19. Czy nastanie dziś pierwsza gwiazda? cz.II
Audrey siedziała przed lustrem próbując doprowadzić swoją twarz do porządku. Jednak lada chwila płynęły do niej łzy i musiała zaczynać od początku. W końcu nie wytrzymała i ręką odruchowo rozwaliła pół toaletki.
AUDREY
Niech to. * zaczęła sprzątać bałagan, aż w końcu się poddała. * Jestem do niczego. * spojrzała na swoją koszulkę, która była zabrudzona podkładem i pudrem. * To na prawdę nie jest mój dzień.
Jakimś cudem udało jej dojść do szafy i wzięła do rąk wieszak z sukienką. Zrzuciła z siebie piżamę zakładając niebieską tkaninę. Na prawdę... nie pasowała do takich sukienek. Była niezwykła, a ona ... szarawa. Tym razem jednak drzwi do jej pokoju zamiast się otworzyć, zahaczyły o zamknięty zamek.
SERENA
Audrey? Mogę wejść?
AUDREY
Tak mamo. * przekręciła klucz w zamku, wpuszczając kobietę po środka. *
Dla Sereny nie było trzeba zbędnych słów, po krótkiej chwili pomogła dziewczynie doprowadzić jej niesforne włosy do ładu.
SERENA
Mam nadzieję, że już ci lepiej kochanie. Za chwilę kolacja i mają przyjechać dziadkowie.
AUDREY
Tak mamo. * uśmiechnęła się sztucznie. *
Musiała grać szczęśliwą, chodź wcale nie była. Złapała swoje kule i zeszła za matką do salonu gdzie jej ojciec witał się ze swoimi teściami. Babcia Łucja zawsze przyjacielsko odnosiła się do taty, zaś dziadek Filip... no cóż. Ten był zawsze specyficzny na swój sposób.
***
Maddy leniwie otworzyła oczy. Miała wręcz piękny sen i nie chciała się jeszcze budzić. Chwila... moment! Wróciła wręcz natychmiast do świadomości, próbując wyrwać się z objęć Nathana. Jednak jego chwyt zdawał się tylko zacisnąć. Z dużym problemem w końcu się wyswobodziła. Szukając nerwowo swoich rzeczy uświadomiła sobie do czego doszło zeszłej nocy. Czuła jak gorąco uderzyło w jej twarz. To się nie mogło stać. A jednak... Kompletnie ubrana chwyciła jedną z jego bluz i wyszła z mieszkania. Narzuciła na siebie kaptur i zatrzymała jadącą taksówkę. Oby jej rodzice nadal spali i mogła bezpiecznie wślizgnąć się do domu. Nie chciała niewygodnych pytań ojca. Obecnie nadal miała w swej głowie całkowity obraz zeszłej nocy. Gdy zapłaciła taksówkarzowi za kurs, zignorowała jego zaciekawione spojrzenie i spojrzała na zegarek. Była zaledwie szósta rano. Może uda jej się niepostrzeżenie wejść. Dopiero teraz zauważyła, że dostała wiadomość od swojej matki.
,,Zostawiłam otwarte okno w twoim pokoju."
MADDY
Cała mama.
Zaszła na tyły domu i z pomocą drzewa wspięła się na gałąź, która prowadziła wprost do jej pokoju. Jednak przy wchodzeniu, zahaczyła o parapet i jak długa wylądowała na ziemi. Z jej ust potoczyło się kilka niecenzuralnych słów. Modliła się tylko w duchu kładąc do łóżka by nikt nie słyszał jej efektownego wejścia. Zasynając miała przed oczami wyraz twarzy Nate, gdy ten dochodził wewnątrz w niej. Poczuła silny dreszcz rozkoszy i krzyknęła w poduszkę. Wiedziała, że to nie powinno się zdarzyć, ale nie mogła powiedzieć, że żałuje tego. Nikt ich do tego nie zmusił. Bała się tylko tego co ich czeka po tym niesamowitym seksie.
MADDY
Skończ z tym!
Ledwo zdążyła odwrócić się na bok i zamknąć oczy gdy usłyszała jak drzwi od jej sypialni się otwierają. Doskonale wiedziała, że szanowna czerwonowłosa inspekcja przyszła. Jednak... jaki to problem udawać sen. W końcu... czy nie robiła tego samego wczoraj podczas przedstawienia? Nie wiedziała kiedy ponownie zasnęła. W swych snach przeniosła się znów do świata teatrów. Stała tam w swej sukni Julii widząc oklaskujących ją widzów. Po ostatnich brawach, ludzie zniknęli i została sama. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, świata w około niej zgasły. Została sama w ciemności. Jednak nagle w tle pojawił się maleńki ognik. Podążyła do przodu nie obawiając się niczego. Coś ją ciągnęło do tego światełka. Nagle poczuła, że traci grunt pod nogami, gdy niespodziewanie czyjaś dłoń złapała ją w talii ciągnąc ją w swoją stronę. Dość szybko się odwróciła uderzając o męską klatkę piersiową. Wiedziała, że był to mężczyzna, jednak jego twarz skrywała maska. Delikatnie podniosła dłoń dotykając jego policzka. Wcale nie czuła się zagrożona, czuła dziwny spokój. Widziała jego pełen pożądliwości i miłości wzrok. Wręcz hipnotyzował ją. Kim był? W tej chwili nie miało to znaczenia. Powoli jej palce krążyły przy krawędzi maski, jednak ten zrobił szybki unik, łapiąc ją w tali i obracając, jednocześnie zapraszając to tańca. Poruszali się po ciemnej próżni przy krokach walca. A ten obcy wydawał się być jeszcze bardziej znaczący.
-Kim jesteś? - wyszeptała mu do ucha.
Ten nagle się cofnął i spuścił wzrok.
-Nie na darmo moją twarz skrywa maska.
Światło odbijało się w jego blond włosach, tworząc niewinną grę, którą dopiero co zaczęli. Po chwili jednak i maska spadła samoistnie z jego twarzy, ukazującej dobrze znane jej rysy.
-Nathan...
Jej szept dał się nieść przez echo i zebrał się potężny wiatr.
-Nathan!
Widziała tylko jego smutne spojrzenie, które przykryte były lekką mgiełką. Próbowała do niego podejść, lecz droga wydawała się być coraz dłuższe. Ignorowała potężne podmuchy, by tylko dotrzeć do niego szybko.
-Nathan!
Ten tylko się odwrócił i odszedł przed siebie. Dziwny dreszcz przeszedł przez jej ciało. Poczuła, że spada w głęboką przepaść. Obudziła się gwałtownie z jego imieniem w swoich ustach. Nerwowo wyskoczyła z łóżka zdając sobie sprawę, że to był tylko sen.
MADDY
Niech to... * wyciągnęła się leniwie niczym kot i przebrała w luźniejsze rzeczy, pozbywając się rozdartej sukienki, chowając ją wraz z bluzą na dno szafy *
Wciąż w jej głowie kołował się ten sen. Czyżby miał coś oznaczać? Sięgnęła po swoją komórkę, która oprócz wskazywania godziny 12, pokazywała kilka nieodebranych połączeń od ... Nathana.
MADDY
Nate...
Musiała na razie na bok odłożyć wszystko co się stało i udawać, że wszystko jest tak jak było jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu.
***
Nathan dość szybko obudził się, gdy uświadomił sobie, że przy jego boku nie ma dziewczyny.
NATHAN
Maddy... Maddy!
Dość szybko na siebie zarzucił wczorajsze ubrania i zaczął jej szukać. Jednak nie było jej nigdzie w mieszkaniu. Zginęły także wszelkie części jej garderoby. Musiała więc wyjść. Od razu chwycił za telefon i próbował się do niej dodzwonić, jednak telefon milczał. Zrezygnowany usiadł na łóżku chowając twarz w swych dłoniach. Nie mógł uwierzyć, że mogła tak po prostu uciec. Jak mogło do tego wszystkiego dojść. Doskonale pamiętał zajścia z nocy. Każdy najdrobniejszy szczegół. Dlaczego więc zmyła się? Czyżby żałowała tego? Nie mógł się jednak dołować. Potrzebował wyjaśnień. Jednak to nie będzie rozsądne by pójść teraz do jej domu, gdy są tam jej rodzice. Nie chce niszczyć jej relacji z ojcem, ani świąt. Mógł spokojnie czekać. Jednak nie znaczyło to, że mógł siedzieć spokojnie jak gdyby nic się nie stało. Czuł, że nie jest wstanie siedzieć spokojnie. Uśmiechnął się wręcz sarkastycznie, gdy dostał wiadomość od matki. No trudno... Musi przecież grać rolę oddanego syna. Jednak... coś na moment przykuło jego uwagę, gdy zwrócił uwagę na swoje łóżko. A mówiąc dokładniej, na prześcieradle znajdowała się krew.
NATHAN
Nie mówcie mi, że... nie.
Teraz to musiał wyjść i ochłonąć. Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.
***
Audrey siedziała na kanapie, udając, że słucha tego o czym rozmawiają jej najbliżsi. Delikatnie przysynała po zażytych lekach przeciwbólowych. W końcu wszyscy postanowili, że to już pora by się położyć. Zaszła do pokoju, jednak zamiast się położyć usiadła na parapecie okna wpatrując się w spadający śnieg. Poprzez pełnie było dość jasno .
RAYAN
Nie chce ci się jeszcze spać?
AUDREY
Niespecjalnie... tato.
RAYAN
Na dole jakoś inaczej wyglądałaś.
Wzruszyła ramionami nie mając siły na zbędne tłumaczenie się
RAYAN
Jutro będzie lepszy dzień. * uśmiechnął się smutno i wyszedł.
Nerwowo spojrzała znów na ulicę i myślała, że widzi Luke. Szybko przetarła oczy, jednak nikogo już nie było. Uznała, że musiała być już tak zmęczona. Nie mogła jednak przewidzieć tego, że chłopak naprawdę tam był i wpatrywał się w jej sylwetkę siedzącą w oknie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top