** 6 **
Selena
Wtorek, drugi dzień tygodnia, czyli dzisiaj szkoła. Od dziś zaczynam zajęcia z chłopakami. Spojrzałam na zegarek, na wyświetlaczu pojawiła się dokładnie 06:02. Nie mogłam już zasnąć, więc wstałam i zrobiłam to co zawsze rano, ale tym razem, o dziwo, udało mi się zjeść śniadanie. Zrobiłam też naleśniki dla brata.
- Sel, co Ty tak wcześnie dzisiaj?
- Spać nie mogłam.
Dobiegł nas dźwięk dzwonka do drzwi.
- To pewnie Alex, weź mu otwórz.
- Niech będzie. - Szłam korytarzem i jestem przy drzwiach. Znów dzwonek.
- Siema sta.. – przerwał zdziwiony - Selena?
- Ta, też miło Cię widzieć. – przewróciła oczami - Josh w kuchni, ja idę do siebie.
- Sel, musimy pogadać.
- Raczej nie mamy o czym Alex.
- Ale wczoraj, ja.. Ty... Znaczy my. – zacinał się jak nie on.
- My? Nie ma niczego takiego. A z resztą nie chcę teraz o tym gadać.
***
Alex
No nie wierzę, spławiła mnie. Jakby nigdy nic się nie stało, jakby tego pocałunku nie było...
Może to nic nie znaczyło.
- Siema, co tam jesz?
- Naleśniki, Sel zrobiła. Chcesz?
- Jednego możesz dać.
Tak minęło pół godziny i musieliśmy wyjść. Droga minęła nam prawie w ciszy, Josh tylko coś mówił. A ja i Selena nic, taka cisza przed burzą? Oby nie.- Halo ziemia do Was!
- Co?!
- Co się stało wczoraj, że nic nie mówicie.
- Nic - powiedzieliśmy razem, nie uwierzył. Nie dziwię się...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top