Rozdział szósty
AYLIN
— Długo się znacie? — zapytałam. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały mi plecy, podczas, gdy całą grupą siedzieliśmy na ułożonych w okręgu kłodach.
Z Hayley i Elijahem bez przerwy wymieniałam się żartami i zgryźliwymi uwagami, a z mojej twarzy nie znikał ani na moment uśmiech. Uwielbiałam ich.
Ian i Magnus byli nieco nieobecni rozmawiając po cichu między sobą. Wyłapałam tylko raz na jakiś czas pojedyncze słowo, które zupełnie nie było związane z naszym wypadem. Nie dopytywałam, nie chcąc wyjść na wścibską i będąc szczerym, nie bardzo mnie to interesowało.
W małej przerwie od psikusów i śmiesznych historyjek znalazłam chwilę by zaspokoić moją ciekawość.
— Prawie wszyscy od dziecka. — Hayley mrugnęła do mnie i bez krępacji położyła nogi na kolanach Elijaha.
— Hej! Nie za dobrze ci? — mruknął chłopak, ale nie zrzucił jej. Zamiast tego chwycił łydki Hayley by było im wygodniej. Uśmiechnęłam się na ten widok.
— Zazdroszczę wam trochę — wyznałam. Blondynka spojrzała na mnie z pytaniem w oczach. Wzruszyłam ramionami i szturchnęłam czubkiem buta patyk na ziemi.
— Nigdy nie miałam z nikim dłuższego kontaktu. Tak naprawdę całe życie znam jedynie Aarona — parsknęłam rozbawiona. — Pomimo, że go kocham, to jednak kiepska z niego przyjaciółka. W babskich sprawach jest beznadziejny.
Hayley parsknęła śmiechem, a Elijah tylko uśmiechnął się kącikiem ust.
— Hej, hej, hej! Gotowi na picie?
Drgnęłam zaskoczona, kiedy Ida i Madison bez uprzedzenia wyskoczyły zza drzew. Uśmiechnięte od ucha do ucha trzymały w dłoniach skrzynki z piwem. Odetchnęłam głęboko, zupełnie nie spodziewając się nowej kampanii. Spojrzałam uważnie na alkohol w ich dłoniach, oceniając, że było go... dużo, bardzo dużo.
— Nie przesadziłyście dziewczyny? — Ian spojrzał na nie z uniesionymi brwiami, a Ida machnęła na niego dłonią.
— Najwyżej zostanie. Schowamy tam, gdzie zawsze. — Puściła do mnie oczko, by zaraz potem podrzucić w moją stronę jedną puszkę. Potem obie dziewczyny usiadły obok nas, zamykając koło.
— Nie wierzę, że Angelina potrafiła być taka pusta — jęknęła Madison i oparła się o Hayley. Ta jedynie poklepała ją po ramieniu pocieszająco.
— A co zrobiła? — spytałam i w międzyczasie otworzyłam puszkę. Reszta poszła w moje ślady i w tle było słychać tylko krótkie „psssst".
— Poszły z Mary do kina, bo chłopak, który jej się podoba miał tam być. — Potaknęliśmy jej, że łapiemy. — A Angelina podeszła do niego o numer, tak wiem, nic wielkiego. Ale szkoda, że nie przemyślała, co papla i powiedziała od razu, że Mary na niego leci.
— I w czym problem? — Elijah uniósł jedną brew i wziął parę łyków piwa na raz.
— Przecież wiesz, jaka jest Mary! — skontrowała go Hayley, a ja mogłam tylko przyglądać się, jak zaczyna go dźgać palcem, gdzie popadnie. Śmiałam się głośno, widząc, jak chłopak bez skutku stara się ją powstrzymać. W akcie desperacji złapał ją za nadgarstki i zastygli w przekomicznej, powyginanej pozie. Nadmienię, że dziewczyna wciąż trzymała na nim nogi.
— Już? Uspokoiłaś się?
— Ale mam ochotę ci przywalić! Rany! — warknęła Hayley i głośno westchnęła z frustracji.
— Marz sobie dalej. — Uśmiechnął się do niej cwaniacko i wypuścił delikatnie jej ręce.
— Powiedziałabym, że ryzykownie robisz po tym, co powiedziała. — Uśmiechnęłam się do Elijaha. On jedynie odwzajemnił się tym samym. Potem jęknął, gdy znienacka dostał kuksańca w bok.
— Jesteś niemożliwa! — Hayley w odpowiedzi wystawiła mu język.
— Chodźcie, gramy w coś — zaproponowała Madison i podskoczyła na równe nogi.
— Tylko w co? — spytałam ciekawa jej pomysłu. Ten błysk w jej oku powiedział mi, że ma jakiś plan.
— „Nigdy nie"? — Klasnęła w dłonie i obejrzała się dookoła. Hayley jedynie odpowiedziała jej podekscytowaniem i rzuciła do chłopaków obok:
— Ian! Magnus! Gracie z nami?
Tamci oderwali się od cichej rozmowy i spojrzeli po sobie.
— W sumie można — odpowiedział jej Ian i odwrócił się przodem do środka. — Chociaż nie wiem, czego moglibyśmy się o sobie dowiedzieć. Znamy się niemal na wylot.
— Tutaj chodzi o Aylin, nie wiesz? — Madison spojrzała cwaniacko w moją stronę, a mi się zrobiło gorąco.
— To może zagramy w coś innego? — zapytałam, czując się nieco niezręcznie. Hayley jedynie pokiwała mi palcem w akcie nagany.
— Nie ma, kochana! Znamy się już trochę, a ty milczysz, jak zaklęta. Trzeba z ciebie wyciągnąć te smaczki! — Jęknęłam zrezygnowana i rozejrzałam się po rozbawionych twarzach dookoła. Nawet Magnus ukrywał w kąciku ust uśmiech.
— Ida, jesteś najstarsza. Zaczynasz.
— Tak jest! — Dziewczyna żartobliwie zasalutowała i złapała się za brodę w zastanowieniu. — Nigdy nie... całowałam się.
— Serio tak słabo? — skomentował Ian, po czym napił się piwa. Widząc, jak wszyscy idą w jego ślady, poczułam się nieswojo.
Nic się nie zmieniło od ostatniego razu, wciąż... Nie podniosłam puszki, nie wzięłam ani łyka.
— To tak na rozgrzewkę, dobra? — Madison zmrużyła oczy w ostrzeżeniu, wpatrując się w niego dłuższą chwilę. Już myślałam, że nikt nie zauważył, kiedy rozbrzmiał przeciągły gwizd Hayley.
— No nie gadaj! — Momentalnie uwaga wszystkich skupiła się na mnie. Poczułam się jeszcze bardziej skrępowana. Odwróciłam wzrok w stronę odległych krzaków po jej lewej stronie.
— I co z tego? — mruknęłam niewyraźnie chcąc by dała mi spokój.
— Ale... Że nic? Nic-nic? — Madison niemal od razu wyrosła przed moją twarzą, robiąc dziubek. — Nawet lekkiego cmoka w usta?
Przewróciłam oczami i wypiłam spory łyk piwa. Nie ważne, że nie było tury. Musiałam dodać sobie więcej śmiałości.
— Nie, zadowolone?
Elijah i reszta chłopaków zagwizdała. Nawet Magnus, chociaż kiedy spojrzałam na niego, jego mina całkowicie spłynęła.
Nie miałam szansy się nad tym zastanowić, bo Hayley uwiesiła mi się na szyi.
— Spokojnie kochana, to za niedługo się zmieni — powiedziała z cwanym uśmiechem, który zupełnie mi się nie podobał. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
— Jak zamierzasz mnie swatać, to sobie odpuść — pogroziłam jej palcem i pociągnęłam delikatnie za dłoń, którą na mnie trzymała.
— Nawet nie będę musiała.
— Huh? — Zdziwiona i zaciekawiona czekałam na jej odpowiedź. Ona jednak zostawiła ten temat, racząc mnie jedynie wymownym uśmieszkiem. Zmrużyłam oczy, zupełnie nie mając pojęcia, o co jej chodzi. Nie miałam z nikim romantycznych relacji, by w ogóle snuć takie insynuacje. Prychnęłam cicho pod nosem, kiedy kiwnęła głową do Iana z psotną miną.
— Teraz ty.
Powoli przeniosłam wzrok na niego, wciąż wypominając słowa Hayley. Tęsknota ukuła moje serce, kiedy chłopak powoli przeczesał dłonią włosy. W tym momencie przypominał osobę, która od dawna zaprząta moją głowę. Co jest całkowicie absurdalne... W końcu nawet go nie znam. Nic by nas nie łączyło, gdyby nie był przyjacielem mojego brata.
Starałam się dłużej nie patrzeć na Iana. Nie chciałam po raz kolejny czuć tego głębokiego smutku.
W domu byłam o siedemnastej, czyli wcześniej niż zamierzaliśmy się w ogóle zbierać z wyspy. Ian dostał telefon od kogoś, że ma wracać. Mogliśmy potem, co prawda, wracać z dziewczynami drugą łódką, ale jak powiedziała Ida: „nie jestem najlepszym żeglarzem". W wyniku czego, wszyscy zebraliśmy się razem z Elderwoodem.
Aktualnie siedziałam w kuchni i starałam się zrobić parę przykładów z matematyki, ale nie mogłam się skupić. Moje myśli wciąż odlatywały w różnych kierunkach.
Nigdy nie bawiłam się tak dobrze. Może dlatego, że nigdy nie miałam przyjaciół. Jeśli tak to wyglądało... Nie chciałam kiedykolwiek tego tracić. Od razu poczułam się z nimi jak w domu. Tak, jakbym znała ich od zawsze. Chociaż gra, taka jak dzisiaj, pokazała, że tak naprawdę wiele o nich nie wiem. Sama nie wypiłam dużo. Jedno piwo zdecydowanie wystarczyło do wszystkich ich stwierdzeń. I nie sądziłam, że każde z nich potrafiło być takie zboczone. Mój przydomek „nieśmiałej" tym bardziej nabrał na sile, kiedy siedziałam między nimi cała czerwona. Starałam się zasłonić włosami, ale i tak to nie wiele się zdało na uważny wzrok Hayley i Elijaha. Stwierdzili, że jestem urocza.
— Cześć skarbie — drgnęłam zaskoczona, kiedy tata wszedł do kuchni. Ucałował mnie we włosy, a potem oparł się o blat po przeciwnej stronie. — I jak się czujesz?
— Dobrze — uśmiechnęłam się. — Dziewczyny znowu wyrwały mnie na wyspę.
— Wydajesz się szczęśliwa.
— Pierwszy raz mam jakiekolwiek bliższe koleżanki. — Wzruszyłam ramionami, ale odłożyłam długopis podejmując dalszą rozmowę. — Nie sądziłam, że to takie miłe mieć na kim polegać w takich błahych sprawach, jak nauka czy zadanie domowe.
Oczy rozjaśniały mu radośnie.
— Cieszę się. — Obszedł wyspę, przy której siedziałam. Obróciłam się w tył i dostrzegłam, jak wyciąga z torby folder z dokumentami. — Mogę mieć do ciebie prośbę?
Kiwnęłam głową, ciekawa co jest w środku.
— Zawiozłabyś to Aaronowi? Dotyczą firmy i części, która obejmuje jego wkład w przyszłych interesach.
Serce zabiło mi szybciej. Jeżeli miałam pojechać do Aarona, istniało duże prawdopodobieństwo, że spotkałabym również Michaela. Uśmiechnęłam się szeroko.
— Pewnie, żaden problem. — Podekscytowana zeskoczyłam ze stołka barowego i chwyciłam w dłoń plik. — Mogę wziąć twój samochód?
W odpowiedzi tata wyciągnął kluczyki z kieszeni garniturowych spodni i podał mi je. Uśmiechnęłam się szczęśliwa.
— Dzięki!
Zanim odpaliłam silnik, wzięłam kilka głębokich wdechów, aby uspokoić moje rozszalałe serce. Nie chciałam wiedzieć, co się stanie, kiedy rzeczywiście na niego wpadnę, skoro już teraz ledwo mogłam oddychać. Nie mogłam dać się zwariować. Ścisnęłam mocniej kierownicę i zamknęłam oczy. To zwykły facet, ogarnij się, pomyślałam. Tylko mega gorący facet.
Zarumieniłam się. Od kilku tygodni śnię te same sny, w których on i ja... Coś rozkosznego ścisnęło mnie w dole brzucha. Nigdy nie posądziłabym siebie o takie myśli. Nie miałam żadnego doświadczenia z chłopakami, filmy to za mało, więc skąd...
Podskoczyłam w miejscu, kiedy telefon zadzwonił mi kilka razy. Uniosłam oczy ku niebu i głośno odetchnęłam. Musiałam się ogarnąć.
Uwielbiałam Mercedesa taty i przypomniałam sobie o tym, jadąc po długich ulicach Seattle. Nie czułam żadnego ograniczenia; kiedy musiałam szybko kogoś wyprzedzić, po prostu to robiłam. Odkąd mogłam wsiąść do samochodu, czerpałam niewyobrażalną radość z jazdy i nikt nie mógł mi tego zabrać.
Zaparkowałam na podjeździe przed domem brata jakieś dwadzieścia minut później. Chwyciłam torebkę z siedzenia pasażera i odetchnęłam głośno. Nie wiedziałam, dlaczego nagły stres nie pozwalał mi pociągnąć za klamkę i po prostu wyjść. To było takie proste, robiłam przecież to każdego dnia. Jednak...
Ogarnij się!, warknęłam na siebie i nie zastanawiając się dłużej wyszłam na zewnątrz. To było tak proste.
Zarzuciłam torebkę na ramię i wiedząc, że samochód sam się zablokuje, ruszyłam chodnikiem do drzwi. Wszystko pochłaniało moja uwagę: świeżo ścięta, soczyście zielona trawa, krzywo przystrzyżony żywopłot, a nawet czarne BMW sąsiadów, które ledwo co podjechało. Może nawet to to samo, której jechało za mną jakiś czas temu. Nie miało to znaczenia.
Starałam się jak najdłużej odciągać moją uwagę. Bo nie wiedziałam, widząc tę jedną konkretną osobę, jak zareaguję.
Zadzwoniłam do drzwi i czekałam. Serce mocno uderzało mi o żebra.
Jedna sekunda. Druga. Nic.
Zamrugałam skonsternowana i ponownie nacisnęłam dzwonek. Wciąż bez odezwu. Poczułam się, jakby ogromny ciężar spadł mi z barków. Musiało nikogo nie być. Westchnęłam głośno, czując się jakby lżejsza o dwadzieścia kilo.
Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer do brata. Powinnam była zrobić to jeszcze przed wyjazdem. Po cholerę była ta cała panika, parsknęłam.
— Co jest siostra? — przywitał mnie wesoły głos Aarona.
— Je-jesteś w domu? — Musiałam odchrząknąć, nie spodziewając się, że nawet i głos jest przeciwko mnie. Zmarszczyłam brwi niezadowolona.
— Nie. Wrócę dopiero za półgodziny, a co?
Przeczesałam włosy na lewą stronę, kiedy lekki wietrzyk rozwiał je na moją twarz.
— Czekam w takim razie przed drzwiami. Tata kazał ci przekazać dokumenty.
— O, dobra. Postaram się być jak szybciej. To do zobaczenia. — Wydawał się wiedzieć o co chodzi.
— Pa. — Pożegnałam się i odchyliłam głowę do tyłu, napawając się ciepłymi promieniami słońca. W międzyczasie puls mi się uspokoił. Nie było go tutaj, więc nie miałam czym się przejmować. Dlaczego jednak czułam rozczarowanie?
Ruszyłam się z miejsca, bo nie było sensu bym sterczała przed wejściem. Z tyłu domu, wokoło drewnianego stołu, stały rozłożone krzesła, więc przysiadłam na jednym. Torebkę rzuciłam na blat i rozparłam się po oparciu. Ogródek zamknięty był z trzech stron drewnianym płotem, zza którego wyrastały wysokie drzewa sąsiada. Teraz, gdy nie było tutaj nikogo, było tak spokojnie. Cały teren był zielonym trawnikiem i tylko w jednym miejscu zauważyłam zbitą ziemię otoczoną kamieniami. To tam w czasie imprezy rozpalono ognisko.
Nie wiedziałam jak długo czekałam. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w otoczenie. Słyszałam ruch ulicy, ktoś kosił trawę niedaleko, raz na jaki czas nawet można było usłyszeć stłumiony damski śmiech.
Poczułam niepokój, kiedy doszło do mnie wrażenie, że jestem obserwowana. Otworzyłam ostrożnie powieki i rozejrzałam się pozornie spokojna dookoła. Mocny węzeł zawiązał mi się wewnątrz. Nikogo nie zauważyłam, ale coś było nie tak. Nie wiedziałam skąd, jednak ostrzeżenie wręcz krzyczało wewnątrz mnie. Podniosłam się z miejsca i ścisnęłam rączkę torebki.
Nagle ciężka dłoń opadła na moje ramię. Krzyknęłam przestraszona i gwałtownie odwróciłam się w tył. Widząc zdezorientowanego brata, miałam ochotę go udusić.
— Aaron, ty...! — Wypuściłam wstrzymywane powietrze i chwyciłam się za serce. Schyliłam się w dół chcąc dać sobie chwilę. — Nie strasz mnie tak więcej!
— Aylin, co jest? — zapytał z troską. Czułam, jak zrobił krok w moją stronę.
Wyprostowałam się chcąc wygarnąć mu, że takie skradanie dobrze się dla niego nie skończy, kiedy dostrzegłam za nim inną sylwetkę. Jeżeli myślałam, że moje serce nie może bić szybciej, właśnie się pomyliłam.
Michael stał w wejściu do domu zaledwie kilka kroków od nas. Czułam, jak wstrzymuję lekko oddech, a zdradziecki kryształ zaczyna delikatnie pulsować na mojej piersi.
On także jakby zamarł, a jego wzrok uważnie śledził każdy mój ruch. Tak, jakby chciał zapamiętać wszystko to, co dotyczyło mojej osoby. Jego oczy ślicznie błyszczały w świetle opadającego ku zachodowi słońca. Włosy były rozkosznie zmierzwione, a jeden kosmyk kołysał się na wietrze.
To spotkanie nie było tak intensywne jak za pierwszym razem, ale nie mogłam powstrzymać w sobie tej nagłej fascynacji i chęci, by go dotknąć. Był taki, jak go zapamiętałam. Może nawet jeszcze bardziej zachwycający.
Dopiero chrząknięcie Aarona przywołało mnie na ziemię.
Zamrugałam, a na mojej twarzy rozlał się zdradziecki rumieniec, który na pewno każdy z nich musiał zauważyć. Chciałam się zapaść pod ziemię, że dałam się załapać na takim otwartym, wręcz maniakalnym wgapianiu w Michaela. Jedyne co mnie pocieszało to fakt, że nie byłam jedyna... I równocześnie to bardzo zawstydzało.
— Co chcesz? — mruknęłam zażenowana.
— Czemu tak podskoczyłaś? Wszystko okej? — Jakby zupełnie ignorując moją reakcję na jego przyjaciela, podszedł bliżej. Uważnie przyjrzał się mojej twarzy, a potem przeniósł wzrok na otoczenie, jakby czegoś szukał.
— Po prostu mnie wystraszyliście. — Westchnęłam głośno i zaczęłam szukać dokumentów, które były powodem mojej wizyty.
— Masz, to dla ciebie. — Wyciągnęłam w kierunku brata rękę z folderem. On jednak, zanim odebrał go, ostatni raz obejrzał się wokoło.
— Chodźcie do środka. Zjemy coś. — Przygryzłam wargę słysząc głęboki głos Michaela. Czułam, jakby zabrakło mi języka, a zdolność mówienia była czymś bardzo trudnym.
Przechodząc obok niego, ponownie ścisnęło mnie zdenerwowanie, przemieszane z ekscytacją. Patrzyłam zafascynowana, kiedy szłam za nim do kuchni. Nie mogłam się powstrzymać. W momencie, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, a na jego ustach rozciągnął się leniwy uśmiech, mogłam tylko wziąć urywany oddech. Jak idiotka stałam i patrzyłam. To było wszystko na co mogłam się zdobyć, nie wiedząc co począć z tymi wszystkimi niewytłumaczalnymi uczuciami. Tęsknota, chęć poczucia jego skóry pod palcami, ciepła, kiedy owinąłby ramiona wokoło mnie. Łaknęłam bezpieczeństwa, które czułam, że może mi zapewnić. W normalnych okolicznościach odwróciłabym wzrok, może odwzajemniła uśmiech. Teraz, nawet to było za wiele.
On jakby wiedząc co się we mnie tli, posłał ostatni, tym razem smutny uśmiech. Odwrócił się do szafki, a ramiona mu nieco opadły. Zamknęłam na sekundę oczy, chcąc uporządkować ten bałagan w mojej głowie i choć z pozorami wrócić do codziennej mnie.
— Wiedziałaś, że otrzymasz połowę udziałów mamy? A ja taty?
Spojrzałam wdzięczna na Aarona. I usiadłam powoli na barowym krześle przy kuchennej wyspie. Musiałam wziąć cichy, głęboki oddech, ale skupiłam się na bracie.
— Czemu aż tyle? Pytam o siebie, bo wiem, że ty będziesz chciał im pomóc.
Wzruszył ramionami i usiadł obok mnie. Rozłożył dokumenty na stole. Nie mogłam się powstrzymać i w międzyczasie obserwowałam pewne ruchy Michaela. Mogłabym się w tym zatracić, ale Aaron kontynuował. Na pewno widział, co wyprawiałam, ale nie powiedział ani słowa. Nawet mnie nie upominał, jakkolwiek. Zawsze był protekcjonalny wobec mnie, więc zadziwiał mnie podwójnie.
— Jeszcze nie zadecydowałaś, co chcesz zrobić ze swoją przyszłością? — zapytał spokojnie. Oparł ramię na blacie i odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok uciekł na sekundę tam, gdzie mój. Pokręciłam głową zawstydzona, ponownie przyłapana na obserwowaniu jego przyjaciela. Zacisnęłam dłonie w pięść.
— Nie wiem, mam rok. Jeszcze wiele się może zmienić, ale na pewno nie będę chciała się mieszać w te biurokrację. — Odsunęłam od siebie dokumenty, które przysunął w moją stronę. — To nie dla mnie.
— A... — Nie wiem, co chciał powiedzieć, bo przerwało nam głośne przekleństwo Michaela. To była tylko sekunda. Widziałam, jak opakowanie spada z górnej półki, kiedy chciał sięgnąć obok. Później była już tylko chmura mąki.
Proszę uwierzcie, naprawdę próbowałam, ale ostatecznie nie mogłam wytrzymać. Wybuchłam głośnym śmiechem, widząc jak nagle cały staje się biały. Nie przeszkadzały mi nawet drobinki, które uciekły na mnie i brata.
— Kurwa! Zabiję cię kiedyś Aaron! — warknął i przetarł oczy, by cokolwiek widzieć. Nic mu to nie dało, a jedynie zacisnął mocniej powieki. — Cholera — mruknął pod nosem nie mogąc sobie poradzić.
Nic nie mogłam zdziałać na mój kolejny uciekający chichot. Pchnięta jakąś zadziwiającą siłą, wstałam z miejsca i podeszłam do zlewu, chcąc namoczyć ściereczkę. W następnej chwili stałam pewnie przed mężczyzną i wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.
— Nie ruszaj się — odparłam powoli, widząc, jak przestąpił niespokojnie. Czułam niewyobrażalny i zadziwiający spokój tak blisko niego. Nie zastanawiałam się nad tym co robię, po prostu działałam.
Delikatnie przetarłam jego oczy, uważając by nie zrobić mu krzywdy. Troszkę proszku zsypało mu się z czarnych jak smoła włosów. Nie wiedziałam co mnie tknęło, ale stanęłam na palcach, wolną ręką sięgnęłam do czarnej grzywki i lekko ją rozczochrałam. Wyrwał mi się cichy śmiech, kiedy mała mgiełka mąki spadła prosto na moją głowę. Unosząc ponownie wzrok spotkałam się z intensywnym, niebieskim spojrzeniem. W kąciku jego ust także błądził mały uśmieszek. Nie zdążyłam zastanowić się nad jego sensem, kiedy nagle potrząsnął głową. Krzyknęłam cicho, zaskoczona i bardziej biała od mąki, którą rozsypał na mnie.
— Przestań! — Zaśmiałam się, kiedy chwilę później dostałam znikąd kolejną porcją białego dymu. Na szczęście udało mi się uchronić oczy i bez problemu dostrzegłam, jak jego dłoń ucieka od porzuconego opakowania mąki na blacie. — Ty...!
Śmiech mojego brata przebił się przez moje oburzone warknięcie i rozbawienie Michaela.
— Teraz to narobiliście jeszcze więcej bałaganu. — Oparł policzek na dłoni, a wesołe spojrzenie przeskakiwało ode mnie do jego przyjaciela.
— O przepraszam! Reklamacje do niego! — Wyrzuciłam dłoń w kierunku Michaela, ale rozdrażnienie ustąpiło. On natomiast uniósł dłonie w górę z niewinnym wyrazem twarzy.
— Nie mam w zupełności pojęcia o czym mówisz. — Popatrzyłam na niego niedowierzając.
W odwecie chwyciłam za torebeczkę i wysypałam na niego resztki, które pozostały. Roześmiał się głośno i chwycił mnie za nadgarstki. Czułam, jak prąd przechodzi między naszą stykającą się skórą, pozostawiając rozkoszne mrowienie. Sapnęłam cicho, a drobny supełek zacisnął się w moim podbrzuszu.
Patrząc w jego oczy widziałam, że i na nim zrobiło to wrażenie. Zagryzłam wargę widząc jego pociemniały wzrok. Kiedy jego intensywne spojrzenie uciekło na moje usta, wstrzymałam oddech.
— Dobra, dobra. Trzeba to wysprzątać. Michael, zostaw moją siostrę.
Drgnęłam, gwałtownie przywrócona do rzeczywistości. Odsunęłam się od niego niemal natychmiast, a on mi na to pozwolił, wypuszczając moje ręce z uścisku. Jednak... W trakcie pogładził mnie delikatnie kciukami po nadgarstkach. Czułam jak moja twarz wręcz parzy pod palcami, które przycisnęłam do policzków.
Aaron coś jeszcze mówił, ale ja byłam w stanie tylko odwrócić wzrok na białą koszulkę i zacząć nieporadnie strzepywać z niej mąkę. Michael także odsunął się w drugim kierunku i zaczął ogarniać samego siebie, na tyle ile mógł. Zerkając na niego ukradkiem, dostrzegłam tylko zaciśnięte usta w wąską linię. Byłam ciekawa co może sprawić, by ponownie stały się tak rozkosznie rozchylone.
Niebezpieczna myśl o posmakowaniu ich, niemal przyćmiła mi umysł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top