Rozdział 3

Po odejściu króla pomagałam Merlinowi i Gaiusowi robić mikstury lecznicze. Choć "pomagałam" to zbyt wielkie słowo. Oczywiście na razie uczyłam się, powoli i mozolnie. Podawanie oraz rozcieranie ziół w moździerzu to praca idealna dla takiej niezdary jak ja. Choć, jeszcze niczego nie rozlałam i nie potłukłam, więc byłam z siebie bardzo dumna. Przecież, to właśnie tę pracę będę wykonywała przez najbliższe miesiące.

Ekscytacja i niepewność przeplatały się wzajemnie, a ja nadal nie mogłam nadziwić, w jak wspaniałe miejsce trafiłam. Chciałam tu zostać jak najdłużej.

- Elen, proszę, podaj mi tymianek. - Gaiush wyciągnął rękę w moją stronę, nie odrywając wzroku od przyrządzanych mikstur.

Poczułam nagły przypływ adrenaliny. Rozejrzałam się po blacie stołu. Tymianek, tymianek, tymianek, nigdzie nie mogłam go znaleźć. Spojrzałam na Merlina, który bacznie przyglądał się moim poczynaniom.

- Pomocy. - Bezgłośnie poruszyłam ustami.

Merlin wskazał głową na wiszącą za mną torbę. Tu jesteś, ucieszyłam się w duchu. Kiwnęłam głową w podzięce i szybko zabrałam roślinę z torby.

- Proszę Gaiushu, oto twój tymianek. - Poczułam, że ton mojego głosu był zbyt przełniony radością.

Gaiush podniósł głowę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak cieszył się z wykonywanej pracy. - Zaśmiał się.

Uśmiechnęłam się do niego lekko i wzruszyłam ramionami.

- Dostałam wielką szansę, nie mogę jej zmarnować. - Kochałam moją małą wioskę, ale Camelot to miejsce, o którym zawsze marzyłam.

Gaiush podszedł do mnie i położył rękę na moich plecach.

- Dasz radę, wierzę w ciebie dziecko. - W jego głosie dało się wyczuć pewność. Całym sobą wierzył w słowa, które wypowiedział. Nie rozumiałam dlaczego, przecież nawet mnie nie znał.

Gdy skończyliśmy pracę, poszłam się położyć. Padałam z nóg jak nigdy, jednak czułam kłębiące się po mojej głowie myśli. Martwiłam się o mamę, o to, czy podołam wymaganiom bycia i pracy na dworze. Wiedziałam, że jutro czeka mnie pracowity dzień, ale pomimo zmęczenia, tęsknota za domem nie dawała mi zasnąć.

Postanowiłam myśleć o dobrych momentach dzisiejszego dnia. Przecież zyskałam nowego przyjaciela, choć na razie to mogło być zbyt wielkie słowo. Nie znałam Merlina dość dobrze, ale to coś w jego sposobie bycia powodowało, że dobrze się przy nim czułam. Wiem, na początku miałam co do niego obawy, ale czy warto zawracać sobie głowę nieistotnymi domysłami? Szczególnie jeżeli ta osoba śpi w sąsiednim pokoju.

Zgasiłam świece i zamknęłam oczy. Nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam.

Wokół mnie było ciemno. Gdzieniegdzie widziałam zarys sosen i dębów. W powietrzu wyczuwalny był zapach wilgoci, jakby dopiero co padało. Przykucnęłam i dotknęłam ręką ziemi. Jak to możliwe, że znalazłam się w lesie? Ściółka pachniała jesiennymi liśćmi. Dobrze znałam ten zapach. Kojarzył mi się z domem i wieczornymi spacerami po lesie.

-Meriel!- usłyszałam czyjeś wołanie.

Szybko wstałam z ziemi i rozejrzałam się. Nikogo nie było.

Tym razem tajemniczy głos odezwał się zza moich pleców. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam grupkę osób. Ubrani w szaro-zielone szaty z kapturem zakrywającym ich twarze. Wyglądali jak postacie z opowieści, które opowiadała mi mama. Nie, to nie mogli być druidzi, to niemożliwe.

- Meriel, Meriel - szeptali, a ich głosy zdawały się mnie otaczać. Czułam, jak się przybliżają.

Zaczęłam biec. Mimo że ból rozrywał mi płuca, bałam się zatrzymać. To niemożliwe, to nie mogła być prawda.

Niespełna po kilku krokach niespodziewanie uderzyłam o coś całym ciałem. Podniosłam się i ostrożnie podeszłam w miejsce mojej "przeszkody". Powoli wyciągnęłam przed siebie ręce i spróbowałam zorientować się, na co natrafiłam. Wyczuwałam opór pod moim dotykiem. Nie wiem dlaczego, ale dalsza część lasu oddzielona była ode mnie niewidzialną ścianą.

Druidzi byli coraz bliżej, więc zaczęłam gorączkowo uderzać pięściami w niewidzialną barierę, jednak nic to nie dało. Zjawisko pozostało, niestety, nienaruszone.

- Pomocy - krzyczałam, jednak wiedziałam, że nikt tego nie usłyszy.

Oparłam się o "ścianę" i skuliłam. Nie miałam już dokąd uciec.

Nagle jeden z nich złapał mnie za rękę. Dostrzegłam jego twarz.

-Merlinie, czy to ty?- zapytałam przerażona.

Zaczęłam szarpać ręką, aby wydostać ją z uścisku, jednak na marne. Im żywsze ruchy wykonywałam, tym czułam, jak druid zaciska mocniej swoją dłoń na miom nadgarstku.

- Merlinie, co robisz? - Byłam przerażona. Czy ten nowo poznany chłopiec mógł zrobić mi krzywdę?

- Meriel- wyszeptał, a jego oczy zmieniły barwę na złotą.

Krzyknęłam.

Poczułam, jak czyjeś ręce zaczęły mną potrząsać. Nagły przypływ adrenaliny spowodował, że moje kończyny zaczęły wierzgać we wszystkie możliwe strony. Próbowałam się mu wyrwać.

- Elen. - Usłyszałam głos dochodzący jakby z oddali. - Elen, to ja, Merlin. - Każde słowo stawało się coraz wyraźniejsze.

Uchyliłam lekko powieki. Znajdowałam się w swoim pokoju. Spojrzałam na chłopca, próbując znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie, jednak na jego twarzy malował się tylko strach. Stał nad łóżkiem i patrzał na mnie przerażonym wzrokiem.

Co tu się przed chwilą stało?

Usiadłam, opierając się plecami o tył łóżka. Powoli przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Bolało mnie całe ciało, jakbym przeżyła ten sen naprawdę.

- Elen - Merlin usiadł ostrożnie na brzegu łóżka - Co się stało? - powiedział z troską.

-To tylko zły sen - odpowiedziałam niepewna swoich słów.

Nadal czułam uścisk "Merlina" na swoim przedramieniu.

- Tylko zły sen?! - Chłopak delikatnie podniósł głos. Widać było, że się martwi. - Krzyczałaś tak głośno, że bałem się odwiedzin strażników.

- Meriel - odpowiedziałam, odtwarzając ostatnią scenę mojego snu.- Słyszałeś kiedyś to słowo? - zapytałam.

Merlin odwrócił wzrok i zesztywniał na kilka sekund.

-Coś się stało?- zapytałam go. - Powiedziałam coś nie tak?

- Nie - odpowiedział zamyślony. Wyglądał, jakby zastanawiał się co odpowiedzieć.

Usiadłam obok niego. Moje emocje związane z koszmarem powoli opadały, a ja wracałam do rzeczywistości.

- Merlinie wszystko dobrze? - zaniepokoiłam się.

Spojrzał na mnie jak wyrwany z jakiegoś transu.

- Tak, tylko to słowo ,,Meriel''... już je gdzieś słyszałem.

Nie mogłam uwierzyć, że przejął się tak jednym słowem, które na dodatek mogłam sobie wymyślić.

- Nie martw się. To był tylko sen, a reszta to pewnie moja wyobraźnia- oznajmiłam z wymuszonym uśmiechem.

Merlin położył mi rękę na ramieniu.

- Nie chcę cię straszyć, ale...

- Po tych słowach to na pewno nie będę się bać. - Zaśmiałam się.

Mina Merlina była niezmienna. Nie mogłam dostrzec na niej ani krzty uśmiechu. Moje ciało przeszedł dreszcz. Właśnie zdałam sobie, że chłopak nie żartuje.

- To był tylko sen, nic więcej. - Nie widziałam czy wypowiadam te słowa do Merlina, czy do siebie.

- W tym zamku trzeba uważać na sny - powiedział, jednak, wiedząc przerażenie w moich oczach szybko dodał - Chyba za dużo czasu spędzam z Gaiushem i już mam paranoję. - Zaśmiał się.

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Co się dzieje?

- Z czasem się przekonasz, jak to jest z nami mieszkać - zaśmiał się ponownie, jednak nadal coś mi nie pasowało. Co przede mną ukrywasz Merlinie?

Po szybkim i przepełnionym stresem śniadaniu nadszedł czas na pracę. Pokojówka lady Morgany, czyż nie brzmi to pięknie. Wiedziałam, że to praca jedynie na kilka dni, ale był to zaszczyt. Król obdarzył mnie wielkim zaufaniem, a ja nie chciałam go zawieść.

Gdy miałam już wychodzić, zza moich pleców usłyszałam wołanie Merlina.

- Poczekaj Elen, podprowadzę cię. - Podbiegł w moją stronę.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. W duszy byłam mu niezmiernie wdzięczna. Przypominając moje wczorajsze poszukiwania komnaty Gaiusha, na miejsce swojej pracy dotarłabym najpewniej po czasie.

- Do zobaczenia Gaiushu - pożegnałam się. - Życz mi szczęście.

- Dasz radę - odpowiedział z uśmiechem.

Stałam teraz przed drzwiami. A co, jeśli zrobię coś źle? Musisz się wziąć w garść, powiedziałam w duchu. Otworzyłam drzwi i razem z Merlinem wyszliśmy z komnaty.

_______________________________________

Witajcie!

Pewnie nie spodziewaliście się mnie tu dzisiaj. Szczerze mówiąc, ja też nie. Prawie po rocznej przerwie dodaje kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda :D Dzisiaj trochę krócej niż zazwyczaj, ale mam nadzieję, że się wam spodoba. Liczę na wasze komentarze i do następnego.

Pozdrawiam Musielec <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top