25 -Wyjaśnienia
OCZAMI WILLA
Mam szczerą nadzieję, że się przesłyszałem. Przez tyle dni kłamała mi prosto w oczy. Bawiła się mną i moimi uczuciami. Przez nią straciłem to, co najbardziej w moim życiu ceniłem. Ale mniejsza ze mną. Knuła za naszymi plecami. Nie wierzę, że uczestniczyła w planie przeciwko Elizabeth!
- Kim!? - zapytałem ostro.
Dziewczyna przez chwilę milczał i wpatrywała się w ziemię.
- Wiem, zawaliłam... - odparła cicho.
Tak, to prawda. Zawaliła i to na całej linii. Myślałem, że mam w niej wsparcie, tymczasem ona zachowywała się jak... Jak Sparrow! Nawet gorzej. W życiu bym nie powiedział, że jest do tego zdolna.
- Nie wierzę... Jak mogłaś to robić... - szepnąłem i wyszedłem z komnaty, przed wejściem spotykając Matthew, czekającego zapewne, aż Katheryn obudzi Elizabeth i ją do niej przyprowadzi. Nie chcę, aby dowiedziała się w ten sposób, co ja. Nie zasłużyła na to.
- Wszystko jasne? - zapytał bezczelnie mężczyzna.
Nie odezwałem się, ani nie zatrzymałem. Byłem zbyt wściekły na siebie i na Viktorię, aby wdawać się w jakiekolwiek dyskusje. Zastanawiało mnie jedno.
Dlaczego się nie zorientowałem? Byłem tak w nią zapatrzony, że aż ślepy na to jak wielką krzywdę wyrządziłem Elizabeth. Zostawiłem ją wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebowała. Najgorsze jest jednak to, że wciąż czuję coś co jej "byłej" przyjaciółki. Nie wiem właściwie jak to nazwać. Czuję się okropnie, zwłaszcza, że cały czas wracają do mnie słowa ich wszystkich i przypominają o czasie, który tutaj spędziłem.
- A mówiłem, żebyś zostawił ją w spokoju - usłyszałem za sobą głos Jacka, gdy przechodziłem korytarzem. Odwróciłem się i stanąłem obok pirata.
- Masz jeszcze jakaś wspaniałą radę, Jack? - zapytałem retorycznie.
- Oczywiście. Mam cały zapas niezawodnych rad. Ale to może innym razem, mój drogi. - on chyba nie wie jak odróżnić pytanie retoryczne, od pytania, na które oczekuję odpowiedzi.
Nie miałem zamiaru teraz z nim rozmawiać, chciałem po prostu zostać sam, lecz sądząc po nim, nie uda mi się to zbytnio.
- Czego chcesz? - zapytałem zmęczony.
- Tylko szczerej rozmowy, Turner - rzekł dość poważnie jak na niego.
- Ty nie możesz zagwarantować mi szczerej rozmowy.
- Co przez to sugerujesz, przyjacielu?
- Łżesz nawet kiedy mówisz prawdę.
Sparrow złożył dłonie i popatrzył na mnie spode łba.
- Ja rozumiem, wszystko rozumiem - położył mi rękę na ramieniu i zaczął iść, przez co, szedłem za nim. - Emocje i tak dalej, świat ci się zawalił, ale żeby tak prawić komplementy? W takim momencie? Brałem cię za bardziej poważnego, młody.
Teraz nie pragnę już niczego innego, jak odrobiny spokoju. Widocznie los miał wobec mnie inne plany...
TWOIMI OCZAMI
***
- Mam rozumieć... - powiedziała już uspokojona Elizabeth. - Że to wszystko, znaki, to, że tu trafiliśmy, twoje "tortury" to był plan Angeliki, bo kiedyś pocałowałam Jacka?
- Tak - potwierdziłaś już chyba trzeci raz w ciągu tej rozmowy. - Właśnie tak...
- Jak mogłaś mi to zrobić!?
- Elizabeth, zrozum mnie... Nie miałam większego wyboru. Cokolwiek bym zrobiła i tak byłoby źle. Angelika mnie do tego zmusiła, postawiła mnie przed faktem. Wybacz Elizabeth, bardzo przepraszam... - spuściłaś wzrok, gdyż nie byłaś w stanie spojrzeć jej w oczy. Działo się to samo, co przy rozmowie z Willem. Nawet nie byłaś w stanie stwierdzić, przy kim czułaś się gorzej, wyjawiając prawdę. Zbyt źle się z tym czułaś, niszczyło cię to.
- Moment - zaczęła Elizabeth. - Dlaczego miałabyś słuchać się Angeliki? Wpadłaś z nią w jakiś konflikt?
- Nie, ona... - zawiesiłaś się na chwilę. Im więcej czasu upływało, ciężej było ci powiedzieć to na głos. - Ona jest moją siostrą - rzekłaś w końcu jednym tchem.
Zapadła cisza jak makiem zasiał. Elizabeth kilka sekund wpatrywała się w ciebie bez jakiejkolwiek większej reakcji. Bałaś się tego, co może się wydarzyć. Ręce zaczęły ci się trząść, a na czole pojawiła się jedna mała kropelka zimnego potu. Twoje serce zaczęło niemiarowo bić, przez co twój oddech również taki się stał. Nie mogłaś sobie wybaczyć tego, że tak namieszałaś. Zraniłaś tyle osób. Osób na których cie zależy. Na dodatek to jego wszystkiego patrzysz na nie, wyznając im to, jak okropnie się zachowałaś. Nigdy w życiu nie czułaś się gorzej, niż dzisiaj. Do pełnej depresji brakuje jeszcze bezcennej rady od nachlanego pirata. Z resztą, zachowałaś się jeszcze gorzej niż on.
- Nigdy Ci nie wybaczę... - szepnęła bardzo poważnym tonem, który dobił cię jeszcze bardziej. Minęła cię w wyszła z sali, trzaskając drzwiami najmocniej jak tylko potrafiła.
Przywarłaś do ściany i osunęłaś się na ziemię, przy okazji ranią swoje plecy, ponieważ materiał, który miałaś na plecach był potargany, a niektóre kamienie na ścianie miały ostre krawędzie. Ukryłaś, zapłakaną już twarz - nie z powodu bólu fizycznego, lecz tego, który ciążył Ci na duszy - w dłoniach i przyciągnęłaś kolana do siebie. Myśl, ile straciłaś męczyła cię niemiłosiernie.
Przyjaciółkę...
Przyjaciela...
Zaufanie...
To co miałaś i to, na czym najbardziej i zależało...
Ogarniało cię przerażenie, że już nigdy nie odzyskach ich sympatii i wierności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top