Rozdział 1
Po kilku dniach wykańczającej wędrówki nareszcie dotarłam na miejsce. Ach, Camelot! Właśnie takiego go sobie wyobraziłam. Mury były białe niczym śnieg, nienaruszone przez żadne skazy. Gdy patrzało się na nie, człowiek zdawał sobie sprawę, jaki jest mały, a granatowe dachy idealnie kontrastowały się z błękitem letniego nieba.
Zamek otoczono wieloma mniejszymi i większymi wieżami. Niektóre z nich pełniły funkcje obronne, w innych zaś mieściły się komnaty. Ludzie powiadają, iż stolicy nie da się zdobyć. Sam król podkreślał, że Camelot zbudowany został na zaufaniu i szacunku.
Wiele wiedziałam o tym miejscu z opowiadań mojego ojca. Każdej nocy, gdy zasypiałam, opowiadał mi o życiu na zamku, o obyczajach w nim panujących. Jak to mała dziewczynka, najchętniej słuchałam tych o królach i księżniczkach. Wyobrażam siebie, tańczącą w na jednej z uczt, a koło mnie nie kto inny, jak książkę Artur we własnej osobie. Ach, jak mało trzeba było mi wtedy do szczęścia.
Do zamku prowadziło wiele bram. Większe, mniejsze, szersze, węższe i jakie tylko się chce, a ja właśnie zbliżałam się do jednej z nich. Nie było to może największe wejście na zamek, ale przejście przez nie, było niezwykłe. Zdawać by się mogło, że człowiek przenosi się w zupełnie inny świat. Choć magia jest zakazana, więc raczej nie jest to możliwe z prawnego punktu widzenia.
Gdy weszłam do dolnej części miasta, moim oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok. Wspaniałe domy stały równo poustawiane wzdłuż szerokiej uliczki, która najprawdopodobniej prowadziła na dziedziniec zamku.
Chatki wyglądały inaczej niż w moim domu. Może dlatego, że jest to stolica, a nie mała wioseczka na obrzeżach kraju. Przepełniła mnie radość, nigdy w życiu nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek znajdę się w Camelocie, w miejscu, gdzie przebywał sam król i książkę. Może nawet uda mi się z nim porozmawiać.
Kiedy weszłam na targ, wszędzie panował gwar i harmider. Na wielkim placu stały różnokolorowe stoiska. Jak to każdego ranka, o tej porze na targowisku panoszył się hałas i tłok.
W chwili, gdy mijałam starszą panią sprzedającą warzywa, przypomniała mi się jedna z historii, które opowiadał mi tata. Wszystko zaczęło się od tego, pewnego dnia pomógł starszej kobiecie. Zabrakło jej wody, a studnia znajdowała się dość daleko, jak na jej możliwości. Ojciec pomógł jej, a w zamian otrzymał prowiant na drogę do domu. Nie wiem dlaczego, ale gdy opowiedziałam tę historię matce, wybuchła straszna awantura. Wtedy po raz ostatni widziałyśmy ojca, gdy wychodził z domu. Mama miała straszliwe wyrzuty sumienia, całe dnie spędzała w łóżku. Gdy przynosiłam jej jedzenie, ona odganiała mnie. Nie chciała z nikim się widywać. W tym ciężkim okresie poczułam, że straciłam matkę na zawsze.
W domu przebywałam rzadko. Całe dnie spędzałam u rodziny z sąsiedztwa. Mieli oni syna Paula i dwie córki Helen, która uważała, że jest na tyle dorosła, że nie będzie się bawić z dziećmi i Astrid, bezzębnego niemowlaka. Paul i ja byliśmy w tym samym wieku. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie. To chyba dla tego tak ciężko było mi się z nim rozstać.
Nagle usłyszałam dźwięk rozbijającego się jedzenia. Tak, to na pewno musiały być dyby. Jak zwykle, ktoś został w nich zakuty. Gdy miałam pięć lat, nie rozumiałam jeszcze, dlaczego ludzie pozwalają obrzucać siebie zgniłym jedzeniem, jednak z wiekiem pojęłam, że nie mają wyboru. To była ich kara, a dla dzieci mieszkających w stolicy, dobra zabawa. Przebiegłam szybko obok mężczyzny, którego twarz była prawie cała w zgniłych pomidorach.
Gdy dotarłam na dziedziniec, zaniemówiłam. Stanęłam jak wryta i nie dałam rady zrobić kroku w przód. Elen, od dzisiaj to twój nowy dom - powiedziałam w duchu. Minie dużo czasu, zanim się do niego przyzwyczaję.
Posadzka dziedzińca wyłożona była białymi kamieniami. Znajdowało się tak wiele osób, że trudno było wszystkich dostrzec. Większość, a może nawet wszyscy tu zebrani pracowali na dworze. Koło schodów prowadzących do środka zamku stał posąg. Przedstawiał pierwszego króla z dynastii Pendragonów siedzącego na koniu. Legenda głosi, że to właśnie on wzniósł Camelot.
Miałam udać się do nadwornego medyka z prośbą o pokój. W liście wyraźnie napisali, że jednym z zajęć na dworze, będzie pomoc Gaiusowi.
Przy wielkich drewnianych drzwiach stało dwóch strażników. Szybko podbiegłam do nich.
- Przepraszam, jak dojść do komnaty nadwornego medyka?- spytałam mężczyznę stojącego z prawej stromy drzwi.
- Proszę iść tymi schodami, a potem skręcić w prawo, będzie to pierwszy pokój po lewej- odpowiedział, nawet na mnie nie spojrzawszy.
- Dziękuje! - rzuciłam szybko i przekroczyłam drzwi dworu.
Pierwsza myśl, jaka pojawiła mi się w głowie, brzmiała: Ja tu się tu zgubię. Wszędzie rozmieszczono jakieś drzwi, schody, przejścia. Byłam w wielkim szoku, jak ci ludzie odnajdują tu drogę. Schodami w prawo i po lewej, a może odwrotnie...
Spytawszy siedmiu strażników i trzy pokojówki o trasę, nareszcie dotarłam do komnaty Gaiusa. Był on dobrym znajomym naszej rodziny. Oczywiście za sprawą ojca. Zastukałam i otworzyłam drzwi.
Pokój był spory. Wszędzie panował wszech ogarniający chaos. Na środku znajdował się stół z czterema krzesłami; zauważyłam na nim do połowy spaloną świecę. Przy każdej ścianie stał regał z książkami i nie tylko. Na jednym zauważyłam czaszkę jakiegoś zwierzęcia, a koło niej wiele różnokolorowych flakoników. Widać było, że medyk jest dobrze wykształcony, ponieważ prawie w każdym rogu piętrzyły się stosy książek. Na równoległej ścianie umieszczona dwoje drzwi. Obok jednego z wejść postawiono biurko, przy którym pracował jakiś chłopak. Najwidoczniej nie zauważył jak weszłam. Nie wyglądał na nadwornego medyka. Był mniej więcej w moim wieku.
- Przepraszam, ty jesteś Gaius? - spytałam, będąc pewna, że usłyszę negatywną odpowiedź. Choć to może mi się coś pomyliło. Dzisiaj wszystko jest możliwie.
Chłopak szybko odwrócił się. Jego mina wyrażała lekkie zdenerwowanie i zaskoczenie. Pośpiesznie zamkną książkę, którą czytał i wstał z krzesła. Miał czarne włosy i smukłą twarz. Jego uszy śmiesznie odstawały, ale błękitne oczy odciągały od tego uwagę. Jego szyję okrywała czerwona chustka. Miał błękitną koszulę lekko zawiązaną przy szyi, na którą założył brązową kurtkę. Spodnie i skórzane buty, sięgające mu do połowy łydki, były tego samego koloru. Na pierwszy rzut oka wydawał się bardzo miły, jednak było w nim coś zagadkowego. Nam nadzieje, że nie jest on jednym z tych królewskich snobów, o których opowiadano nam we wiosce.
Chłopak przeczesał nerwowo włosy, a następnie przedstawił się:
- Jestem Merlin. Chyba nie wyglądam tak staro, żeby być Gaiusem? - Zaśmiał się nerwowo. - A ty, chyba jesteś tu nowa? - spytał. - Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- Nazywam się Elen i masz rację, jestem tu zaledwie od kilku minut. - zaśmiałam się.
Merlin podszedł do mnie.
- Usiądź. - Wysuną niewielki taboret spod stołu. - Swoje rzeczy możesz postawić obok biurka. Gdy przyjdzie Gaius, zobaczymy co z nimi mamy zrobić.
Odłożyłam mój niewielki bagaż tam, gdzie zaproponował i usiadłam przy stole. Merlin jeszcze chwila krzątał się obok jednej z szafek (na szczęście nie koło tej z różnokolorowymi flakonikami). Odwrócił się, a ja zauważyłam, że trzyma w ręku szklankę, prawdopodobnie z wodą.
- Proszę - powiedział, podając mi naczynie. - Co cię sprowadza do Camelotu? - zapytał. Wzięłam od niego szklankę. Merlin usiadł koło mnie.
- Dwa tygodnie temu dostałam list z dworu. Król miał zapewnić mi pracę, za odszkodowanie związane ze śmiercią mojego ojca. Nadworny medyk był jego dobrym przyjacielem. W korespondencji napisali, że to właśnie on zapewni mi schronienie.
Twarz Merlina przybrała dziwnego wyrazu, kiedy wspominałam o moim ojcu. Przez chwilę wydawało mi się, że w jego oczach dostrzegłam smutek. Czy to możliwe, że on też stracił bliską osobę?
- Jeśli mogę spytać - chłopak wyraźnie się zawahał - co się stało z twoim ojcem? - zapytał niepewnie.
Wypiłam łyk wody. Czułam, jak zimny płyn nawilża moje gardło i przełyk. Zaczęłam nerwowo bawić się naczyniem. Nie lubiłam rozmawiać o moim ojcu. Choć byłam mała, gdy umarł, ta rana nadal była świeża, a każde słowo na nowo ją rozdrapywało. Pamiętam, jak co dzień podchodziłam do okna i patrzałam w las. Wyglądałam go. "Mamusiu, kiedy wróci tatuś?" pytałam ją za każdym razem. "Niedługo kochanie, idź już spać." odpowiadała pośpiesznie i całowała mnie w czoło. Była bardzo silną kobietą, jednak nawet najsilniejszym zdarzają się chwile słabości. Na początku, mama nie chciała, abym poznała prawdę o jego śmierci, jednak z czasem wszystkie tajemnice wyszły na jaw.
- Mojego tatę zabili druidzi, gdy wracał z Camelotu, a przynajmniej tak nam powiedziano - odpowiedziałam, nie patrząc na niego. Nadal bawiłam się szklanką. Byłam pod wielkim wrażeniem, że jeszcze nie rozlałam wody. - To dla mnie trochę trudny temat, przepraszam.
Merlin pokiwał głową.
- Rozumiem cię. Też straciłem ojca - oznajmił, patrząc się na to, co robię.
- Przykro mi Merlinie, na pewno był dobrym człowiekiem. - Chłopak uśmiechną się smutno.
- Najlepszym.
Nastała niezręczna chwila cisza, którą przerwał głos starszej osoby:
- Witaj, Merlinie!
Starzec wszedł do komnaty lekko zdziwiony moi widokiem.
- Witaj, Gaiusu! - powitał go Merlin.
A więc to on. Zmienił się od naszego ostatniego spotkania. Długie, lekko zakręcone włosy opadały mu na ramiona. Twarz pokrywało wiele zmarszczek. Jedno oko miał lekko przymknięte. Zmianę tę spowodowała dawno przebyta choroba. Ubrany był w długą czerwoną szatę sięgającą prawie do podłogi. Z ramienia zdjął torbę, z której wystawały zioła i powiesił ją na drewnianym haczyku obok drzwi.
- Witaj Elen, miło cię widzieć po tylu latach. - Podszedł do mnie, aby złożyć mi serdeczny uścisk. - Widzę, że poznałaś już Merlina. - Spojrzał na niego wzrokiem rozbawionym. - Król uprzedził mnie o twoim przybyciu. Pewnie chcesz odpocząć po podróży. Mam nadzieję, że Merlin należycie się tobą zajął.
Gaius wskazał na małe drzwi umieszczone obok wielkiej szafy z tymi różnokolorowymi flakonikami.
- Oto pokój w którym zamieszkasz - oznajmił z uśmiechem.
- Dziękuję - powiedziałam piskliwym głosem. Byłam tak strasznie podekscytowana. - Teraz niestety muszę przeprosić. Pójdę się rozpakować - powiedziałam z dumą.
Wstałam od stołu i ruszyłam do mojej pierwszej komnaty w Camelocie.
--------------------------------------------------------
Witam wszystkich, którzy doczekali publikacji kolejnej części i tych, którzy są tu pierwszy raz. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Nie pozmieniałam tam za dużo, ale początek został trochę bardziej rozbudowany.
Jestem bardzo ciekawa waszych opinii i zachęcam do pisania komentarzy :D
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej niż ten.
Pozdrawiam, Musielec <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top