Rozdział 20
O ile rozpuszczone włosy można nazwać fryzurą, a zwykłe podkreślenie oczu tuszem i linerem makijażem.
- Baw się dobrze córeczko - rzuciła mama, kiedy ubierałam już buty.
- Nie dzięki - zaśmiałam się. Filip czekał na mnie oparty o swój samochód. Muszę przyznać, że w jasnych dżinsach i białym podkoszulku prezentował się całkiem sympatycznie.
- Cześć. Sorka, jeśli musiałeś czekać - odezwałam się
- Nic nie szkodzi. Przyjechałem trochę wcześniej. Proszę - otworzył mi drzwi-
Jaki z Ciebie dżentelmen - zaśmiałam się
- Jak zawsze - puścił mi oczko. Droga do kina minęła nam na opowieściach o szkole. Głupi temat, ale jak się obgaduje nauczycieli to okazuje się całkiem fajny!
- No to jesteśmy - powiedział mój towarzysz, kiedy byliśmy pod kinem. - mamy jeszcze 20 minut, kupujemy popcorn?
- No oczywiście! Do tego jakaś cola czy coś
- Jak sobie pani życzy - uśmiechnął się promiennie. Takie przeprosiny to ja mogę mieć codziennie - pomyślałam i z uśmiechem wysiadłam z auta. Kupiliśmy duży popcorn, dwa kubły coli i czekaliśmy na wejście do sali. W końcu zostaliśmy przywołani przez panią bileterkę i po chwili zajęliśmy miejsca na samej górze. Nikogo obok nas nie było. Może to i lepiej, bo kiedy zaczął się film, śmiałam się do rozpuku! Filip dodatkowo komentował po swojemu każde śmieszne akcje, więc ubaw miałam na całego. Popcorn latał między nami niczym wyrzucony z procy, tylko colę wypiliśmy w miarę normalnie.
- Muszę przyznać, że zachowywaliśmy się gorzej niż dzieci - oznajmił, kiedy wyszliśmy po skończonym seansie na zewnątrz.
- Będą mieli co sprzątać po nas - roześmiałam się
- Trudno. Przynajmniej dobrze się bawiłem. A Ty? - zapytał.
- Tak, ja też. Nie sądziłam, że z Ciebie taki żartowniś
- Jeszcze mało o mnie wiesz - puścił mi oczko, a ja pokręciłam głową. Całą drogę komentowaliśmy film, przy czym brzuch od śmiechu chciał mi pęknąć. Pod domem jeszcze chwile postaliśmy.
- Dzięki za miły wieczór - powiedziałam
- To ja dziękuje. W końcu to ja Cię wyciągałem i mam nadzieje, że nie żałujesz
- Nie żałuję - powiedziałam najmilszym głosem, na jaki tylko było mnie stać - Uciekam na górę. Dobranoc
- Dobranoc - rzucił i wysiadłam z auta. Pomachałam mu jeszcze i po chwili zniknął za zakrętem. Mało myśląc pobiegłam prosto do domu przyjaciółki. Widziałam z ulicy, że świeci się u niej w pokoju, więc śmiało do niej uderzyłam. Ucieszyła się na mój widok i od razu, bez zbędnych powitań, zaciągnęła mnie do pokoju i kazała opowiadać jak było na spotkaniu.
- Dobrze było - odpowiedziałam- Nie sądziłam, że z niego taki dowcipniś. W szkole zachowuje się trochę inaczej
- Wiadomo, każdy tak ma może jeszcze między wam coś będzie, co? - zapytała, uśmiechając się głupkowato.
- Ty chyba jesteś chora! Nigdy w życiu
- Nigdy nie mów nigdy - rzuciła
- Nie, nie.. nawet tak nie mów kochana.. ja już poznałam jego ciemną stronę i wiem jaki jest
- Oj tam, wtedy był zły i wiesz...
- Wiem czy nie wiem co za różnica
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson! Wiem głupio wyszło, że nie dodawałam rozdziałów, ale mój brat wrócił ze szpitala i nudzi mi się, więc ciągle siedzi na kompie... :( Obiecuje, że postaram się jakoś częściej dodawać rozdziału, ale nie wiem jak to będzie xd Więc do następnego :*** !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top