Rozdział 58
- Ja... - zaczęła przestraszona. - pozwól, że Ci to wyjaśnię. - rzuciła niemal błagalnie w jego stronę.
- Nie rób scen, dobra? - rzucił obojętnie. Zdziwił mnie jego chłodny ton. - Zaciągnęłaś tutaj Maję, żeby jej grozić? Co ona Ci nagadała? - zapytał mnie.
- Nic tak tylko gadałyśmy. - odparłam dla złagodzenia sytuacji.
- Powtarzałem Ci to setki razy, tłumaczyłem miliony, ale Ty nic nie zrozumiałaś! Ile razy mam Ci mówić w kółko to samo? Jesteś dla mnie najważniejsza, ale Maja zawsze była moją przyjaciółką i będzie - mówił podniesionym głosem, na dodatek traktując mnie jak powietrze. Jakby mnie nie było obok nich.
- To ja się zmyję, pogadajcie sobie. - rzuciłam i zrobiłam krok do przodu.
- Nie, zaczekaj. Marika, masz w mojej obecności wycofać wszystkie słowa, które rzuciłaś w stronę Majki. I zaakceptuj proszę fakt, że się przyjaźnimy.
Mimo ciemności i tylko niewielkiego światła z latarni drogowej, zauważyłam na jej twarzy niemałą purpurę. Spuściła wzrok i cicho szepnęła w moją stronę "przepraszam". Nie mogłam dłużej na to patrzeć.
- Słuchajcie ja mam dosyć takich scenek. Marika... - zwróciłam się do stojącej jak słup soli dziewczyny. - Filip to wspaniały facet i masz go traktować dobrze. Mnie nie musisz się obawiać, bo ja nie stanowię dla Ciebie żadnego zagrożenia. To co było już nie wróci. I masz być o to spokojna. - powiedziałam jednym tchem. Sama nie wiedziałam skąd u mnie takie słowa. Popatrzałam na ich twarze ostatni raz po czym przeszłam do reszty towarzystwa. Judyta poczęstowała mnie kiełbaską, którą z chęcią zjadłam. Nawet się nie zorientowała, że nie było mnie przez dłuższy czas. Po chwili obok nas pojawili się Filip i Marika. Trzymali się za ręce. Ona, wystraszona ze łzami w oczach, on posyłający w moją stronę spojrzenia. Nie wiedziałam co chce mi przez to powiedzieć, ale w pewnym momencie miałam tej sytuacji po dziurki w nosie. Czułam się jak jakaś osaczona! Próbowałam się wymknąć po angielsku z tej imprezy, na której zaczęłam czuć się niekomfortowo, ale nie dane mi to było tak szybko. Pierwszy zorientował się Maciek, który natychmiast złapał mnie pod ramię i zaprowadził w krąg znajomych. Podał mi butelkę piwa i od słowa do słowa przegadałam z nimi dobre pół godziny. Pogawędki o głupotach, czyli standard. Kiedy tylko Maciek opuścił nasze towarzystwo ponowiłam próbę ucieczki, wyłowiłam wzrokiem Judytę i dałam jej znać gestem, że wychodzę. Pokiwała mi tylko ręką na znak "a idź w cholerę" i ruszyłam do uliczki.
- Maja, zaczekaj. - usłyszałam za plecami. No nie, czy na serio stąd nie wyjdę?
- Filip, proszę Cię. Jestem już zmęczona, chcę iść do domu. - odwróciłam się do niego.
- Nie zajmę Ci dużo czasu. Chciałem Ci podziękować za Twoją postawę podczas tego niefortunnego spotkania oraz przeprosić za zachowanie Mariki, nie wiem co jej odbiło.
- Spoko, nie gniewam się. A teraz wybacz, ale pójdę już.
- Zaczekaj, odwiozę Cię. - oznajmił i zaczął szukać kluczyków w kieszeni.
- Nie trzeba, przejdę się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top