6. Akademicka zabawa

FELIKS
Mówisz poważnie Rose?

ROSE
Czy ja kiedykolwiek was okłamałam?

AUDREY
Mam zacząć wyliczać?

ROSE
Dobra, dobra. W takim razie ominą was mega newsy.

AUDREY
Mów to co masz do powiedzenia. Umieramy z ciekawości.

ROSE
Wiecie o tym że jutro są urodziny Maddy? Organizujemy dla niej przyjęcie niespodziankę.

AUDREY
Przyjęcie niespodziankę? Ale jak, kiedy, gdzie?

ROSE
Już wszystko zaplanowałam. Wystarczy tylko to zrealizować i będzie wszystko

FELIKS
A gdzie zamierzasz zorganizować to, hm...?

ROSE
Mam już miejscówkę. A jego pracownicy i właściciel nie będą nam w niczym przeszkadzać.

FELIKS
Od kiedy masz takie znajomości, co?

ROSE
Od wtedy, kiedy poprosiłam o pomoc rodziców Maddy. Chętnie przystali na ten pomysł.

AUDREY
Więc gdzie ona będzie?

ROSE
W Black Roomie.

FELIKS
Poważnie? Przecież to najlepszy klub w mieście!

ROSE
Dobrze wiesz jakie znajomości ma ojciec Maddy.

FELIKS
Oczywiście. Wujek Kastiel - słynna gwiazda rocka. 

* zaśmiali się *

AUDREY
Oczywisty jest fakt, że ci pomożemy. Maddy będzie miała najlepsze urodziny w swoim życiu.

FELIKS
To jasne jak słońce.

ROSE
W takim razie kochani... Czeka nas mnóstwo pracy!

Dzień później...

Audrey siedziała na wykładzie, rysując bazgroły na marginesie swego zeszytu. Zostało tak niewiele do końca i do początku imprezy urodzinowej Maddy.

RAYAN
Na dziś koniec zajęć. Możecie już iść.

* spakowała rzeczy do torby i już chciała wyjść jednak wycofała się i podeszła do jego biurka *

AUDREY
Przepraszam... Pani profesorze, mogę z panem porozmawiać.

RAYAN
Oczywiście Audrey, o co chodzi?

* zawsze rozmawiali oficjalnym tonem gdy byli wśród innych studentów * 

AUDREY
* rozejrzała się wokół i powiedziała coś czego później pewnie może żałować * 
Bo, chodzi oto, że... Dziś są urodziny Maddy i idziemy z nią to świętować.

RAYAN
Świętować, to znaczy?

AUDREY
Jeśli masz na myśli nocny klub, lub coś takiego, to nie... Zamierzamy pójść do jej domu i zrobić sobie babską nockę. Jutro jest weekend więc nie widzę w tym żadnych przeszkód. 

RAYAN
No dobrze. Baw się dobrze, córeczko. 

Audrey zdziwiła się, że tak szybko się zgodził, ale tylko uśmiechnęła się do ojca i wyszła zadowolona. W końcu gdyby się dowiedział gdzie na prawdę odbywa się impreza, wówczas były by marne szanse na dostanie się tam bez ucieczki. Wyszła na dziedziniec gdzie wpadła na Feliksa. Oboje mieli pójść na miejsce i czekać na Rose z Maddy. 

W BLACK ROOMIE...

Luka stał zza barem wycierając szklanki. Nie mógł uwierzyć, że właśnie dziś dostała mu się nocna zmiana. Jednak, praca była jak na wagę złota i o dziwo dobrze płatna. Musiał jednak zrobić to po co tu przyjechał. Nie spodziewał się jednak, że może tego żałować. Nagle do baru przysiadł się jakiś mężczyzna, którego już nie raz widział na uczelni i zdarzyło się już mu mieć z nim wykład. Gość był idealnym przykładem, że głupota jednak istnieje i to nawet w środowisku akademickim. 

ALAN

Poproszę Tequila Sunrise.

LUKA
Już podaje. * po zrobieniu drinka podał mu go i wówczas jego oczy spotkały się z nią

Do środka weszła piątka studentów. Rozpoznał każdego z nich. Mimo, że oni go nie znali. Chociaż jedna z nich ... Ale to w tej chwili nieważne. Przeszli koło baru i poszli w kierunku pokoi. Widocznie mieli mieć tu rezerwacje. Słyszał od szefa, że ma tu być coś specjalnego, ale nie spodziewał się studentów. W dodatku wzrok tego faceta. Nie podobało mu się jak profesorek gapił się w ich stronę. Wrócił jednak do swojego zajęcia, podając mu kolejnego drinka. 

Perspektywa Maddy....

Wróciła do domu w podłym humorze. Dziś były jej dwudzieste urodziny a żaden z jej przyjaciół nawet nie złożył jej przyjaciół. Nie przysłał nawet najkrótszego SMS-a. Była zła. Nic dziwnego, że chciała się zamknąć w domu . Nagle zabrzmiał dzwonek.

MADDY

Kogo licho niesie! * otworzyła drzwi wkurzona

NATHAN

Nie sądziłem, że przyniosło mnie tu licho. 

MADDY
Nat! * rzuciła się w jego stronę sprawiając, że tonęła w jego uścisku * 

NATHAN
Hej! Co to za powitanie? Nawet mi się podoba * na jego twarzy pojawił się wręcz ironiczny uśmiech * 

MADDY

Wiesz co... Spadaj!

NATHAN

Skoro tego chcesz... A ja myślałem, że przyjmiesz dziś strudzonego wędrowca, który ma dla ciebie dziś coś specjalnego.

MADDY

Coś specjalnego?

NATHAN

Ale tylko pod warunkiem, że byłaś grzeczna panno Fontaine. 

MADDY

Grzeczna? Teraz bawisz się w mojego tatusia? 

NATHAN

Twojego tatusia? * parsknął śmiechem * Do wujka Kastiela na szczęście mi daleko. Więc jak... pójdziesz ze mną, moja pani? 

* przykląkł na jedno kolano wyciągając w jej kierunku rękę nie bacząc na dziwne spojrzenia ludzi ich mijających * 

MADDY

Co ty robisz? Ludzie się na nas patrzą. Wstawaj.

NATHAN

Wstanę, ale tylko pod jednym warunkiem.

MADDY

Jakim?

NATHAN

Pójdziesz do swojego pokoju, odszykujesz się i zabieram cię do klubu, moja solenizantko.

MADDY

Co? Jak to?

NATHAN

Nie myśl, że mógłbym zapomnieć o twoich urodzinach. Praktycznie co roku wysyłam ci jakiś prezent.

MADDY
A więc to byłeś ty! Te anonimy z tymi wierszami.

NATHAN
A od kogo się spodziewałaś? Od sąsiada?

MADDY
Daj mi dziesięć minut. Zaraz wyjdę. * zamknęła mu drzwi pod nosem * 

W końcu ruszyli razem do baru wpadając po drodze na Rose a później na Audrey i Feliksa. Maddy nie mogła uwierzyć, że zrobili coś takiego dla niej i była im za to wdzięczna. Nie pozostawało więc im nic innego jak pójść i się zabawić. 

WRACAJĄC DO BARU...

Po wypiciu kilku drinków, szampana i zjedzeniu tortu oraz innych przekąsek nadszedł czas na trochę ruchu. Wszyscy opuścili zacisze i udali się do głównej sali by móc potańczyć. Dopiero wtedy oczy Audrey spotkały się z nim. 

ALAN

Proszę, proszę... Kogo to widzą moje oczy... Panienka Zaidi.... Nie sądziłam, że taka grzeczna uczennica będzie się bawić w takich miejscach.

AUDREY
Jak widać profesorze Carter, mam prawo być ta gdzie chce. 

ALAN
Jak najbardziej, ale... Może byś się ze mną napiła, kochanie?

* czuła od niego alkohol, chodź sama nie była trzeźwa

AUDREY
Nie pije z draniami i z profesorami. Czekają na mnie przyjaciele.

ALAN
Sądzę, że nie będą mieli ci za złe, gdy ofiarujesz mi chodź jeden taniec. * pocałował ją dłoń i siłą zaciągnął ją na parkiet

Luka się temu wszystkiemu przyglądał i miał wielką ochotę temu gościowi przywalić. Dlaczego nikt z jej przyjaciół tego nie widział? Gdyby nie było takiego ruchu, sam by do niej podszedł i może  w końcu by zaczął coś od czym od dłuższego czasu marzył. Alan zaś nie tracił czasu. Chwycił ją w pasie i zaczął ją kołysać w rytm muzyki.

ALAN

Jesteś słodka... Wiesz o tym. Tamtej pocałunek to tylko udowodnił, kochanie!

AUDREY
Puszczaj mnie, zboczeniec!

ALAN
Możesz krzyczeć ile chcesz, ale przez muzykę nikt cię nie usłyszy, moja droga. 

LUKA
Niech nie będzie pan taki pewny panie Carter! 
* W końcu jasnowłosy nie wytrzymał i podszedł do nich śpiesząc na ratunek dziewczynie * 

ALAN
No proszę... rycerz w lśniącej zbroi...

LUKA
Powiedziałem... nich pan ją puści...

ALAN
Bo jak nie to co?

LUKA 
To, to... * swoją pięścią uderzył go bez zbędnych zahamowań * Niech to nauczy pana, że nie należy narzucać się żadnej dziewczynie gdy ona się temu wzbrania!

Audrey przypatrywała się mu ze zdziwieniem. Nie wiedziała kim on jest, ale była mu wdzięczna, że staje w jej obronie. 

LUKA
Nic ci nie jest Audrey?

AUDREY
Chyba nic... Ale, skąd znasz moje imię?

LUKA
Nie powinnaś była tyle pić, skoro dałaś się tak łatwo podejść temu podejrzanemu typowi.

AUDREY
Ej... Ja... Pójdę lepiej poszukać przyjaciół...

* zniknęła w tłumie nie zauważając, że wypadł jej telefon z kieszeni

LUKA
Nie powinienem tego robić, ale to dla jej dobra. 
* bez wahania wybrał numer do Rayana Zaidiego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top