Rozdział 72

Alicja

Przez miesiąc leżałam w szpitalu i chodziłam do psychologa. Jak Nat się dowiedział, że to było jego dziecko też ze mną chodził, był załamany. Po tym miesiącu zapomniałam o tych wszystkich strasznych rzeczach co przeżyłam, tą terapia naprawdę mi pomogła. Boli mnie tylko to, że przegapiłam poród małej Emmy, podobno jest śliczna.

W domu wszyscy nas ciepło przywitali, ja powiedziałam szybkie "hej" i powiedziałam, że zaraz wrócę. Pobiegłam szybko na górę i stanęłam przed jej drzwiami. Wypuściłam ciężko powietrze i pociagnełam za klamkę. Zerknęłam do środka, zobaczyłam Laurę na łóżku która usypiała małą Emme. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Przyjaciółka w pewnym momęcie się na mnie popatrzyła i uśmiechnęła się. Położyła dziewczynkę do łóżkyczka i cicho do mnie podbiegał, przytulając mnie przy tym.

-Hej piękna.-jak to powiedziała oddaliła się ode mnie i zamknęła lekko drzwi.
-Hej.
-Jak tam się trzymasz?-spytała zmartwiona.
-Napewno jest lepiej niż wcześniej.-uśmichnełam się delikatnie.
Zajrzała na chwilę do pokoju.
-Dobra słuchaj muszę iść do Emmy bo ma chyba zły sen. Idź się prześpij i jutro pogadamy.
-No dobrze, do jutra. Dobranoc.
-Dobranoc kochana.-jak to powiedziała weszła do pomieszczenia.

Ja westchnęłam ciężko i przeczesałam ręką włosy. Dlaczego mnie to spotyka? Zamknęłam za sobą drzwi do swojego pokoju i zjechałam plecami po drzwiach na podłogę. Dlaczego nie mogę żyć normalnie jak wcześniej, bez problemów. Codziennie imprezy, problemy i żarty w szkole, drużyna siatkarska, znajomi, wrogowie. Przez jedną osobę to wszystko zgasło. Jak popatrzyłam na Emme to odrazu poczułam, że ta trauma szybko mnie nie opuści. Popatrzyłam na łóżko i zobaczyłam, że ktoś na nim leży.

Wstałam z podłogi i popatrzyłam tam, to był Blake. Ja się tylko na niego popatrzyłam i poszłam na balkon zapalić. Jak tylko wzięłam jednego bucha i wypuściłam dym było mi lepiej. Leczyłam tą tragedie długo nie będę zapadać w depresję jak jakaś idiotka. Wiem to jest ciężka sytuacja, ale nie mam zamiaru popadać w depresję. Jutro idę do szkoły i będę robić to co robiłam kiedyś, czyli rozrabiać po całości. Muszę się czymś zająć a nie siedzieć w miejscu i myśleć tylko o tym zdarzeniu. A Nat wiem, że chcę do mnie wrócić, ale jak sobie obiecałam chcę ze mną być to niech się stara. Po takiej krzywej akcji powinnam wogule go wypierdolić na zbity pysk, ale no nie ukrywam, że nadal go kocham. Więc trochę się pobawię. No i właśnie w tym momencie ktoś mnie przytulił od tylko. O wilku mowa.

-No co tam?-spytałam pałac dalej.
-Jestem mega zmęczony, może pójdziemy już spać?-spytał całując mnie w policzek.
-Jak chcesz to idź ja muszę jeszcze iść pod prysznic.-powiedziałam zgadzając papierosa.
Oparłam się o barjerke a on po obu stronach położył ręce.
-To może pójdziemy razem.-przybliżył się do mnie.
Chciał mnie pocałować, ale go odsunęłam.
-No co ty, widać, że jesteś zmęczony. Pójdę sama.-pocałowałam go w policzek i poszłam do łazienki.

Następny dzień

Jak tylko usłyszałam budzik wstałam na równe nogi i pobiegłam do garderoby. Wybierałam swój komplet ubrań usłyszałam niezadowolony jęk chłopaka. Wyszłam z pomieszczenia i zobaczyłam jak Nat sturlał się z łóżka.

-Nat co ty wyprawiasz?-spytałam rozbawiona.
-Nie chcę mi się iść do szkoły skarbie.-powiedział zwinięty w kołdrze.
-Debilu uczysz się na studiach w New Yorku. Za dwa dni masz lot.
On usiadł szybko na podłogę i popatrzył się na mnie.
-Racja.-uśmichnął się.
Wstał i podszedł do mnie łapiąc mnie w talli.
-To może ty też sobie odpuścisz i spędzimy dzień razem.-znowu chciał mnie pocałować ale go odepchnęłam.
-Blake nie jesteś razem. Nie wybaczyłam ci.-powiedziałam poważnie.

On się ode mnie odsunął bez słowa, widać, że zrozumiał. Ja wzięłam ubrania z biurka i poszłam się szykować. Odświeżyłam się, pomalowałam, podkręciłam włosy, nałożyłam białą bluzeczkę, jasny sweter, spódniczkę w kropki i białe adidasy.

Jak wyszłam z pomieszczenia chłopak siedział na łóżku i nie mógł ode mnie oderwać wzroku. Przelotnie się na niego popatrzyłam, wzięłam plecak i wyszłam z pokoju. Przez cała drogę myślałam jak ludzie ze szkoły zareagują jak mnie zobaczą i po tym czasu zobaczę Collins'a. Jestem w szoku, ale stęskniłam się za nim. Po 20 minutach byłam już w budynku.

Wszyscy się na mnie patrzyli jakby widzieli mnie pierwszy raz na oczy. Jednak się nie przejmowałam tym dlatego bo w tłumie uczniów zobaczyłam go. Nie patrząc na innych podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyje.

-Cześć skarbie.-powiedział mi na uchu.
Jak tylko to usłyszałam rozpłynęłam się. Nie czuje już do niego nienawiści tylko poprostu tęsknotę.
-Hej przystojniaku.-odpowiedziałam mu z uśmiechem patrząc w jego oczy.-Musisz mi w czymś pomóc.

On popatrzył się na mnie pytając. Kontem oka zobaczyłam przy wejściu chłopaka, którego mocno chciałam zdenerwować.
-Wiec o co chodzi?-spytał Collins.
-Rób to co ja.
Jak to powiedziałam Chris chciał odpowiedzieć, ale nie zdążył bo wbiłam się w jego usta. Zaczęłam go delikatnie całować, on na początku nie oddał pocałunku, ale po chwili ogarną o co chodzi bo złapał mnie za tyłek i pogłębił pocałunek.

Jak już się od siebie oderwaliśmy powiedziałam szybko ze na lekcji mi wszystko wyjaśnię. On się słodko uśmiechnął, pocałował mnie w usta i poszedł w stronę kumpli. Jakim cudem wcześniej go nienawidziłam? Jak już Collins zniknął z mojego pola widzenia odwróciłam się i popatrzyłam przed siebie. Uśmiechnęłam się zadziornie i popatrzyłam na jego wkurzona twarz.

-Hej Nat, co tam?-spytałam.
-Co ty odpierdalasz?
-Co ty taki wkurwiony? Nie jesteśmy razem wiec czego ty się denerwujesz.-poczochrałam jego włosy i skierowałam się do swojej szafki.
Już było po dzwonku i nikogo już nie było na korytarzu.
-Dlaczego to robisz? Nie kochasz mnie już?-spytał uderzając w szafkę.
-Przez ciebie życie mi się zawaliło! Co mi daje czy cię kocham czy nie skoro nie jestem w stanie ci wybaczyć! Jak mnie zostawiłeś Collins mój pieprzony wróg był przy mnie i wspierał! A ty!? Spierdoliłeś! Wiec się kurwa teraz nie dziw, że wole już być z Chris'em niż z tobą!-trzasnęłam swoją szafką i pobiegłam do łazienki.

Kurwa ja go kocham, ale nie dam rady mu wybaczyć to co się stało. Teraz jak to wykrzyczałem zrozumiałam co się stało. Wydaje się to takie proste a jednak to jest najgorsze co mogło mnie w tej chwili spotkać.
Przez cała lekcje przesiedziałem w łazience, próbowałam to przemyśleć, ale za każdym razem leciały mi łzy. Jak już usłyszałam dzwonek, wstałam z podłogi i się na szybkiego ogarnęłam. Cały dzień w szkole spędziłam z Collins'em. Powiedziałam mu plan, że niby z nim jestem, żeby Nat się ogarnął i pokazał, że mu zależy. On się bez wachania zgodził. Poprostu dalej nie mogę w to uwierzyć, że nie dawno byliśmy wrogami a teraz jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

Nataniel

........

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top