Powrót.
- Mam dosyć! - krzyknął Michał, pakując jednocześnie swój bagaż do samochodu.
- Zabraniam ci! - odpowiedziała takim samym tonem do syna, w jaki zwracał się on do niej.
- Ha! - zaśmiał się kpiąco. - Nie możesz. A wiesz czemu?
Przez chwilę jakby szukała odpowiedzi, której i tak nie znalazła, po czym pokiwała przecząco głową.
- Bo jestem dorosły! - odpowiedział i wsiadł do samochodu, ostatni raz spoglądając, na patrzącą na niego z bólem w oczach matkę.
Wbrew pozorom nie był zły, lecz bardziej zawiedziony. Nie chciał kłótni z rodzicami, nie rozumiał dlaczego nie mogli... nie, nie mogli to złe słowo, oni po prostu nie chcieli zaakceptować decyzji swego jedynego pierworodnego.
Decyzją tą, była przeprowadzka do Polski.
Albowiem miała ona na celu odnaleźć i odnowić kontakt z dawnym przyjacielem, Pawłem.
Następnego dnia znajdował się już w kraju. Kraju, który opuścił, ale do którego wrócił, wrócił z powodu który innym wydawałby się błachy, jednak nie dla niego. Dziś wybiera się do rodzinnego domu Pawła. Nie wie co go czeka, nie spodziewa się tego co nastąpi.
POV. MICHAŁ
Stałem pod jego domem, jego rodzinnym domem. Gdy chciałem już zadzwonić, drzwi otworzyły się. Stał przed mną mężczyzna w średnim wieku. Na oko około pięćdziesiątki. Stał przed mną, mnie jednak interesowała dziewczynka na wózku inwalidzkim. Wyglądała prawie jak Paweł gdy miał pięć lat. Wiedziałem że musi to być ktoś z rodziny.
- Dzień dobry. - powiedziałem uśmiechając się w stronę mężczyzny.
- Powiedz pani Marioli, że oddam jej pieniadze, jak tylko będę w stanie.
- He? Nie. Musiał mnie Pan z kimś pomylić może się przedstawię. Nazywam się Michał Michalski, miło mi. - wyciągnąłem rękę w jego stronę.
Patrzał na mnie chwilę z otwartymi ustami i upuścił reklamówkę, której wcześniej nie zauważyłem i rzucił się na mnie przytulajac mnie.
- M-M-Michał... Ale jak to? Wchodź do środka.
- Ale tato mieliśmy iść do Pawełka. - buntowała się mała istotka.
- Za chwilkę pójdziemy, ale najpierw porozmawiam z tym panem, dobrze?
- Ale pójdziemy?!
- Oczywiście ze tak!
Gdy już wszyscy znaleźliśmy się w domu, a mała istotka w swoim pokoju dostałem filiżankę z herbatą i rozgościłem się na kanapie państwa Michalskich. Nic się tu nie zmieniło przez te pięć lat.
Nie zauważyłem nawet, kiedy obok mnie pojawił się ojciec Pawła - Pan Maciej. Zaczął mnie wypytywać o różne rzeczy, zaczynając od tego, jak mi idzie w życiu prywatnym i zawodowym, kończąc na tym, jak mi się podobało w Francji.
- No to powiedz mi Michale, co Cię sprowadza do kraju?
- Eh, jakby to ująć? Mam kilka spraw do załatwienia, a dokładniej jedną. Dotyczy ona pańskiego syna.
- Aha... - coś mi się nie zgadzało. Pan Maciej zazwyczaj, gdy chodziło o Pawła, nie był taki przybity i smutny, jak teraz.
- A tak w ogóle, gdzie pani Małgorzata? - zapytałem zakłopotany zdając sobie sprawę, iż dopiero teraz zauważyłem brak matki mojego przyjaciela.
- Zmarła przy narodzinach Julii.
- Przepraszam, nie powienienem był pytać.
- Nic nie szkodzi. - zapewniał mnie, choć widziałem w jego oczach jeszcze większy smutek, niż wcześniej.
- Przepraszam, że pytam, ale czy to znaczy, że ta dziewczynka na wózku jest siostrą Pawła?
Potwierdził moje słowa kiwnięciem głowy.
- Mówiłeś że masz coś do załatwienia z Pawłem, prawda? - przytaknąłem. - A więc może chciałbyś pójść z nami, wytłumaczylibyście sobie wszystko.
- Naprawdę? Dziękuję panu bardzo.
- Ależ nie ma za co. Chodź Julia, jedziemy.
Siedziałem w samochodzie i podziwiałem widoki parków bądź budynków. Nawet pani która krzyczała na psa. Wydało mi się to zabawne, wyglądało to tak, jakby krzyczała na dziecko, które i tak nie rozumie jej słów.
- Już prawie jesteśmy. - oświadczył mężczyzna.
Zatrzymaliśmy się przed szpitalem specjalistycznym. No, muszę przyznać że nie spodziewałem się czegoś takiego po Pawle.
Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do gabinetu lekarskiego. Z tamtąd udaliśmy się do sali sto czterdzieści dwa, a gdy już weszliśmy, moim oczom ukazał się wychudzony, niski i blady jak ściana nastolatek. Nie widziałem jego twarzy, ponieważ przysłaniała ją zbyt długa grzywka chłopaka. Pierwsza odezwała się najmłodsza z nas.
- Braciszku! - chłopak wstał i podszedł do dziewczynki, uścisnął ja, podobnie z ojcem.
- Paweł pamiętasz Michała? - wskazał na mnie ręką. Ten spojrzał na mnie z szokiem, zresztą tak samo jak ja, kiedy zobaczyłem jego szare oczy. Poznałbym je nawet na końcu świata.
- To my Was może na chwilę zostawimy, samych. - Jak powiedzieli tak zrobili, a ja zostałem sam na sam z chłopakiem.
- Michał? - zapytał ze strachem w oczach. Jedyne co zdołałem wtedy zrobić to pokiwać twierdzaco głową. - Błagam nie patrz na mnie, kiedy jestem w takim stanie. Proszę. - błagał a mnie łzy zaczęły spływać po policzkach, zaznaczając ścieżkę aż do mojej klatki piersiowej, gdzie znikały w materiale koszuli.
- Dlaczego? - w tym momecie było to moje jedyne pytanie. Przytulił mnie, a ja zacząłem szlochać jak nienormalny, nie z radości, lecz z bólu spowodowanym stanem mojego przyjaciela, mojego Pawła.
Dzień dobry.
Przpraszam że dopiero dziś dodaje rozdział, ale no cóż. Nie do końca wiedziałam, co mam napisać. Wiem że z moją ortografią i interpunkcją, błędy palą w oczy. Przepraszam Was za to najmocniej jak tylko potrafię. Dziś dodałam trochę dłuższy rozdział. Już wam mówię, że starałam sie jak mogłam.
To chyba tyle na dziś, mam nadzieję że to opowiadanie choć troszkę was zaciekawiło.
Do widzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top