
Jego przyjaciele szli z wysokim blondynem.
Błażej?
Zamknął drzwi.
* * *
Stawiając swój bagaż na ganku, zacząłem podziwiać dom babci. Był on wielki. Dwupiętrowy, z wieloma balkonami. Z tego co wiedziałem, babcia wynajmowała kilka z pokoi. Wszedłem do środka. W domu było przyjemnie chłodno. Jasne kolory zawsze kojarzyły mi się z tym domem. Zdjąłem buty, oraz położyłem je na specjalnej półce.
-O, już przyjechałeś- podskoczyłem lekko do góry na dźwięk głosu. Potem, ktoś rzucił się na mnie i z całym impetem padliśmy na ziemie.
-Agnieszka, złaź ze mnie!- krzyknąłem. Dziewczyna zaśmiała się i przytuliła mnie.
-Tęskniłam za tobą- powiedziała obrzucając mnie lekkim poczuciem winy. Cóż, Aga była córką mojego wujka. Anastazja i Agnieszka są w tym samym wieku. Z tym, że Anka jest bardziej ogarnięta.
-Ja, też- westchnąłem- Ale złaź ze mnie- dziewczyna zaśmiała się i zeszła ze mnie.
Piętnaście minut później siedzieliśmy w chłodnej, kuchni, oraz sączyliśmy zimne napoje.
-Więc- zaczęła, ale przeszkodziło jej napicie się napoju- Co, ty, tu robisz?
-Wiesz, ojciec powiedział, że babcia ma jakieś problemy z przeprowadzką.
-Nie- zaprzeczyła, czym zbiła mnie z pantałyku.
-Ale....Ale....Jak...Co?- spytałem, a mój kubek upadł na ziemie i roztłukł się z głuchym odgłosem.
- Ech....Trzeba było wam powiedzieć to już dawno- do domu weszła babcia. Wyglądała tak jak ją zapamiętałem. Niziutka, pulchna kobieta o ładnych, czarnych włosach. Na nosie znajdowały się okulary połówki, które zawsze kojarzyły mi się z tymi, które nosił Dumbledore.
-Cześć, babciu- przywitałem się z nią.
Ależ urosłeś- podeszła i pociągnęła mnie za poliki. Nienawidziłem tego od zawsze, a babcia robiła mi to na złość. Zawsze po tym miałem czerwone poliki i strasznie mnie piekły- Naprawdę jesteś wielkoludem.
-Byłem najniższym chłopakiem w klasie- mruknąłem cicho- Zawsze, gdy graliśmy w kosza, ja siedziałem z tyłu!- kobiety zaśmiały się głośno.
-Dobrze, dobrze- babcia poklepała mnie po plecach- Pewnie jesteś głodny- powiedziała i poszła do lodówki.
-Nie, nie jestem głodny- zaprzeczyłem- O, czym miałaś nam powiedzieć?- zapytałem.
-Powiem wam później. Błażeju, pewnie jesteś zmęczony podróżą. Pójdź do swojego pokoju. Jest na pierwszym piętrze.
-Okej- mruknąłem bez przekonania i poszedłem do "pokoju". Korytarz był naprawdę długi, tak samo schodu po, których właśnie szedłem. Oparłem dłoń na balustradzie i zacząłem wspinać się po schodach. W połowie schodów do moich uszu doleciały dźwięki dosyć miłej piosenki. Uśmiechnąłem się lekko. Stanąwszy na ostatnim schodku, rozejrzałem się po całym holu. Był długi, ściany pomalowane w ulubionym kolorze babci- brązowym. Na podłodze znajdował się ciemnoczerwony dywan. Ruszyłem przed siebie wsłuchując się w piosenkę. Raz po raz słyszałem ściszony głos kogoś, ktoś najwyraźniej podśpiewywał z piosenkarką. Potrząsł lekko nogą w rytm muzyki.
Drzwi były całe białe, a klamka w srebrnym odcieniu. Pociągnąłem go i wszedłem do środka. Pokój był taki jaki sobie zapamiętałem. Średniej wielkości, ściana przy, której stało łóżko miało fioletowy kolor. Meble jak zwykle czarne. Położyłem walizkę przy długiej szafie, a sam rzuciłem się na łóżko. Było takie, jakie zapamiętałem- miękkie. Uniosłem nogę i zgiąłem ją, a ręką przykryłem swoją twarz. Sapnąłem głośno. Przymknąłem oczy.
Długo się nie należałem, bo już po kilku minutach musiałem iść pod prysznic. Otworzyłem swoją walizkę i wyjąłem z niej ręcznik, oraz bokserki, a w drugiej ręce wylądował płyn pod prysznic, oraz szczoteczka do zębów i dezodorant.
Wszedłem do łazienki. Wyglądała tak, jak każda inna. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
Pół godziny później stanąłem w pokoju, wycierając głowę.
-Łaaaaaaaał, nieźle wyglądasz- krzyknąłem, co musiało być podobne do pisku.
-Co, ty tu robisz, i kim jesteś?- znowu pisnąłem. Ktoś, a raczej dziewczyna zaśmiała się i machnęła lekko ręką. Wyglądała dosyć ciekawie. Czerwone włosy, spięła za głową, dzięki czemu zwisały jej z tyłu głowy. Ubrana w podarte, jasne dżinsy i żółtą bluzkę. Jednak największą uwagę przyciągały jej ramiona. Całe były wytatuowane, w różne wzory, jak i kolory.
-Nie piszcz jak dziwka!- dziewczyna prychnęła do mnie i poprawiła niewidzialny paproch- Jestem Samanta. I tak jakby jestem tutaj pokojówką. Mam też klucze do każdego z pokoi.
-To, po co do mnie przyszłaś?- zapytałem i zacząłem przebierać w ciuchach. Wziąłem czerwoną bluzkę i założyłem ją na siebie.
- Twoja babcia, kazała mi powiedzieć, że dzisiaj jest gril.
- I jaki to ma związek ze mną?- zapytałem i się napiłem.
- Idziesz z nimi, Do tego jak mu tam..- zaczęła pstrykać- Huberta!
O fuck!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top