...It was never new...

Luna patrzyła na swoje dłonie w słabo oświetlonej łazience perfektów. Jej skóra wyglądała przeźroczyście, a jej palce drgały od czasu do czasu ze strachu. Tak, Luna była przestraszona - bała się o swoje życie, o życie swojego ojca. Bała się o to co Harry zamierza zrobić, i o to co Hermiona postanowiła. Mimo tego uczucia, tej niepewności, Luna była pełna nadziej na nowe jutro - Na nowy początek.

Wzięła głęboki oddech i pokiwała głową - W ten dzień będzie odważna i uratuje Hermionę przed samą sobą.

*****

Harry biegł, szybko i cicho. Mijał różne drzwi prowadzące do innych części Ministerstwa. Miał jeden cel, znaleźć tą przeklętą przepowiednie. Chłopak był prowadzony przez swą magię, która ożyła nagle, gdy oddalił się od grupy prowadzącej tą misje ratunkową - Zatrzymał się nagle.

Tutaj.

To był te drzwi.

Dłonie chłopaka drżały lekko, gdy wpuścił się do środka - jak się okazało wielkiej hali z tysiącami różnej wielkości szklanych kul. Jego oczy śledziły wysokie półki w fascynacji, zbliżył się do jednej z nich. Palcami przejechał po szklanej kuli i syknął cicho, gdy poraził go delikatny prąd - Najwyraźniej miały na sobie jakieś zaklęcia, które odpychały niechciane dłonie.

Harry ruszył naprzód.

Kilka minut później czuł się zagubiony pomiędzy wysokimi półkami, ale nie mógł się tutaj poddać. Musiał mieć tą przepowiednie - Nie ważne czy była prawdziwa, czy też nie.

Wziął głęboki oddech i znów spróbował pokierować się swoją magią, jednak gdy ta mu nie odpowiedziała jak zwykle westchnął zawiedziony - Oczywiście nie będzie to takie proste.

*****

Hermiona oddychała ciężko - ile jeszcze? Jak długo będą ją gonić? Nie rozumiała... Oni kłamali, musieli kłamać, bo inaczej nic z tego co im powiedzieli nie miało sensu. Nagły atak? Wszyscy mugole umarli? To przecież nie mogła być prawda! Nie! Czemu niby nagle takie okropne rzeczy miały się stać?

Hermiona miała plan, prosty i logiczny - taki który, by pokazał wszystkim, że miała ona rację... Że nic złego się nie dzieje na dworze. Wszystko miało pójść gładko. To, czemu...

To, czemu do cholery to stworzenie ją goniło?!

Dziewczyna potknęła się o coś i padła na kamienną podłogę dworu. Jękła cicho jak jej kolano uderzyło mocno w ostry kąt od fontanny. Zaszlochała, gdy za sobą usłyszała niepokojący dźwięk - przez chwilę nie mogła go zidentyfikować, ale po krótkim czasie zrozumiała... Ten dźwięk - Przerażający chór, wysokie i niskie głosy łączyły się razem, gdy ten potwór śpiewał swoją okropną melodię. Obróciła się powoli, jej oczy spoczęły na tym... CZYMŚ - Hermiona nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego zdeformowanego - obrzydliwego, jakby cała jej percepcja co mogło być możliwe - co mogło istnieć, została wywrócona na głowę. Jej mięśnie napięły się, a jej ciało przestało funkcjonować, była uwięziona w strachu, a w jej głowie jak mantra - Nie patrz na to.

Nie mogła odwrócić wzroku, nie mogła się ruszyć. Patrzyła i czuła się pusta, jakby z każdą sekundą jej umysł popadał w coraz większy obłęd.

Hermiona chciała, aby ten potwór ją już zabił, nie chciała już rozumieć, chciała zapomnieć.

*****

- Pomóż mi - Oznajmiła głośno Luna, zablokowała wejście do Wielkiej Hali i rozłożyła szeroko ręce.

Draco gapił się na dziewczynę zaszokowany. Co nagle stało się z tą nieśmiałą cichą krukonką?

- Co? - Zająkał się chłopak marszcząc brwi.

- Potrzebuje twojej pomocy - Powiedziała krótko - Teraz.

- To idź do swojego domu i im rozkazuj. Macie swoich perfektów czyż nie?

- Jeśli mi nie pomożesz to wszyscy zginiemy.

Malfoy zakrztusił się powietrzem na to nagłe wyznanie - CO?! Co się dzieje? Jak to wszyscy umrzemy?!

Lovegood syknęła nagle zaniepokojona i niczym wściekła kobra zacisnęła dłoń na ustach chłopaka, aby pozbawić go mowy - Nie krzycz! Chcesz, żeby inni nagle zaczęli panikować. Słuchaj mnie uważnie, Hermiona robi coś głupiego - musimy ją uratować!

Ślizgon wyrwał się z zaskakująco silnego uchwytu mniejszej dziewczyny i warknął - Jeśli ta głupia szlama robi coś idiotycznego to, czemu ja mam ci pomóc ją ratować!

- Myślisz, że chce ją ratować? - Wyszeptała nagle Luna, złapała chłopaka za ramiona i potrząsnęła go mocno - Jeśli jej nie pomożemy to my wszyscy umrzemy!

- Skąd to niby wiesz?!

- Widziałam to Malfoy! - Krzyknęła nagle zdesperowana dziewczyna.

- Okej! Okej, rozumiem. Chodźmy w takim razie - Draco podniósł obie dłonie w geście rezygnacji - Ty i Potter powinniście znaleźć sobie innych znajomych, nie wiem co was naszło wszystkich ale jak czegoś chcecie to wszyscy przylatujecie do mnie.

*****

W końcu - nie wiedział ile wędrował przez tą hale w poszukiwaniu tej przepowiedni, ale udało mu się. Znalazł ją, była niewielka a na plakietce, nad którą kula się znajdowała pisało "Harry Potter i Tom Marvolo Riddle" - Ciekawe Harry pomyślał, spodziewał się napisu w stylu Lord Voldemort.

Wziął przepowiednie do ręki i schował ją szybko do torby, w której miał zapakowane liście Dyptamu. Obrócił się szybko i zaczął biec w stronę głównej hali Ministerstwa, Harry miał nadzieję, że wszyscy byli cali i zdrowi.

Gdy dotarł do głównej hali nikogo nie znalazł, cisza wydawała się opresyjna a powietrze duszne. Powoli i ostrożnie chłopak ruszył głębiej w Ministerstwo, aby znaleźć chociaż jedną znajomą twarz. Harry miał nadzieję, że Dumbledore i Marvolo nie będą zbyt wściekli, kiedy ich dogoni - Chociaż chłopak miał trudność w wyobrażeniu sobie wściekłego dyrektora, może będzie zawiedziony... Tak! To bardziej wiarygodne.

Szepty, Harry nagle usłyszał szepty. Spojrzał na ciemne niepozorne drzwi i poczuł jak ciarki przeszły go po całym ciele. Nie, tam nie pójdzie. Harry nie był gotowy na to co tam się znajdowało... Może za jakiś czas tu wróci.

- Potter! Gdzieś ty był? Nawet Severus był zaniepokojony twoim nagłym zniknięciem!

Chłopak pomrugał zaskoczony na rozczochranego i zdyszanego Lucjusza Malfoy'a - Wszystko w porządku panie Malfoy? Jest pan ranny czy coś w tym stylu?

- Nie, ale coś zaczęło nas gonić. Naturalnie uciekłem - Odparł dysząc, a jego szare oczy wpatrywały się w Pottera podejrzliwie.

Harry zamierzał sarknąć coś obraźliwego, ale szybko ucichnął, gdy usłyszał zbliżające się ciężkie kroki. Powoli jak z jakiegoś taniego horror filmu zza rogu wyłoniła się ciemna masa. Potter nie zdążył dostrzec więcej, ponieważ został niedelikatnie uderzony w ścianę i wepchnięty do ciasnego kąta, nawet nie zdążył jęknąć z bólu, gdy jego szczęka zamknęła się z cichym kliknięciem. Chłopak zmarszczył brwi na Malfoy'a oburzony takim użyciem magi.

Lucjusz był przerażony i zirytowany, wcisnął się koło chłopaka w ciasny kąt z dala od tego monstrum, które go goniło. Mężczyzna był tak zaszokowany tym... czymś, że nawet nie czuł się zażenowany, w jakiej pozycji się znajdowali lub tym, że praktycznie byli przyciśnięci do siebie pierś do piersi.

Obydwoje wstrzymali oddech, gdy stworzenie powoli ich minęło - Gdy zniknęło z ich linii wzroku, jedynie co usłyszeli was trzask otwieranych drzwi i cisza.

Potter patrzył na niego tymi zielonymi oczami, więc Malfoy nie miał wyboru i wychylił się z ich kryjówki - Czysto na horyzoncie - Oznajmił szeptem do chłopaka i wypuścił go z zaklęcia uciszającego.

- Co wy wyprawiacie? - Doszło zapytanie za jego pleców i Lucjusz drgnął zaskoczony i odwrócił się szybko.

- Merlinie Severus! Chcesz żebym dostał zawału serca!? Chowaliśmy się przed tym potworem, dosłownie przed chwilą tutaj to coś było.

Snape spojrzał powoli od bladego Malfoy'a do bladego chłopaka.

- Rozumiem - Mruknął Mistrz Eliksirów - A ty Potter, co cię opętało, żeby nagle zniknąć w tak niebezpiecznej sytuacji?! Naprawdę czasami wątpię, czy ty nie masz mułu zamiast mózgu.

- Po prostu się zgubiłem Snape - Skłamał żałośnie chłopak - Wiesz gdzie są wszyscy?

- Profesor Snape dla ciebie Potter i tak, dokładnie wiem gdzie wszyscy się znajdują - Po tych słowach mężczyzna obrócił się w powiewie czarnych szat.

Harry nie chcąc być zostawiony w tyle szybko go dogonił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top