Rozdział 15 Poświęcenie

Kuroshitsuji Opening 1

-Hades- 

Kiedy złotowłosa wyszła z pokoju ja opadłem na materac. Na początku kiedy pojawiłem się wraz z nią w naszym królestwie czułem wściekłość, lecz teraz... Zaśmiałem się. Teraz jestem załamany. Nawet ja bóg śmierci czuję coś takiego jak smutek. Ona jest dla mnie najcenniejszym z wszystkich skarbów jakie mam — a mam ich dość sporo. Nie wiedziałem jednak dlaczego jej to wszystko powiedziałem. Pamiętałem jej oczy kiedy wypowiedziałem to czego nie chciałem. Oczy, które przesiąknięte były bólem i rozczarowaniem. Zraniłem ją. Jednak Persefona okazała się o wiele bardziej silniejsza niż wygląda. Z jej oczu nie poleciała — bynajmniej nie zauważyłem — ani jedna łza. Złapałem się za głowę.

— Co ja zrobiłem? — Zapytałem, spoglądając w przestrzeń. Miałem nadzieję, że to wszystko okaże się snem. Ares wcale nie chciał odbić mi przeznaczonej, a ja wcale nie nazwałem swojej ukochanej dziwką. Jednak mimo, że pragnąłem tego z całych sił to nie wystarczało, bo mój umysł w dość bolesny sposób przypominał mi co się wydarzyło w tym pokoju. Przejechałem dłonią po twarzy. Co ja mam zrobić? Jak mam naprawić to co zniszczyłem? Nagle usłyszałem jak w powietrzu zabrzmiał dźwięk dzwonu. Zerwałem się gwałtownie z łóżka. Cholera! Wyrzuciłem dłonie w górę. Dlaczego opętywani atakują zawsze wtedy kiedy nie powinni? Czułem jak kolejne odziały opętanych wchodzą do mojego królestwa. Zacząłem myśleć gorączkowo. Jeśli coś jej się stanie nie wybaczę sobie. W obecnej chwili nie obchodziło mnie, że moi ludzie umierają w walce. W tej chwili musiałem ją znaleźć. Skupiłem całą swoją siłę na odnalezieniu jej. Wiedziałem jaka jest cenna używania takiej mocy, lecz nie obchodziło mnie to. Musiałem mieć pewność, że jest bezpieczna. Biegiem ruszyłem w kierunku, z którego wyczuwałem jej moc. Biegłem i biegłem, aż moje ciało zetknęło się z czymś. Złapałem się za głowę i potrząsnąłem ją. Miałem wielką ochotę by zabić tego, który mnie zatrzymał. Przez tego frajera moja ukochana może być w niebezpieczeństwie. Spojrzałem przed siebie i zesztywniałem. To była ona. Moja Persefona siedziała na ziemi i spoglądała na mnie. Jej oczy były radosne, lecz widząc moją twarz ta radość zgasła. Podałem jej dłoń, a ta tylko popatrzyła na mnie martwym wzrokiem i wstała bez mojej pomocy. Auć. To zabolało. Bolał mnie fakt, że nie chciała mojej pomocy. Miałem cichą nadzieję, że już jej przeszło. Ona jednak chyba nie widziała mojego cierpienia, bo odwróciła się do mnie plecami i odchrząknęła.

— Czegoś sobie — Zapytała. — życzysz? — Jej ukłon pod koniec zdania zadał mi ból prosto w serce. Nie czekając, wziąłem ja w swoje ramiona i pocałowałem w czubek głowy.

— Na szczęście nic ci się nie stało... — Wyszeptałem, a ona zaczęła się wiercić. O nie, nie pozwolę jej się odsunąć. — Nie! — Syknąłem. Byłem rozdrażniony jej ciągłymi próbami ucieczki. — Nie pozwolę ci! — Ona tylko stałą nie wzruszona moimi słowami. — Jak rozkażesz, panie. — Złapałem za jej ramiona i potrząsnąłem mocno jej ciałem. — Nie jestem twoim panem! — Oświadczyłem. — Jestem twoim przeznaczonym. — Jej oczy rozszerzyły się. Widziałem, że chce coś powiedzieć więc wyprzedziłem ją.

— Jestem głupcem, który potrafi cię jedynie ranić. — Westchnąłem. Nie wiedziałem, że przyznawanie się do winny jest aż tak trudne. — Możesz mnie nazwać debilem. Zresztą... Jestem nim. — Uniosłem głowę do góry by na nią spojrzeć. W jej oczach widziałem wzruszenie. — Nie wiesz nawet jak jesteś dla mnie cenna. Nie wiesz ile mógłbym poświęcić byś była bezpieczna. — Do moich uszu doszedł dźwięk burzonego muru. — Dlatego! — Ukląkłem przed nią. Byłem zdeterminowany by się z nią pogodzić. — Proszę wybacz mi! — Wykrzyknąłem, a kamienna ściana po mojej prawej zawaliła się. Natychmiastowo wyprostowałem się. Do korytarza, który znajdował się najbliżej zaatakowanego miejsca weszło trzech opętanych. Wszyscy mieli czarną skórę, a ich łby przypominały łeb małpy. Ich fioletowe oczy spojrzały to na mnie to na Persefonę. Na ich twarzach pojawił się złowieszczy uśmieszek. Zazgrzytałem zębami. Miałem ich dość. Moje oczy zaświeciły czerwienią, a w ręce pojawił się miecz.

— Co zrobisz, głupi królu? — Zapytał jeden, a drugi wybuchnąłem gromkim śmiechem. Ja im zaraz pokaże głupiego króla. Mój miecz spowił się ogniem, a na ziemi pojawił się czarny krąg. Trzy czarne okręgi połączone przez pnącze róż, a na samym środku symbol mej władzy. Opętani zaśmiali się.

— Nawet my czujemy, że jesteś osłabiony szukaniem tej dziewczyny! — Ryknął dobierając ostrza. — Właśnie, właśnie. — Potwierdził drugi. Moc, której chciałem użyć mogła mnie zabić. Wiedziałem to. Gdybym nie był osłabiony dałbym radę, lecz w obecnym stanie... Jest to prawie równoznaczne z śmiercią. Użycie pieczęci Hadesu jest śmiertelne dla zwykłych bogów, nawet moi bracia nie dali by rady tego przeżyć. Lecz ja jako bóg śmierci mam możliwości użycia jej, lecz muszę być w pełni sił. Spojrzałem na skupioną twarz swojej ukochanej.

— Uciekaj, jak się tylko zacznie. — Rozkazałem, odpierając atak opętanego. — Jeśli zginę, wiedz, że zawsze będę cię kochał. — Po twarzy mojej przeznaczonej spłynęła łza, a ona zaczęła kręcić przecząco głową. Widok jej łez krajał mi serce, lecz nie mogłem nic innego zrobić. Nim jednak uczyniłem to co zamierzałem, Persefona wystawił przed siebie dłoń.

— Wzywam do siebie moc pieczęci Hadesa! — Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Nie... Nie! Ona nie mogła! Nie miała prawa! Przecież ona zginie! Nim do niej dobiegłem krąg wokół niej zaczął świecić, oślepiając wszystko wokół. Minęło dziesięć minut, a światło zniknęło. Kiedy odzyskałem wzrok, podbiegłem do leżącego na ziemi ciała swojej ukochanej. Po moich policzkach spłynęły łzy. Ona nie może zginąć. Ukląkłem przy jej cielę i ułożyłem głowę na swoich kolanach.

— K—kocham cię... — Wyszeptała, zamykając oczy. — Nie! — Krzyknąłem, biorąc ją na ręce. Przeniosłem się na ziemię, do domu starej wiedzmy. Wiedziałem, że utrzymanie jej przy życiu będzie trudne, lecz ja muszę tego dokonać. Dla niej i dla siebie. Stałem przed starszą kobietą i ucałowałem czoło Persefony.

— Nie pozwolę ci umrzeć! — Oznajmiłem. — Nie uwolnisz się ode mnie! — Przypomniałem i użyłem swojej mocy by utrzymać ją przy życiu. Spojrzałem na czarownicę z nadzieją.

— Pomóż jej. — Rozkazałem. 

CDN

Smutno :'( Jak myślicie Persefona przeżyję? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top