Rozdział 2
Gdy wika wróciła do reszty klasy kawa do niej podszedł i powiedział coś w stylu: widzisz, mówiłem że wygrasz.
-dzięki. Powiedziała dalej czerwona wika. A ja że śmiechu nie mogłam i się zaśmiałam on spojrzał się na mnie i powiedział:
-e co się śmiejesz?!
-nic nic dalej próbuje znaleść ten prosty kąt.
-jeszcze tylko kurwa słowo.
-ej ej ej nie kłucić mi się tu. Powiedziała wika patrząc tu raz na mnie tu raz na kawę. Po chwili pan podszedł i powiedział wszystkim że mają wziąść jakąś piłkę albo obkrążyć cały orlik. Wika ruszyła w stronę bramki a ja podąży łamie z nią.
Po drugim okrążenu podbiegł do nas kawa i oczywiście nas wystraszył.
-aaaaaaa. Krzyknełyśmy w tym samym czasie.
-oj sorka wika ciebie nie chciałem przestraszyć. Powiedział martwiący m głosem.
-nic się nie stało. Uśmiechneła się i poszła dalej.
-AHA?! Krzyknełam oburzona.
-no co? Pyta z wika.
-Pfff a mnie nie przeprosił nawet głupiego "sory" nie usłyszałam. Mówiłam coraz bardziej podnosząc głos. Wika szturchneła łokciem kawę a on powiedział:
-no sory.
-może być? Spytał się Wiktorii cicho.
-Boże święty KAWA! Krzykneła jakby była na niego ciutkę zła.
-no co?
-GÓWNO. Odpowiedziała mu.
-się głupio pytasz jeszcze. Dodała po chwili.
-no dobra PRZEPRASZAM. Pasuje?
-tak. Już lepiej.
***
W domu nie robiłam nic ciekawego, gadałam z wiką jak zawsze. I oczywiście próbowałam zrobić SAMA beze ale ją spaliłam... Po chwili wika się odezwała...
-ej stara bo kawa do mnie napisał...
-co?! Co ci napisał?!
-czy chcę się z nim spotkać.
-o kurwa miałam się z Miłoszem spotkać. Krzyknełam i zaczełam się szykować.
-ej no rzeczywiście XD. Powiedziała rozbawiona wika.
-chcesz iść że mną? Powiedziałam nagle.
-spoko. Odpowiedziała krótko.
-to się szykuj ja podejdę pod twój blok.
***
Perspektywa Wiktorii
Jak wyszłam z bloku zaczełam z olą podążać pod blok Miłosza. Gdy byłyśmy już prawie poczułam na Sowie czyjeś wzrok i nagle zobaczyłam jego... I niechcący krzyknełam
-co on tu kurwa robi!!!
-nie odpisałaś mi czy chcesz że mną wyjść czy nie więc postanowiłem przyjść.
-ale jak mnie znalazłeś?
-przez lokalizację na snapie.
-aha ok ale ja idę na dwór z olą i Miłoszem oki? Może jutro.
-spoko. Powiedział i odszedł.
Gdy dotarłyśmy pod jego dom po czekałyśmy na niego zaledwie dwie minutki. Gdy drzwi się otworzyły zobaczyłyśmy jego matkę ale jego nie i nagle powiedziała:
-Miłosz nie wyjdzie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top