Rozdział 1 Sen
Nightcore - Run
— Persefona —
Przed oczami mam sale. Sale, której ściany są ze szczerego złota. Co kilka metrów znajdują się kolumny, które podtrzymują sufit. Jakieś dwieście metrów ode mnie widzę złoty tron, a obok niego dwa inne. Tron po lewej mieni się błękitem i emanuje spokojem, a w jego otoczeniu pachnie oceanem. Tron po prawej błyszczy czernią, a także emanuje niebezpieczeństwem i śmiercią w jego otoczeniu czuć krew, a także słyszy się krzyki, krzyki ludzi... Mimo swojego mrocznego wyglądu to właśnie ten tron zdobywa moje serce. Podchodzę do niego i przejeżdżam po nim dłonią. Kiedy tylko moja skóra styka się z nim, zaczynam czuć spokój. Tak jakbym należała do świata, z którego pochodzi. Nagle słyszę warkot. W trybie natychmiastowym obracam się w stronę, z której pochodzi odgłosu. Kiedy tylko to robię, moim oczom ukazuje się jeden z potworów.
— Wreszcie cię odnalazłem, Królowo Śmierci... — Warczy.
Za każdym razem, kiedy widzę te stworki, powtarzają to samo, a ja nigdy nie wiem, o co im chodzi! Jak ja nienawidzę, jak ktoś mi czegoś nie mówi! Wiem, że moja adopcyjna matka i siostra wiedzą o mojej mocy więcej niż ja, lecz jak do tej pory nie powiedziały mi o niczym, nawet o tym, że mam tę moc. No to teraz wszystkim nasuwa się pytanie, skąd wiem o swojej mocy? Wiecie, gdyby nie tamten wypadek, najpewniej nic bym nie wiedziała. Dowiedziałam się o swoim darze, jak miałam 7 lat. Pewnego dnia poszłam na spacer po starym, opuszczonym cmentarzu. Zawsze lubiłam spędzać czas w okolicy cmentarzy, bo tylko tam mogłam się skupić i pomyśleć, a także być sama. Nie jestem tak jak moja siostra, osobą, która uwielbia imprezy. Jestem za to osobą, z którą nie warto zadzierać. Nigdy nie lubiłam, jak ktoś mi rozkazywał, a jeśli ktoś wydał mi jakikolwiek rozkaz to ja i tak go nie wypełniałam. No więc wracając do tego, jak odkryłam, że mam moc władzy nad życiem i śmiercią. Tak dobrze słyszycie, władam życiem i śmiercią. No więc kiedy siedziałam sobie na jednym z nagrobków, coś uderzyło mnie w plecy. Kiedy podniosłam się z ziemi, zobaczyła potwora, podobnego do tego, przed którym teraz stoję. Nie czułam przed nim strachu, tylko wściekłość. Wściekłość, że to coś przeszkodziło mi w odpoczynku. Tak więc pod wpływem gniewu rozstąpiłam ziemie, a ten stwór został przez nią pochłonięty. Od tamtego pamiętnego wydarzenia zaczęłam trenować swoją moc, aż pewnego dnia zobaczyłam w lesie ledwo żywego owczarka niemieckiego i z niewiadomego powodu, położyłam dłoń na ranie na jego brzuchu, a ona zaczęła zrastać się. Po kilku sekundach psiak stał przede mną całkowicie żywy. Od czasu tych dwóch wydarzeń trenuje swoją moc i w obecnej chwili potrafię nad nią w pełni zapanować. Nie wiem, skąd ona się u mnie wzięła, lecz mówiąc szczerze, nie oddałabym jej nikomu. A i zapomniałam wspomnieć, że co jakiś czas różne tego typu potworki atakują mnie co jakiś czas i co chwilę chcą, bym pomogła im kogoś zabić. Nie wiem, o co im chodzi, a ni kogo tak nienawidzą, lecz jestem pewna, że matka coś wie o moim darze. W obecnej chwili spoglądam w zakrwawione oczy stwora, a z jego gardła wydobywa się głośny ryk. Nie jestem przerażona ani nic podobnego, za to na moich ustach formuje się złośliwy uśmieszek. Formuje w swojej prawej dłoni miecz, który otrzymałam, od nie wiadomo kogo w dniu swoich 15 urodzin. Ostrze miecza wykonane jest z czarnego połyskującego metalu, a jego rękojeść jest srebrna z grawerem róży, która jako jedyna jest czarna. W chwili kiedy potworek chcę mnie zaatakować, pojawia mi się przed oczami białe światło, a ja wzdycham z rezygnacją, wiedząc, że właśnie się budzę...
Otwieram oczy i widzę biały sufit. Siadam na łóżku, jęcząc zawiedziona. Dlaczego?! Dlaczego za KAŻDYM razem, kiedy mój sen zaczyna być ciekawy, ja muszę się budzić?! No ja się pytam dlaczego?! Podirytowana wstaję z łóżka i spoglądam na swój pokój. Ściany pokoju są czarne tak samo zresztą, jak podłoga, a sufit dla wyróżnienia jest biały. W pokoju jest tylko łóżko z szarą aksamitną pościelą i dwie szafy wykonane z czarnego drewna. Matka uważała, że ten pokój jest zbyt ponury i chciała go przemalować, lecz ja oświadczyłam jej, że pokój jest idealny i że jeśli zmieni w nim cokolwiek, to zemszczę się na niej. Kasandra (Tak się nazywa moja adopcyjna matka) odpuściła i nawet nie powiedziała słowa sprzeciwu. Zauważyłam, że Kasandra i Nina (Nina to córka Kasandry) traktują mnie tak jakbym była ich... królową? Mówiąc szczerze, nie czuje, że ich zachowanie jest niepoprawne, a wręcz przeciwnie. Nie sprawia mi to problemu za, to kiedy by się tak nie zachowywały to... Byłabym zła, choć sama nie wiem z jakiego powodu. Było w nim dość pusto, ale jak mogłoby być inaczej jeśli mieszkamy tu dopiero od wczoraj? Ta... Moja mamuśka wymyśliła sobie, że się musimy przeprowadzić... No i w taki sposób wylądowałam w miasteczku Warriors. Warriors jest miasteczkiem, które na szczęście posiada opuszczony cmentarz, więc nie powinno być w nim aż tak źle. Na moje nieszczęście dziś wraz z Niną mamy pierwszy dzień w szkole. Nina jednak jest w lepszej ode mnie sytuacji, bo zna w szkole parę osób, lecz szczerze to mi to nie przeszkadza. Przynajmniej będę mieć ciszę i spokój. Podeszłam do jednej z szaf i wyciągnęłam z niej czarną koszulkę z napisem „Śmierć jest tylko dla tchórzy.... Życie to prawdziwe wyzwanie...", a także koszule w czarno-białą kratkę i do tego ciemne powycierane Jensy. Z przygotowanymi ubraniami wyszłam z pokoju. Kiedy tylko drzwi się otworzyły, moim oczom ukazał się korytarz z ciemnofioletowymi ścianami. Drzwi do mojego pokoju były czarne, a po ich lewej stronię, znajdywały się drzwi, tego samego koloru. Weszłam do drzwi po lewej, które prowadziły wprost do mojej łazienki. Łazienka była pomieszczeniem z fioletowymi płytkami na podłodze i białymi na ścianach. Było to małe pomieszczenie, lecz także przytulne. Naprzeciw drzwi znajdował się wanno-prysznic, a po jego prawej stronie była umywalka z lustrem. Po lewej od drzwi była toaleta. Podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Nie byłam niską ani strasznie wysoką dziewczyną ze złotymi jak -to lubi mówić Nina- kłosy zburz włosami. Mam 178 cm wzrostu. Moje oczy za to były czarne, nie ciemne, lecz czarne. Westchnęłam, po czym przebrałam się w przygotowane wcześniej u brania. Przebrana, a także uczesana zeszłam po mahoniowych schodach na dół. Swoje włosy uczesałam w koński ogon. W kuchni jak zawsze siedziała Nina z Matką, lecz dziś o czymś rozmawiały.
— Matko, kiedy zamierzasz Persefonie o tym wszystkich powiedzieć? — Zapytała Nina. No właśnie. Zapewne wielu zdziwi moje imię. Nazywam się Persefona, czemu tak? Nie wiem, lecz szczerze to moje imię mi się podoba. Oczywiście znam mit o Demeter i Korze, lecz to tylko mit i ja w NIEGO NIE WIERZE. Słuchałam dalej rozmowy Kasandry i Niny mając nadzieje, że wreszcie się czegoś do cholery jasnej dowiem o tym wszystkim.
— Nino, wiesz przecież, że Persefona nie jest jeszcze na to gotowa. — Powiedziała, a ja czują, że niczego pożytecznego się nie dowiem z ich jakże „ekscytującej" rozmowy postanowiłam uświadomić ich, że już wstałam. Pojawiłam się w kuchni w tej samej chwili kiedy Nina chciała otworzyć usta. Na mój widok Nina i Kasandra podskoczyły.
— Ach! — Krzyknęła przerażona Kasandra.
— Chcę tylko, powiedzie, że idę już do szkoły, bo dla twojej wiadomości Nino nasze pierwsze lekcje zaczynają się za dziesięć minut. — Oznajmiam, ubierając swoje czarne trampki.
— CO?! — Krzyczy Nina, patrząc na zegarek. Kiedy zauważa, że jest ósma, szybko zjada swojego gofra i zaczyna wkładać buty na nogi krzycząc „Spóźnię się!". Nie wiem, kiedy ani jak, ale zaczynam chichotać, po czym wychodzę, zgarniając z komody obok swoją białą torbę. Idę chodnikiem, a droga do szkoły powinna zając mi z pięć minut za to Ninie z dziesięć. Ku mojemu zaskoczeniu Nina dogania mnie po nie całych dwóch minutach. Droga do szkoły trwała pięć minut. Przed głównymi drzwiami zauważyłam, że grupa jakichś dziewczyn macha do Niny, pokazując jej by do nich podeszłą. Nina patrzy na mnie, jakby oczekując pozwolenia.
— Idź. Poradzę sobie. — Mówię, a ona uśmiecha się do mnie, po czym mówiąc ciche „Dziękuje" podchodzi do swoich koleżanek. Wchodzę do szkoły, po czym wyciągam z torby plan lekcji. (W sekretariacie byliśmy od razu po przyjeździe do miasta). Pierwsza lekcja to biologia, która odbywa się w sali numer 12. Nina chodzi do innej klasy niż ja, lecz nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie. Mimo tego, że może się wydawać, że się nie lubimy, to jest całkowicie na odwrót, po prostu ja jestem osobą, która niezbyt potrafi okazywać uczucia i tyle. Kieruję się w kierunku sali, w której będę mieć lekcje, a na moich ustach pojawia się ten sam co w śnie złośliwy uśmieszek.
Szkoło, nadchodzę, więc radzę ci się strzec!
-----------------------------------------
No więc tak kończy się pierwszy rozdział tej oto opowieść! Jego długość jest taka ponieważ ta opowieść dodawana jest w każdy piątek i może co jakiś czas na weekendzie, lecz to tylko jak będę mieć czas! Powiedzcie mi cieszycie się z wakacji, bo ja TAK! W domu mam już świadectwo z czerwonym paskiem, a średnia 5.00 przechodzi już do historii! Tak więc do kolejnego rozdziału moje płomyczki! ( Rozdział w piątek, lub na weekendzie to wszystko zależy czy będę mieć czas!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top