5 - Życie bez rumu to nie życie

Pirat wskoczył za nimi do wody i zaczął je nerwowo zbierać. Rzuciłaś wiadro na ziemię i starałaś się wypatrzeć go pod wodą. Po niespełna minucie wynurzył się i rozłożył na tafli wody tak, jakby leżał na najwygodniejszym łóżku na Karaibach. Wszystkie butelki pływały wolno wokół niego. Na twarzy kapitana pojawił się ogromny uśmiech.

- Wokół tyle miłości!

Zaczęłaś się śmiać, tylko Will zachował resztki powagi.

- Nie jest ci zimno?

- Miłość mnie grzeje...

- Ale Victoria jest tutaj. - pokazał dłonią w twoją stronę.

Zrobiłaś wielkie oczy.

- Tobie się chyba pomyliły moje wartości moralne! - odpowiedział zdenerwowany kapitan.

Zrzuciłaś mu linę udając, że nie słyszałaś wcześniejszej wymiany zdań. Jack zebrał cały zapas jego miłości i wdrapał się na pokład. Położył butelki na ziemi i podszedł do ciebie lekko chwiejnym krokiem.

- Nie bierz tego do siebie słonko. Ale nikt nie może zastąpić rumu.

- Domyślam się... - powiedziałaś bardziej do siebie, niż do niego.

Zabrał rum i udał się na mostek kapitański. Otworzył jedną butelkę i popatrzył na busolę.

- Wszystko się zgadza. - powiedział pod nosem. Rozejrzał się i zatrzymał wzrok na tobie. Uśmiechnął się i dał znak ruchem dłoni, że masz wykonać swój obowiązek. Wywróciłaś oczami i mozolnym krokiem podeszłaś do kozy i zaczęłaś ją myć.

- Przeklęty stary pirat. - powiedziałaś szeptem. Poczułaś jak ktoś łapie cię za ramię. Wzdrygnęłaś się na myśl, że Jack mógł usłyszeć co mówisz. Odwróciłaś się i kamień spadł ci z serca. Will...

- I do tego pijany. - uśmiechnął się do ciebie. - Mam do ciebie prośbę.

- Słucham.

- Elizabeth nie chciała mi powiedzieć wszystkiego. Jestem pewny, że coś ukrywa. Mogłabyś z nią porozmawiać? Tylko nie może wiedzieć, że o tym mówiliśmy. Zgadzasz się?

- Mogę spróbować, ale nie sądzę, że powie mi więcej niż tobie.

- Dziękuję. - zabrał od ciebie wiadro - Zastąpię cię. Elizabeth jest pod pokładem.

Byłaś już przy linach prowadzących na Holendra, kiedy zauważyłaś wypływającą zza niego szalupę. Dostrzegłaś w niej Elizabeth.

- Will!

Podbiegł do ciebie, a ty pokazałaś na odpływającą łódkę.

- Czy to... - słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.

- Tak! Elizabeth! Co mamy zrobić?

- Zwolnij szalupę. Płynę za nią.

Jack, kiedy to usłyszał, zaczął iść w waszą stronę.

- Nie rób nic głupiego. Ja za nią popłynę. rzekł dumnie kapitan.

Will zrobił minę jakby zobaczył ducha. Najwyraźniej nie spodobał mu się pomysł Jacka.

- Nie popłyniesz za nią! Jesteś pijany!

Jack wziął łyka rumu.

- Tak, ale w przeciwieństwie do ciebie jestem trzeźwo myślący. - odpowiedział pewny siebie. Wsiadł do łodzi i rozglądnął się po niej.

- Już przynoszę... - od razu wiedziałaś czego mu tam brakuje. Wróciłaś z dwiema butelkami rumu w dłoniach.

- Widzisz? Wszyscy są bardziej rozgarnięci od ciebie. - rzekł do kapitana Holendra.

- Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że bez twojego ulubionego trunku nigdzie się nie ruszasz. - westchnął i wywrócił oczami, tak jakby męczyły go komentarze Jacka. Z resztą nie tylko jego.

- Niech ci będzie. Potrzebna mi jeszcze jedna osoba. Przykro mi skowronku, ale to ty. - zwrócił się do ciebie i wyciągnął dłoń, żeby ułatwić ci wejście do szalupy. - Will, ładny kapelusz.

Po paru minutach, dopłynęliście do portu. Wysiadłaś wymordowana z szalupy, bo oczywiście ty wiosłowałaś. Kto by inny. Jack w tym czasie sączył rum. Zapłaciłaś mężczyźnie odpowiedzialnemu za łodzie i udałaś się w miejsce gdzie wcześniej spotkałaś tego "menela". U celu zobaczyłaś kłócącą się z nim Elizabeth. Nagle mężczyzna wziął zamach i uderzył twoją przyjaciółkę. Upadła. Zaczęłaś biec w jej stronę. Jack natomiast podbiegł do tego mężczyzny.

- Zostaw ją! - krzyknęłaś do niego i pomogłaś jej Elizabeth.

Odsunął się, a Jack przywarł go do ściany kamienicy.

- Wszystko dobrze? - spytałaś ją.

- Tak. W porządku. - powiedziała lekko przerażona.

- Możemy porozmawiać?

Elizabeth przytaknęła i popatrzyła w stronę kapitana.

- Nie zostawiajcie mnie tutaj z nim. - powiedział lekko poirytowany. - Nie mam ochoty spędzać kilku godzin w jego towarzystwie.

- Jakich kilku godzin? Idziemy tylko porozmawiać.- rzuciłaś do niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę musi tak wszystko wyolbrzymiać?

- Wiem ile trwają wasze rozmowy. Mogłem pozwolić Willowi za tobą płynąć. Miałbym tego knypka z głowy.

- Jakiego knypka? Wiesz z kim masz do czynienia? - mężczyzna zaczął się szarpać, lecz Jack miał na tyle silne ręce, że nawet nie drgnął.

- Zamknij się laleczko. Dałeś się powalić pijanemu piratowi.

- Zaraz wrócimy. - podeszłaś do niego i nachyliłaś mu się do ucha. - Wyciągnij z niego jakieś informację.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top