Rozdział 9 Zagubiony kotek
Halsey - Colors
-Miranda-
„Stojąc przy lustrze zauważyłam coś... Rozszerzyłam oczy. To przecież nie możliwe!"
Po prawej stronie mojej szyj znajdowały się dwie małe rany. Wyglądały jak typowe ugryzienie wampira z filmów. Od dolnej rany ciągnęła się krótka linia zaschniętej krwi. Złapałam się za ranę. Przecież to był tylko sen! Niemożliwe jest by to się wydarzyło naprawdę! A po drugie... Jak to możliwe, że Terenas tego nie widział? Może nie jest to jakieś hiper duże no ale jest możliwość zauważenia tego. Zamknęłam oczy. To tylko zwykła iluzja, urzeczywistniona przez moją moc. Tak! Nie ma innej opcji. Otworzyłam szybko oczy i zamrugałam. Ran nie było.
— A jednak... — Mruknęłam, potwierdzając swoje przypuszczenia. — Moja moc robi sobie ze mnie żarty. — Oznajmiłam. Spojrzałam na swoją dłoń. Nikt by nie pomyślał, że w tych rękach jest moc na tyle potężna by zniszczyć cały świat. Westchnęłam. Czasami zastanawiam się co by było, gdybym była zwykłą dziewczyną... Miała zwyczajnych, ludzkich rodziców i znajomych. Nie posiadała mocy, nad którą nie ma się pełnej kontroli... Co by wtedy było? Czy wszystko było by prostsze? Nie! Nie mogę tak myśleć! Mam cudowną rodzinę i znajomych, a nad mocą wreszcie dam radę zapanować. Nikomu o tym nie mówiłam, ale moja kontrola nad mocą... Nie żebym nie miałam jej w ogóle, ale w przypływie uczuć mogłabym nad nią nie zapanować i zabić wielu niewinnych. Tak, ja córka Lucyfera mam sumienie — winne temu są moje ludzkie geny. Mimo tych trudności muszę dać radę! Potarłam swoje czoło i wyszłam z łazienki. W trybie ekspresowym spakowałam się i zeszłam na dół. W odnowionym salonie, pod ścianą stał Araon. Czarnowłosy miał spuszczoną głowę i wyglądał jakby o czymś myślał.
— Hej, wujku! — Krzyknęłam, przytulając się do jego pleców. — Hej młoda... — Odparł wypranym z uczuć głosem. Coś musiało być nie tak. Doradca mojego ojca rzadko kiedy był aż tak smutny, zwykle to nawet w najgorszej sytuacji to właśnie on miał na ustach szczery uśmiech.
— Co się stało? — Zapytałam, a ten przetarł czoło dłonią. — Wściekniesz się... — Mruknął. — CO ZROBILIŚCIE? — Zapytałam czującą wściekłość. — No wiesz... — Zawahał się. — Kiedy sprzątaliśmy salon natrafiliśmy na takiego pluszowego kotka i myśleliśmy, że to jakiegoś dziecka i... — Do mojego umysłu wpłynęły wspomnienia jak moja młodsza siostra dawała mi swoją ulubioną zabawkę. Jeśli coś się jej stało... — wyrzuciliśmy jej. — Wraz z jego słowami wazon w przed pokoju pękł. — Ty chyba żartujesz?! — Ryknęłam. — No niestety nie... — Westchnął, a ja nie czekając na nic wybiegłam z domu. Musiałam znaleźć tego kotka, bo jeśli moja siostra mnie odwiedzi i zobaczy, że go zgubiłam... Biada mi i całemu temu miastu. Moja siostra wpadnie w szał, a wtedy zniszczy wszystko co stanie na jej drodze do tej zabawki. Jak ja mogłam być taka głupia i zapomnieć go z salonu?! No pytam jak?! Agrr... Zresztą w tej chwili to nie ważne. Nie zważając na fakt, że za chwilę zaczyna się szkołą zaczęłam biec za śladem piekielnej energii. Każda rzecz pochodząca z Piekła ma w sobie mistyczną energie, którą w bardzo łatwy sposób można wytropić. Mam tylko nadzieję, że zdążę...
CDN
Przepraszam, że tak krótko ale nie miałam czasu. :( Mam nadzieję, że was trochę udobrucham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top