Rozdział 28 Zabawę czas zacząć!
Owari no Seraph Op 1 w/ official lyrics -CC- (終わりのセラフ OP) (Polecam to anime!)
— Miranda —
Colin doskoczył do mnie, tworząc wokół nas barierę. Z strachem zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu rodziców. Mam nadzieję, że nic się im nie stało... Z chmur dymu wyłonił się Lucyfer i jego żona. Na twarzy pierwotnego demona widniał nieopisany gniew.
— Colinie, wiesz, co to oznacza? — Zapytał, stojącego obok mnie mężczyznę.
Byłam zdziwiona tym wszystkim. Nie wiedziałam, co się dzieję, ale coś mi mówiło, że to, czego się dowiem wcale mi się nie spodoba.
— Tak, Lucyferze — przyznał niebieskooki. — Wojska mojego ojca przybyły, a to oznacza, że ostateczna wojna jest już tuż, tuż. — Te słowa uderzyły we mnie jak lawina.
Ostateczna wojna? Przecież to niemożliwe... Wpatrywałam się w Colina z szeroko otwartymi oczami. Ostateczna wojna... Wiele jest książek na jej temat. Jedne mówią, że oznaczać będzie początek nowej ery, a inne, że będzie przyczyną zagłady światów. Zagłady, która zniszczy wszelkie życie. Mimo tych dwóch wersji, ta bardziej tragiczna ma więcej zwolenników. Mało jest istot, które wierzą, że wojna pomiędzy Aniołami, a Upadłymi może przynieść pokój. Zresztą, czy ktokolwiek słyszał o sporze, który mógł przynieść coś dobrego? Weźmy na przykład „Romeo i Julie" ich rodziny nienawiedziły się, a zakochani nie mogąc znieść myśli, że nie będą razem zabili się. Poświęcili się i ciekawi mnie czy ich tępi rodzice zrozumieli cokolwiek. Niby się pogodzili, lecz co się musiało stać? Ich dzieci zabiły się. Poświęciły swoje życie tylko po to by banda głupców i hipokrytów zrozumiałą swoje błędy. Zacisnełam szczękę, odwracając się w kierunku niebieskookiego.
— Twój ojciec jest głupi, wiesz? — zapytałam. — Jego nieodpowiedzialne zachowanie może spowodować koniec świata!
Książe Niebiańskiego tronu podszedł do mnie, po czym posłał mojemu ojcu porozumiewawcze spojrzenie. Niespodziewanie owinął wokół mojej tali swoje ręce. Nie reagowałam do chwili, w której Colin przeniósł nas w jakieś inne miejsce. Zaczęłam się wyrywać, lecz czarnowłosy wzmocnił tylko uścisk. Zazgrzytałam zębami po czym rozejrzałam się po otoczeniu. Doszłam do wniosku, że jestem w namiocie przeznaczonym dla niego. W powietrzu bardzo wyczuwalny był jego zapach. Zapach świeżo ściętej trawy i ognia. Chwila przecież tak pachnie piekielny ogień! Spojrzałam na chłopaka z zaskoczeniem.
— Jak to możliwe, że miałeś kontakt z piekielnym ogniem i nadal przede mną stoisz?
Na ustach Colina pojawił się uśmiech. Wyciągnął za swojej koszuli jakąś biżuterie. Przyjrzałam jej się dokładnie. Czerwony diament zawieszony na srebrnym łańcuszku.
— To Diament Przeznaczenia — oznajmia, a ja rozszerzam oczy. — Został utworzony dnia, w którym byłaś gotowa oddać się temu krwiopijcy. Dnia, w którym udowodniłem, że jestem słaby.
Wydawało mi się, że w jego oczach pojawił się ból. Dotknęła jego policzka, zmuszając go by spojrzał na mnie.
— Nie jesteś słaby... — mruknęłam. — Jesteś zagubiony w własnym przeznaczeniu, dokładnie tak jak ja... — Nasze spojrzenia skrzyżowały się.
— Może to właśnie o to chodzi? — zapytał, spoglądając na drewniany stolik. — Może chodzi o to, że walczymy z przeznaczeniem?
Pokręciłam przecząco głową.
— Nie wiem jak ty, ale ja nie walczę — oświadczyłam z pewnością. — Ja pokazuję, że mogę sama spisać swój los.
Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej do swojego ciała.
— Masz rację, Mirando — przyznał. — Nie warto walczyć z przeznaczeniem tylko kształtować je tak jak chcemy. — Oddalił się ode mnie na trzy kroki, po czym wystawił dłoń do przodu. — Córko Lucyfera, czy zechcesz być częścią mojego losu? Czy pozwolisz byśmy wspólnie obrali drogę, którą chcemy podążać?
Jego słowa całkowicie zbiły mnie z tropu. Mimo swojego zakłopotania, po minucie ciszy zachichotałam.
— Pamiętaj, że proponując mi to zgadzasz się, na życie z samym diabłem — szepnęłam, chwytając jego dłoń. Czarnowłosy wyszczerzył się.
— Właśnie na to liczę. A teraz odwróć się. — Posłałam mu pytające spojrzenie. — Chcę dać ci rzecz, która przypominała mi o tobie. Przedmiot, który dawał mi nadzieję — wyjaśniła, a ja obróciłam się do niego plecami.
Mężczyzna na samym początku odgarnął z mojej szyi włosy, po chwili poczułam przyjemny chłód.
— Gotowe! — wykrzyknął, wyraźnie zadowolony.
Złapałem za diament, po czym obejrzałam go uważnie. Odcień, w jakim był przypomniał mi kolor włosów Callisto. Choć nie. Jej włosy nie są aż tak płomienne. Ten klejnot jest niezwykły, a na dodatek jego energia jest strasznie potężna. To tak jakby posiadał swoją własną duszę. Nagły huk, przywołał mnie do rzeczywistości. Colin pojawił się przede mną, nim zdążyłam zrobić cokolwiek.
— Bój zaraz się zacznie — oznajmił. — Wielu straci życie, lecz musisz mi obiecać, że ty nie pozwolisz się zabić — poprosił, a ja zaśmiałam się.
— Jestem zdziwiona, że nie żądasz ode mnie bym nie brała udziału w walce — oświadczyłam, kładąc dłonie na biodrach.
Colin podszedł do mnie, po czym, złożyłam na moim czole czuły pocałunek.
— A posłuchałbyś mnie? — zapytał, a ja pokręciłam głową. — Wiedziałem i właśnie, dlatego proszę cię o to... — mruknął. — A teraz chyba czas skopać tyłek, paru Aniołom
Z uśmiechem na ustach, pocałowałam go w policzek.
— Jeśli będziesz grzeczny, otrzymasz lepszą nagrodę — oświadczyłam, po czym prze teleportowałam się w okolice pobytu mojego ojca. Widząc uzbrojonych archaniołów, uśmiechnęłam się. Zabawę czas zacząć!
CDN
Kolejny rozdział już jest! Co o nim sądzicie? Kolejny już w czwartek!
(Data opublikowania tego rozdziału: 15.11.16r)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top