Prolog
Kiedyś pewien bard przybył do naszej wioski. Opowiadał o wielkim białym zamku, którego mury przewyższały niejedną budowlę, a wielkie wieże zdawały się dotykać nieba. Nazwał ten zamek Camelot.
Rządził nim król Uther Pendragon. Każdy mieszkaniec uznałby go za tyrana, a nie za godnego władcę. Jego sposób rządzenia królestwem stanowił powód sprzeczek i nieufności ludzi żyjących na podległych mu terenach. Jednak nie każdy człowiek pałał do niego nienawiścią. Zdarzali się nawet tacy, którzy wychwalali go pod niebiosa.
Zakazana w obrębie całego królestwa magia, przyczyniła się jednak do podziału całego społeczeństwa.
Chyba wszyscy wiedzieli, że magia istniała, przynajmniej na terenie naszego państwa. Jednak król jej nie uznawał, a wręcz nią gardził i skazywał na śmierć każdego, kto w nawet najmniejszym stopniu był powiązany z czarnoksięstwem.
Zaczęło się donoszenie, na każdego i na wszystko, czego ludzie nie rozumieli. Jabłka u sąsiada wyrosły większe niż u ciebie? To pewnie magia! Nieważne, czy sam miałeś z nią do czynienia, czy pomagałeś czarownicy, czy ojciec brata jego pradziadka był czarodziejem. Gdy Uther się o tym dowiadywał, taką osobę czekała publiczna egzekucja. Nie obchodziło go, że zsyła na ludzi takie samo cierpienie, przez które sam kiedyś przechodził.
Nieliczni znali prawdziwą historię narodzin jego syna. To właśnie wydarzenie utwierdziło go w takich przekonaniach, a główną rolę odegrała w nim Nimueh. Była ona najwyższą kapłanką starej religii. Jako jedna z nielicznych potrafiła okiełznać zarówno śmierć, jak i życie.
Jak pewnie już nie od dawna wiecie, aby utrzymać dynastię na tronie, potrzebny jest potomek. Niestety, rodzina królewska, pomimo długich starań, wciąż go nie miała. Uther za wszelką cenę pragnął zyskać syna, lecz jego żona nie mogła zajść w ciążę. Król był zrozpaczony i posunął się do ostateczności.
Popłynął na Wyspę Błogosławionych, która znajdowała się na jeziorze Avalon. Było to serce starej religii; cała jej moc miała tam swoje źródło. Ludzie opowiadali o tej wyspie przerażające historie. Bali się podchodzić pod jezioro. Stare zabobony głosiły, że człowiek, który zakłóci spokój jeziora, straci ukochaną osobę.
Uther uważał lokalne opowieści za brednie. Kto szlachetnie urodzony wierzyłby bandzie wieśniaków? W tym samym dniu, kiedy Uther popłynął na wyspę, mieszkańcy opuścili osadę. Chcieli jak najdalej odejść od przeklętego jeziora. Bali się tego, co mogło się stać z ich rodzinami.
Dopiero po wypłynięciu zaczął zastanawiać się nad konsekwencjami magii. Wiedział, że za każdy czar trzeba zapłacić odpowiednią cenę. Siedząc w łódce, miał nadzieję, że da rady spełnić żądania.
Nagle zza mgły wyłoniła się malutka wyspa. Ruiny zamku nadawały temu miejscu jeszcze większej grozy. Łódka w niewyjaśniony sposób zatrzymała się przy brzegu, choć prąd rzeki powinien ją nieść dalej.
Gdy tylko król postawił pierwsze kroki na lądzie, usłyszał melodyjny głos czarodziejki:
- Oczekiwałam cię, Utherze Pendragonie.
Mężczyzna rozejrzał się, ale nikogo nie ujrzał. Czuł się, jakby tracił rozum. Przeszedł kilka kroków wgłąb wyspy, ciągle się rozglądając.
- Czy jesteś gotowy?
Kolejne słowa zdawały się dobiegać już z drugiej strony. Znalazł się prawdopodobnie na dziedzińcu zamku, choć ruiny były już tak stare, że łatwo było się pomylić.
- Gdzie jesteś? - zapytał Uther.
Zza jednej ze zniszczonych ścian wyszła przepiękna kobieta o kruczoczarnych włosach. Jej uśmiech napełnił króla nadzieją. Czuł się, jakby kapłanka rzuciła na niego urok.
- Jeśli dam życie twojemu synowi - czarodziejka podeszła do niego - komuś muszę je odebrać - przestrzegła go.
Król bez zastanowienia odpowiedział:
- Tak, jestem gotowy. Mów, co mam czynić?
Nimueh zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Uther zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem wiedźma go nie okłamała.
- Musisz to wypić.
Król obrócił się nagle i ujrzał za sobą znajomą postać. Czarodziejka trzymała w ręku małe naczynie. W środku znajdowała się bezbarwna ciecz. Uther posłusznie wziął od niej miksturę.
Dopiero teraz odezwał się w nim głos niepewności. Co jeśli czarodziejka go okłamała? Co jeśli właśnie wypija truciznę?!
- Nie bój się, mój królu. - powiedziała wiedźma. Uther zacząć się zastanawiać, czy nowopoznana kobieta umie czytać w myślach. - To nie trucizna.
Uther powoli wypił zawartość. Nie smakowało to źle, a wręcz odnosił wrażenie, że mógł być to najlepszy napój, jaki w życiu pił.
Nimueh wzięła od niego puchar i nabrała wody z jeziora. Dopiero teraz zorientował się, że był to Kielich Życia. Ludziom, którzy z niego wypili, dawał on nieśmiertelność, ale mógł być wykorzystywany także do innych celów. Kapłanka wypowiedziała kilka niezrozumiałych dla Uthera zdań, a jej oczy zalśniły. Przelała zawartość z kielicha do słoiczka i mu podała.
- Gdy twoja żona to wypije, doczekacie się potomka - oświadczyła czarodziejka. Król w podzięce dał jej całą sakiewkę monet, lecz ona odmówiła. - Nie potrzeba mi twych pieniędzy - powiedziała i zniknęła.
Uther nie mógł uwierzyć, że zaklęcie czarodziejki pomogło. Jego żona nareszcie zaszła w upragnioną ciążę.
Dziewięć miesięcy po tym zdarzeniu parze królewskiej urodził się chłopczyk, któremu dano szlachetne imię - Artur. Niestety, matka nie przeżyła porodu. Uther był załamany śmiercią żony. Kazał wszystkim strażom odnaleźć Nimueh i sprowadzić ją do zamku. Gdy król trzymał w objęciach swoją nieżywą wybrankę, czarodziejka pojawiła się w jego komnacie.
- To twoja wina! - krzyczał król. - To ty ją zabiłaś!
Uther oskarżył ją o niedotrzymanie wcześniejszej umowy i o bezczelną zdradę królestwa ze względu na własną korzyść. Nimueh na skargi króla odpowiedziała:
- Czyż nie o to mnie prosiłeś? Chciałeś mieć syna, więc proszę. Znałeś konsekwencje. Jeśli dam komuś życie, drugiemu muszę je odebrać. Równowaga wszechświata nie może zostać zachwiana - przypomniała mu.
Po tych słowach Uther, pogrążony w żalu i żałobie, obiecał sobie, że nigdy nie dopuści, aby magia rozprzestrzeniła się w jego królestwie. Skazał na śmierć wszystkich, którzy mieli do czynienia ze starą religią. Nie zwracał uwagi na wiek mordowanych osób. Czasami potrafił zrównywać z ziemią całe wioski. Ludzie żyli w ciągłym strachu. Wystarczył donos "życzliwego" sąsiada, aby cała rodzina trafiła pod stryczek. Te dni przeszły do historii jako okres Wielkiej Czystki, przez innych nazywany też Mrocznymi Dniami.
Zastanawiacie się pewnie, dlaczego rozdrapuję rany strasznej przeszłości. Jeżeli uważacie, że ta opowieść nie wnosi nic do mojej historii, grubo się mylicie. Miesiąc temu skończyłam osiemnaście lat. W tym samym dniu królewski posłaniec przyniósł mi list. Miałam zostać służącą na dworze królewskim w ramach odszkodowania związanego z niezawinioną śmiercią ojca. Zginął on w drodze do stolicy, kiedy miałam pięć lat.
Bałam się tam jechać, ponieważ mama nie była już młodą kobietą. Jej twarz, niegdyś gładka, pokrywała się co dzień nowymi zmarszczkami. Miała już swoje lata, a ja bałam się ją zostawiać bez opieki. Jednak nasza sytuacja materialna po śmierci taty bardzo się pogorszyła. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem.
Pewnego słonecznego dnia spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy, ucałowałam mamę i ruszyłam w drogę do Camelotu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie po długiej przerwie!
Naprawdę nie wiem, jakim cudem, ale postanowiłam wrócić do Wattpada! Cieszę się, że znowu zaczęłam pisać to ff. Mam nadzieję, że nowe "Przygody Camelotu" spodobają się zarówno nowym czytelnikom, jak i osobom, które czytały wcześniejszą wersję.
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale postaram się go dodać jeszcze w kwietniu!
Pozdrawiam,
Musielec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top