Przygoda zamkniętego ogrodu
Szatyn wiercił się nerwowo w miejscu po czym nieśmiało sięgnął w górę by nacisnąć guzik informujący o tym, że stał on pod drzwiami domu. Skrzywił się na dźwięk tego jaki był donośny po czym wlepił swój wzrok w białą farbą, którą była pomalowana ściana naprzeciw niego. Przez chwilę nieświadomie wykręcał palce jednak szybko tego zaprzestał przenosząc swoje nerwowe dłonie na puchową czapkę, którą dostał w tamtym roku od Wendy gdy ta zabrała tą należącą do niego. Poprawił ją tak by leżała równo na jego czuprynie po czym ogarnął nieco grzywkę na bok jednak tak by przypadkiem nie odsłonić swojej blizny, zaraz potem wygładził również materiał pomarańczowej koszulki z krótkim rękawkiem. To był pierwszy raz, kiedy miał okazję zobaczyć dom rodziny Północnych po dziwnogedonie. Wiedział, że się przeprowadzili ponieważ praktycznie wszystkie udziały w ich akcjach zmalały praktycznie do zera. Mieli na szczęście jeszcze sporo pieniędzy na koncie jednak musieli się wyprowadzić z willi, która była ich domem wcześniej bo szybko by te oszczędności stracili. Aktualnie z wiedzy, którą dysponował rodzice dziewczyny powoli zaczynali wracać na rynek, ale szło im to opornie.
Z nimi samymi miał nieprzyjemność spotkać się praktycznie tylko raz, kiedy poprosili go o pozbycie się ducha z posiadłości. Mimo to w ogóle nie zaskarbili sobie jego sympatii. Kiedy usłyszał przekręcanie gałki wyprostował się odruchowo za co od razu się skarcił. Drzwi uchyliły się delikatnie, a z pomiędzy nich głowę wystawiła blondynka z oczami utkwionymi w telefonie w jej ręce. Na głowie miała fioletową opaskę za to ubrana była w luźną i przewiewną koszulkę oraz krótkie dżinsowe spodenki. Szatyn zamrugał kilkakrotnie, a kiedy ta zobaczyła kto przed nią stoi o mało nie upuściła urządzenia. Przez chwilę przeskakiwało jej ono z ręki do ręki aż w końcu nie pochwyciła go w całkowicie i szybkim ruchem włożyła do tylnej kieszeni. Uśmiechnęła się nerwowo co chłopak odwzajemnił jednak na tym się skończyło. Pomiędzy nimi zapanowała dziwna, niezręczna cisza, która przeżyła się również na napiętą atmosferę. Dipper otworzył kilka razy usta chcąc coś powiedzieć jednak nic z nich nie wypadło. W pewnym momencie gdy rozmyślał jak przerwać ten nieprzyjemny stan do jego uszu doszło ciche parsknięcie śmiechem. Blondynka przymknęła oczy w rozbawianiu sytuacją po czym sięgnęła do kieszeni by zaraz wyciągnąć z niej materiałową gumkę do włosów po czym związała swoje blond kosmyki w wysoki kucyk przy okazji ukazując swoje niebieskie kolczyki w kształcie motyla.
— A więc? Co cię sprowadza w moje skromne progi? — Zapytała się krzywiąc lekko wargi na słowo "skromne".
— Emmm, chodzi o to, że potrzebuje twojej małej pomocy — zaczął machać dłońmi nie wiedząc za bardzo jak się wysłowić.
W tym wszystkim ogarniało go dziwne poczucie deja vu. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że taka sytuacja miała już miejsce tylko trochę w odwróconych rolach. Nie mógł też zaproponować nic takiego co mogłoby zainteresować dziewczynę i skłonić ją do lekkiego zaangażowania w jego sprawę.
— Pomocy? I to niby mojej? — Zmarszczyła brwi po czym otworzyła szerzej drzwi w niemym zaproszeniu szatyna do środka.
Pokiwał głową powoli wchodząc do środka. Korytarz nie był zbyt wielki jednak jasne odcienie panujące dookoła optycznie go powiększały. Zdjął buty by nie nanieść brudu po czym podążył za wyższą, która prowadziła go wgłąb budynku. Salon był już nieco bardziej obszerny co ani trochę go nie zdziwiło. Ściany były w niebieskim kolorze, a pod ścianą bokiem od strony drzwi stała puchowa, biała kanapa na którą był narzucony szary koc. Naprzeciw znajdował się szklany stolik, a na komodzie trochę dalej stał telewizor. Po bokach zaś znajdowały się fotele. Dziewczyna zaproponowała mu coś do picia jednak odmówił. Nie zamierzał zostać tu na długo, a jeśli mu się uda dziewczyna również pójdzie z nim. Usiadł na fotelu obserwując w milczeniu jak dziewczyna zasiada naprzeciwko i poprawia swoją równą grzywkę. Kiedy wykonała gest dłonią zachęcając go do mówienia nabrał trochę powietrza w płuca po czym je wypuścił.
— Chodzi o to, że w ogrodach posiadłości starego McGucketa coś się dzieje, podejrzewają, że to może być coś nadprzyrodzonego, ale na tyle łagodnego bym mógł się tym zająć w pojedynkę. Chciałbym cię tylko prosić o to żebyś pomogła w przeszukaniu tego wszystkiego bo ja bym się prędzej w końcu tam zgubił niż znalazł coś pożytecznego — powiedział praktycznie na raz, a z ostatnim zdaniem poczuł ciepło na policzkach. Sięgnął dłonią do karku drapiąc się po nim w lekkim zawstydzeniu.
Blondynka w tym czasie przyglądała mu się nadawczo choć starała się to ukryć. Nie sądziła, że chciałby jej pomocy, nadal nie sądziła, że uważał, że by się na coś przydała w takich typu kwestiach. Co prawda pomagała z sprawą ducha w już nie ich posiadłości jednak jedyne co zrobiła to wpuszczenie niższej klasy do środka. A może nawet aż? W końcu jej rodzice zrobili w końcu z tego wielkie halo, jakby popełniła najgorszą zbrodnie. Oparła swój podbródek o dłoń, kiedy oparła zgiętą w łokciu rękę o kolano. Przez chwilę rozważała czy młodszy nie chce po prostu się z niej ponabijać. Może uważał, że zabranie ją na jakiś czas w miejsce gdzie się wychowywała, gdzie żyła odkąd pamiętała, gdzie wpajano jej wszystko co wiedziała i uważała będzie zwyczajnie zabawne. Szybko jednak takie coś odrzuciła. Dipper Pines taki nie był. On nie wykorzystałby tej okazji by pokazać jej jak się stoczyła, był na to zbyt niewinny.
— A więc dobrze — zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Szatyn na którego obecnie patrzyła pokazał jej, że nie musiała być taka jak jej rodzice za co zamierzała mu choć trochę się odwdzięczyć.
— Dobrze? — Sprawiał wrażenie jakby nie dowierzał tak szybkiej zgody.
— Dobrze — powtórzyła z delikatnym uśmiechem, a na jej policzki wypłynęła lekka porcja różu.
***
Altanka stojąca zaraz koło budynku i obrośnięta bluszczem w dość ładny sposób zaskrzypiała delikatnie, kiedy trzynastolatek chwycił za jej poręcz po czym podciągnął się do góry. Dziewczyna skrzywiła się na widok tego jak wyginała się deska jednak nijak tego nie skomentowała i po prostu się przypatrywała. Brązowooki podskoczył tak, że znalazł się w niej, ceną za to jednak była utrata równowagi i uderzenie o pomalowane na biało drewno. Usłyszał jak Pacyfika pytała się donośnym głosem czy nic mu nie jest, a on spróbował wykrzesać z siebie na tyle wiarygodny optymizm żeby mu uwierzyła. Rozejrzał się dookoła natrafiając wzrokiem na zepsute schody na co miał ochotę spojrzeć na nie pogardliwie czego sobie zabronił dopóki nie przeszuka małego budynku do końca. Niestety, tu też ku jego zrozpaczeniu nic nie znalazł.
Razem we dwójkę chodzili tam i z powrotem. Raz wydawało mu się, że coś tam widział, raz blondynka stwierdzała, że nie pokazała mu jednego miejsca idealnego na kryjówkę. Tak więc krążyli w kółko cały czas się trochę sprzeczając w którą stronę pójść. Westchnął łapiąc się za swoje skronie po czym wrócił na barierkę stawiając na niej stopę. Spojrzał w dół na starszą czekającą na niego z wzrokiem wbitym w swoje buty grzebiące w rozkopanej ziemi. Jeszcze rok temu pewnie by prędzej dała się pokroić niż poplamić swoje obuwie jeśli jej życie nie było zagrożone. Zacisnął wargi po czym nie uprzedzając skoczył do przodu na co blondynka odskoczyła wystraszona. Dipper dziękował Bogu, że wylądował wyjątkowo bezproblemowo na dwóch nogach i się przed nią nie zbłaźnił. Ta posłała mu tylko ostrzegawcze spojrzenie po czym pociągnęła go za sobą w kolejne miejsce w ogródku.
Wiatr delikatnie muskał jego twarz i rozwiewał włosy, a trawa szeleściła pod ich stopami. Brązowooki spojrzał w dół na mniejszą od tej jego dłoń oplecioną palcami wokół jego nadgarstka nie potrafiąc odciągnąć od niej wzroku. Przechylił nieco głowę w bok dostrzegając, że paznokcie starszej są pomalowane w odcieniu ciemnego różu, jej ulubionego koloru oraz miały na sobie małe białe akcenty. Nie były one jednak zbyt długie, bardziej zaliczały się do tych krótszych. Zamrugał z powrotem unosząc podbródek i wrócił do wypatrywania tego co mogło przeszkadzać starszemu mężczyźnie na tyle, że postanowił zwrócić się z tym do jego wujka o pomoc. Brodaty był znany z tego, że nie był jak większość ludzi, był wyjątkiem nawet w Wodogrzmotach Małych, a to było już osiągnięcie. Nie przeszkadzało mu jak coś ukryło się w jego brodzie lub mówiono o nim Stary McGucket co przecież miało być obraźliwe. Wolał więc sobie nie wyobrażać co musiało się stać by ten postawił takie kroki.
Szli tak przez dłuższą chwilę dopóki dziewczyna nie zatrzymała się gwałtownie, a następnie nie opadła nagle na trawę siadając wygodnie i krzyżując nogi w kostkach. Chłopak patrzył na nią zdezorientowany, nie wiedział co się dzieje jednak, kiedy zrozumiał, że samym stanie i gapieniem się nie uzyska odpowiedzi. Zajął ostrożnie miejsce koło niej, a dziewczyna zdjęła z ramion plecak, który wzięła ze sobą przed wyjściem z domu. Przez chwilę patrzyła się w głąb jego zawartości po czym zamrugała tak jakby zdała sobie z czegoś sprawę co nie umknęło uwadze szatyna. Blondynka uśmiechnęła się pod nosem po czym wyjęła opakowanie ciastek. Otworzyła je i zaproponowała jedno towarzyszowi co ten przyjął z ufnością co do tego, że go raczej nie otruje.
Ona również się poczęstowała, jedno natomiast położyła na trawie trochę dalej od nich. Brązowooki nie skomentował tego w żaden sposób wyczuwając, że dziewczyna najwyraźniej ma jakiś plan, nie potrafił jednak rozgryźć jaki. Przez chwilę siedzieli tak w ciszy zjadając wypiek ze sklepowej pułki dopóki nie usłyszeli cichego szumu. Normalnie chłopak by to zignorował jednak gdy niebieskooka zaczął ciągnąć go za ramię spojrzał w kierunku w który wskazywał jej palec. Jego oczy otworzyły się szerzej gdy nie dostrzegł jedzenia tam gdzie starsza je odłożyła. Skierował spojrzenie na jej twarz szczególną uwagę poświęcając ustom blondwłosej, które wyginały się w zwycięskim uśmiechu. Podniosła się i pociągnęła go za sobą gestem nakazując ciszę czemu on bez dyskusji się podporządkował. Ruszył za swoją przewodniczką starając się naśladować to jak chodziła na palcach nie wydając przy tym większych dźwięków. W końcu zatrzymała się za jednym drzew i wyjrzała zza niego co też i on uczynił. Po chwili ich oczom ukazał się mały fioletowy stworek z patyczkowatymi kończynami oraz długimi i szpiczastymi uszami. Jego oczy były dość wyłupiaste oraz w szarym odcieniu, a za ubranie robiło mu coś co można już było nazwać ścierką do podłogi. Trzymał on pomiędzy kościstymi palcami ciastko zjadając je powoli swoimi naostrzonymi zębami.
— Czy to...
— Tak, to chochlik. Niedługo po tym jak wprowadziliśmy się do nowego domu mieliśmy z nimi małe problemy. I tak to właśnie pan Ford dopiero stwierdził ich obecność. Mówił coś, że są chyba pozostałością po dziwnogedonie? Coś takiego. Tak czy siak pokazał mi jak można je ewentualnie wybawić, są one okropnie nienażarte. Znając życie pan McGucket poprosił o pomoc bo znikało mu jedzenie - mówiła cicho jednak rozbawienie wyraźnie pobrzmiewało w jej głosie.
— Tak, to byłoby w jego stylu — zaśmiał się cicho pod nosem na co ona po chwili również mu zawtórowała.
& Nic sami z tym nie zrobimy, najlepiej będzie wezwać twoich wujków — odsunęła się do tyłu nie wyglądając już zza rośliny na stworka.
— Wiesz co? Dziękuję — powiedział szczerze, a zaraz potem oblał się rumieńcem. — W sensie nie tylko za oprowadzenie, ale też i za to, że go wybawiłaś. Ja bym chyba do tego nie doszedł — podrapał się po karku wyznając z trudem.
— Oj tam oj tam. Jestem pewna, że byś sobie poradził — wciągnęła telefon z kieszeni spodni czując wibrację. Skrzywiła się na widok kolejnej wiadomości od rodziców, którzy zdążyli wrócić już do domu. — Chyba powinnam się zbierać bo jak posiedzę jeszcze trochę to mnie zjedzą żywcem — westchnęła.
— Jasne, nie ma problemu — zapewnił z lekkim uśmiechem. — Pacyfika! — Krzyknął za nią jeszcze, a gdy się obróciła w jego stronę na chwilę zabrakło mu języka w gębie. — Wiesz... Jeśli chcesz możemy się jeszcze kiedyś spotkać. Wyjść na lody czy po prostu pogadać. No ten, jakby moglibyśmy się zdzwonić — zaśmiał się nerwowo w tiku poprawiając czapkę.
— Jak mogłabym nie skorzystać z takiej propozycji — zaśmiała się pod nosem uśmiechając się szeroko. Coś w jej klatce piersiowej zatrzepotało, a jej samej zrobiło się cieplej na twarzy. Lubiła to uczucie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top