Rozdział 26
Spojrzał się w moje oczy, oczekując jakiejś odpowiedzi. Zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. Siedzi obok mnie chłopak, którego prawdopodobnie pokochałam i zwierza mi się z nieudanej miłości
- I co ja mam z tym wspólnego? - udało mi się przecisnąć przez zadławione gardło
- Jesteś moją przyjaciółką, prawda? - zapytał, z nadzieją w oczach
- P..prawda - wyjąkałam - Ale nadal nie wiem o co chodzi...
- Chciałbym, żebyś mi pomogła. Bo widzisz Marika wróciła na stare śmieci. Co prawda tylko na wakacje, ale zawsze coś. Doradź mi mam porozmawiać z nią o swoich uczuciach i powiedzieć, że nadal ją kocham?
- A kochasz ją nadal? - zapytałam, czując jak pod powieki zbiera mi się płacz
- Nawet nie wiesz jak mocno
- Nie wiem... nie pytaj mi się takich rzeczy - odparłam, patrząc przed siebie
- Nie pomożesz mi? Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką i.. i że mi doradzisz, pomożesz...
- W tej sytuacji sam sobie musisz pomóc. Nikt za Ciebie nie zadecyduje, a już na pewno nie ja. Sorka, ale muszę lecieć - w pośpiechu znalazłam klamkę i wybiegłam z auta. Filip wyleciał za mną, coś krzyczał, słyszałam odległe: "zaczekaj..", ale nie potrafiłam się zatrzymać. Nie mogłam dłużej tego znieść. Nie dość, że moje serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, to jeszcze łzy lały się jak z fontanny. Głupio wyszło.Po chwili Filip ruszył z piskiem opon. A ja z pustką w sercu i głowie ruszyłam do swojego pokoju. Otarłam łzy i dokończyłam pakowanie. Postanowiłam nie myśleć już o nim, przynajmniej dzisiaj. Ale to zbyt trudne. Za dużo sobie wyobrażałam i za brutalnie zostałam przywołana do rzeczywistości. No cóż.. sama tego chciałam. Dokończyłam pakowanie i z mieszanymi uczuciami położyłam się spać. Nawet zaczęłam liczyć owce żeby tylko odgonić myśli o Filipie. Musiałam o nim zapomnieć. A przynajmniej o uczuciu, którego do niego żywię.
O 6.00 rano poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. Podniosłam wzrok i ujrzałam roześmianego tatę. - Jak można się śmiać o tak wczesnej porze? - zapytałam zaspana
- Nie cieszysz się, że wyjeżdżamy?
- Przeogromnie - odpowiedziałam i przekręciłam się na drugi bok. Tata nie dał za wygraną i ściągnął ze mnie kołdrę. Odpuściłam, bo wiedziałam, że za chwile może przejść do ataku w postaci łaskotek, a wtedy darłabym się na cały dom.Wstałam, ogarnęłam się i zeszłam na dół. Mama latała już po kuchni, robiąc śniadanie i kanapki na drogę. Trochę jej pomogłam i zaczęłam znosić walizki do auta. Ani przez chwilę nie pomyślałam o Filipie dopiero jak spojrzałam na telefon, wszystko do mnie wróciło.Miałam od niego 3 nieodebrane połączenia. Dzwonił w nocy. Miałam też wiadomości, w których pisał, żebym dała mu jakikolwiek znak. Zablokowałam telefon i usadowiłam się wygodnie w aucie. Ruszyliśmy do krainy Wielkich Jezior. Całą drogę rozmawiałam z rodzicami, robiłam za nawigację, bawiłam się z Popim i grałam na tablecie w jakieś durne gry. Robiłam wszystko, żeby nie myśleć. I nawet nieźle mi to wychodziło.Po dobrych 7 godzinach byliśmy na miejscu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top