Rozdział 28
Była już 10:00.
Wszystko już spakowane, ogarnięte. Można ruszać!
Wziełam jeszcze jakieś ubrania z walizki i poszłam w stronę łazienki.
Wziełam szybki prysznic i nałożyłam taki strój:
Na lotnisku
Jak już czekaliśmy na Austina który załatwiał coś przy recepcji podbiegli do nas Laila i Mark.
Szybko wstałam z krzesła i przytuliłam się z Lailą a Nat z Markiem.
-Naprawdę musicie już wyjeżdżać?-spytała zwiedziona Laila.
-No nie stety.-powiedziałam smutno.
-Będziemy tęskinić. Tylko wiesz...kontaktujcie się z nami.-powiedział z uśmiechem Mark.
-Oczywiście, że będziemy.-jak to powiedziałam przytuliłam Marka.
-Napewno jak będzie okazja was odwiedzimy w Los Angeles.-powiedziała szczęśliwa Laila przytulona do Natana.
Mark i Laila poszli jeszcze pożegnać się z resztą. Przytuliłam się do Nataniela.
-I jak...wracamy do domu.-powiedział smutna do jego ucha.
-No nie stety.
Już musieliśmy wchodzić do samolotu. Jeszcze raz wszyscy pożegnaliśmy się z Markiem i Lailą.
W samolocie
Lot był spokojny dużo rozmawiałam z Laurą i Sarą o całej podróży.
Poczułam jak wibruje mi telefon w kieszeni.
Wyjełam go i zobaczyłam na wyświetlaczu "Mama"?
Dziwne...odebrałam.
-Halo?-zaczełam.
-Halo...dzień dobry córa!
-Cześć mamusi. Coś się stało?
-Nie no co ty...skąd ten pomysł?
-No wiesz...
-Dobra nie ważne. Austin mi opowiadał, że jesteś w związku z tym uroczym chłopakiem. Natanielem, tak?
-Tak. To dlatego do mnie zadzwoniłaś?-spytałam zdziwiona.
-Nooo...można tak powiedzieć. Bo chcieliśmy z twoim tatą poznać tego twojego chłopaka.
(O nie!!) nie nie nie!!!
-Ooooo...to super. A kiedy zamierzacie przyjechać?-spytałam z udawanym uśmiechem i nie pokojem.
-Jutro!-krzykneła szczęśliwa.
(No pięknie)
-To to...super...że tak szybko przyjedziecie.(sarkazm)
-Wiedziałam, że się ucieszysz! Mam nadzeje, że to porządny chłopak. A nie jakiś imprezowicz ani pijak.
-Nie no co ty.
-Dobra muszę kończyć widzimy się jutro o 15:00.
-Pa.
I się rozłączyłam.
Wiem to dziwne, że się stresuję ale...moi rodzice nie są z bajki. No mama jest spoko.
Ale tata...nie zabardzo.
Tylko jak przedstawiałam dla taty jakiegoś chłopaka to on zawsze robi mi jakieś awantury.
Nie wiadomo po co.
A zawsze po takich wizytach po kilku dniach zrywali ze mną...dziwne.
Nie wiem co mój ojciec im nagadał ale...mam nadzieje, że Nat to przetrwa.
Nataniel powoli się przebudzał...i rozciągną.
Objął mnie ramieniem.
-Co tam? Kto dziwonił?-spytał przecierając oczy.
-Mama.
-Serio? I co chciała?-spytał zaciekawiony.
-Yyyy...no ten...chcą cię poznać. Razem z tatą uznali, że chcą poznać mojego chłopaka. Widać, że zauważli...że istnieje coś warzniejszego niż praca!-powiedziałam trochę wkurzona.
-Ej...nie denerwuj się. Spokojnie.-uspokajał mnie.
Oddetchnełam z spokojem i opanowaniem.
-Uh...masz rację.
-Nie może być chyba aż tak źle. Ale...jeśli mnie nie polubią i uznają, że nie mogę z tobą być.
Zrozumiem to...ale i tak będę cię kochać. I będę z tobą na zawsze-wyznał i oparł swoje czoło o moje.
-To dobrze...kocham cię.
-Ja ciebie też-powiedział i delikatnie mnie pocałował.
W domu (salon)
Razem z Natanem siedzieliśmy na kanapie. Na jednym fotelu siedziała Laura a na drugiej Sara i Max.
A Austin chodził w tą i spowrotem myśląc nad czymś.
-Jeju nie wierzę w to! Dlaczego akurat jutro?!-spytał mój zdenerwowany brat.
-Skąd mam to wiedzeć! Matka zadzwoniła do mnie i powiedział, że jutro przyjeżdża poznać Natana.-powiedziałam trochę unosząc głos.
-Co my teraz zrobimy do cholery?!-powiedziała Sara.
Przegadaliśmy ten temat do 2 rano. Postanowiliśmy jakoś to szybko i elegancko zrobić. Żeby rodzice byli zachwyceni i dali nam szybko spokój.
(A przy okazji mama napisała do mnie wiadomości po locie, że chcę jeszcze poznać dziewczynę Austina i chłopaka Sary)
Rozeszliśmy się do swoich pokoi. Ja ciężko położyłam się na łóżko.
Usłyszałam jak Nat zamyka drzwi do pokoju.
-Dlaczego wy robicie z tego aż takie widowisko?-spytał siadając obok mnie.
Ułożyłam się do pozycji siedzącej.
-Wiesz...ojciec zawsze jak przyprowadzałam jakiegoś chłopaka mówił, że nie jest dla mnie.
Zawsze znajdzie jakiś powód. On chcę żeby mój chłopak był odpowiedzialny, dobrze się uczył wiesz...typowy kujon.-wyznałam.
- A ci taka forma chłopaka nie pasuje?
-Oczywiście, że nie...ja chcem żeby mój chłopak mnie kochał i był przy okazji przystojny.
Żeby umiał mnie obronić, bawić się ze mną na imprezach do samego rana. Takiego...jak ty.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową.
-Miło mi to słyszeć.
-Ale on tego nigdy nie rozumiał...i nie zrozumię-powiedziałam i z moich oczu wydzielały się pojedyncze łzy.
Nat mnie mocno do siebie przytulił.
-Ciii...spokojnie. Jestem przy tobię.-szepną mi do ucha.
-Nie przejmuj się. Nie muszą twoi rodzicę mnie lubić...to nie jest potrzebne nam do szczęścia.-powiedział z uśmiechem.
Chciałam coś powiedzieć ale Rex i Luna wparowali do mojego pokoju jak szaleni.
Ganiali się po całym pokoju.
Rozweseliła mnie trochę ta ich zabawa.
Rano (11:00)
Wszescy już byli na równych nogach. Po śniadaniu i wypoczęci.
Sara i Max zajeli się kuchnią.
Ja razem z Laurą, Natanem i Austinem zgarnialiśmy domu(jest dość duży(aż za duży))
13:30
Za pół godziny przyjeżdżają rodzicę. Jest wszystko przygotowane oprócz jednej rzeczy.
Eleganckie ubrania!
Szybko z resztą pobiegliśmy się przebrać.
Moja sukienka:
Austin już miał ruszać do rodziców na lotnisko ale...przerwał mu dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę!-krzyknełam i skierowałam się do drzwi.
Poprawiłam jeszcze sukienkę i otworzyłam drzwi.
Za dzwiami stali mam i tata.
Ja szczęśliwa przytuliłam ich i zaprosiłam do środka.
Zapowiada się cudowna wizyta.
CDN...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top