Rozdział 6 Chłód

Freeze You Out - Sia - Game of Thrones 5x09

Moi kochani z względu, że 31 sierpnia wyjeżdżam nad morze dziś pojawi się rozdział, który miał by się pojawić w czwartek. No niestety, ale wracam dopiero 4 września, a w miejscu w którym będę nie ma internetu. :( Tak więc rozdział czwartkowy pojawi się jeszcze dziś. Mam nadzieję, że pasuję wam taki układ? :)  

-Miranda-

Budzę się i zauważam, że jestem na jakiejś polanie. Łapie się za głowę. Gdzie ja jestem? Pytam siebie w myślach. Zaczynam rozglądać się po otoczeniu. Zauważam, że jestem ubrana w krwistoczerwoną sukienkę do kolan i białe baletki. Wokół mnie jest multum kwiatów. Wszystko było by normalnie gdyby nie fakt, że każdy z nich jest w kolorze czerwonym. Co tu się dzieję?! Wstaję powoli z ziemi i wygładzam sukienkę. W świetle słońca małe czerwone diamenciki pobłyskują. Wygląda to przepięknie.

-Witaj moja pani.- Unoszę głowę słysząc chłopięcy głos. Dębieję. Przede mną stoi  tylko mój pies, a on mówić na pewno nie umie. Zaczynam się rozglądać w poszukiwaniu osoby, która do mnie przemówiła. Niestety nie zauważam nikogo innego. Odwracam się tyłem do Diablo i wytężam wzrok. Tu na pewno ktoś jest!

-Pani, to ja! Diablo! Twój przyjaciel!- Krzyczy, a ja z wielkimi oczami odwracam się w kierunku czarnego owczarka. Pies patrzy na mnie z podniesionym łbem, a jego oczy lśnią. Cofam się o krok. Co tu jest grane?! Od kiedy mój pies mówi?!

-Co ty...- Moją wypowiedź przerywa szczeknięcie Diabla.- Pani, musimy się spieszyć! On cię oczekuję!- Krzyczy, po czym zaczyna biec przed siebie. Patrzę jak postura mojego chowańca oddala się z zawrotną prędkością. Nie myśląc dłużej ruszam za nim w pościg. Nie lubię jak ktoś zostawia mnie bez żadnych wyjaśnień, a on właśnie tak zrobił! Biegnę tak szybko jak tylko pozwala mi na to sukienka. Diablo biegnie w kierunku jakiegoś lasu. Już z daleka czuję dziwną mistyczną energię, która biję z tego miejsca.

-Zaczekaj! Nie biegnij tam!- Ostrzegam, lecz pies nie słucha mnie. Prycham. Co z nim jest?! Mój pies nigdy mi się nie sprzeciwił! Nagle zdaję sobie sprawę, że to mogła być zasadzka i zatrzymuję się. Niestety ale zauważam, że jestem już w lesie. Rozglądam się nerwowo szukając tego małego oszusta. To na sto procent nie był MÓJ Diablo!

-Wreszcie się spotykam córko Piekła...- Z gęstwiny drzew dobiega do mnie szept. Odwracam głowę, z której go usłyszałam. przybieram pozycję do walki. Nie wiem co się tu kryję, lecz na pewno się nie poddam! Jestem Miranda! Pierworodne dziecko władców Piekła! I nie poddam się bez jakiejkolwiek walki! 

-Uspokój się księżniczko... Zrobisz sobie tylko krzywdę...- Tym razem szept stał się głośniejszy. Zazgrzytałam zębami. 

-Kim jesteś?! Pokaż sie!- Rozkazuję, a za drzew wychodzą dwie zakapturzone postacie. Pierwsza ubrana jest w czerwoną pelerynę, a druga w czarną. Po ich posturach mogę stwierdzić, że to mężczyzna i kobieta. Spoglądam na nich uważnie, oczekując ataku. Postać w czarnej pelerynie stawia krok w moją stronę.

-Jesteś jeszcze piękniejsza Mirando.- Mówiąc te słowa zrzuca kaptur, a ja zamieram. Pod kapturem skrywana była przepiękna męska twarz. Nieznajomy miał czerwone oczy, czarne włosy i dość ostre rysy twarzy. Wyglądał jak model lub figura wyrzeźbiona w marmurze. Ubrany był cały na czarno. Spojrzałam w prost w jego oczy. Mężczyzna uśmiechnął się po czym wystawił moim kierunku prawą dłoń. Pokręciłam przecząco głową. Nie jestem głupia i nie dam się zwieść pozorom. Ponownie przybrałam bojową pozycję.

-Nie martw się. Nie chcę cię skrzywdzić.- Ta... Jasne.- A więc czego chcesz?- Zapytałam kpiąco. Widziałam jak czarnowłosy zaciska usta w wąską linie. 

-Marcelo, możesz już iść.- Jego towarzyszka spojrzała na niego. Spod kaptura wystawały jej czerwone loki i kawałek twarzy. Zauważyłam, że jej oczy także były czerwone, lecz mniej intensywnie w porównaniu do nieznajomego. Jej były jakby bardziej zimne...

-Ale...- Nie dokończyła, bo czerwonooki znalazł się obok niej i zaczął dusić. - Co ty robisz?!- Zapytałam zszokowana jego zachowaniem. On przecież tylko chciała coś powiedzieć! Nie zważając, na to że może być to podstęp podbiegłam do nieznajomych. Chwyciłam mężczyznę za ramię i pociągnęłam do tyłu. Widziałam jak przez jego ciało przeszedł dreszcz. Nie wiedziałam z jakiego powodu się tak stało, lecz po chwili poczułam jak niemiły chłód przeskakuję przez moje ciało. Jako córka Lucyfera nigdy nie czułam zimna. Wzdrygnęłam się i popatrzyłam na wpatrującego się we mnie nieznajomego i cofnęłam rękę. 

-Puść ją...- Poprosiłam spuszczając wzrok. Na jego reakcje długo czekać nie musiałam. Już po chwili czerwonowłosa siedziała na ziemi. Widziałam jak trzyma się za szyję i wpatruję się w czerwonookiego z respektem.

-Idź stąd Marcelo.- Rozkazał, a jego towarzyszka wykonała polecenie natychmiast. Już po chwili byliśmy w lesie sami. Ja jednak nie zwróciłam na to uwagi. Cały czas w pamięci miałam tamten chłód...

CDN

Moi kochani jakby co to ten rozdział to tylko sen naszej Mirandy, którego kontynuacje poznacie już za chwilę! Mam nadzieję, że domyślacie się kim jest czarnowłosy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top