Rozdział 26 Córka z piekła rodem
The End Is Where We Begin
— Miranda —
Gong? Co się dzieję? Dlaczego moje serce biję tak szybko?
— Idę po ciebie... — Męski głos rozszedł się po mojej głowie, a ja zamknęłam oczy.
To wszystkie jest takie pogmatwane... Brak pamięci, kobieta podająca się za moją matkę i serce sprzeciwiające się mojemu rozumowi. Zakryłam twarz dłońmi. Czyżbym oszalała? W obecnym stanie jestem tylko marionetką w rękach losu... Zagryzłam wargę, a po chwili w ustach poczułam metaliczny smak — krwi. Nikt mi nie będzie rozkazywać! Jestem... No właśnie kim? Rozszerzyłam oczy znajdując w swojej pamięci wizerunek czarnowłosego chłopaka. On leżał pod ścianą, a ja podchodziłam do swojego „narzeczonego". Dokładnie pamiętałam, słowa, które wypowiedziałam. Z całych sił skupiłam się nad tym co już wiem. Z każdą miniętą minutą ból głowy był co raz silniejszy. Ja się jednak nie poddawałam. Chciałam prawdy i dostane prawdę! Choćbym nie wiem ile miała cierpieć, dostanę ją. Nikt ani nic mnie nie powstrzyma. Kolejne obrazy zaczęły napływać do mojej głowy, a ja z zadowoleniem przyjmowałam kolejną dawkę swoich wspomnień.
Głupcze! Masz do czynienia z władcą wampirów!
Mam moc, której może się równać tylko twój ojciec i Lucyfer!
Chcesz mnie, prawda?
Weź mnie, ale jego zostaw w spokoju.
Niech tak będzie, królewno.
Ja... Pamiętam! Pamiętam dlaczego tu jestem! Brakuję mi jeszcze parę informacji, lecz i tak wiem już o wiele więcej. Wreszcie znam prawdziwą siebie. Córkę Lucyfera, następczyni tronu, a także przeznaczoną syna odwiecznego wroga swojego ojca. Pokręciłam głową rozbawiona. Nie wierzę, że ten dupek mnie ugryzł i odebrał wspomnienia. Nawet nie wiedział, że to zrobił! Agh...
— Zapłacisz mi za to pijawko i to z nawiązką. — Szepnęłam, wstając. Muszę pomóc ojcu w walce. Wraz z nim i Colinem, pokonamy naszych wrogów. Właśnie Colin... Co on musiał czuć w chwili kiedy mnie zabrano z jego powodu. Uśmiechnęłam się głupkowato. Zapewne martwił się idiota jeden. Niech wie, że nawet jak stracę wspomnienia nigdy się nie zmienię. Nigdy nie przestanę być sobą. Wyciągnęłam się, będąc gotowa do walki.
— Niech tylko zobaczę jakiegoś z jego sług, a nie ręczę za siebie! — Pomyślałam. Nagle przypomniałam sobie o czymś. Moja matka, jest z sługą tego kretyna. To doskonała okazja do pokazaniu wampirowi, że jednak pamiętam kim tak naprawdę jestem. Z wrednym uśmiechem na ustach wróciłam do miejsca, w którym po raz ostatni widziałam królową Piekła. Aria, walczyła i jak na razie wygrywała, lecz coś mi mówiło, że jest na skraju wyczerpania. Mężczyzna zauważając mnie, zacisnął dłonie w pięści.
— Panienko? — Jego wyraz twarzy mówił jedno: nigdy by się mnie tu nie spodziewał. — Dlaczego wróciłaś?
Wybuchnęłam głośnym śmiechem, po czym pokręciłam głową. Spojrzenie moich czarnych oczu wbiło się w posturę mężczyzny.
— Kobieta, którą ośmieliłeś się zaatakować jest moją matką. — Oznajmiłam, unoszą dłoń. — Nie toleruję takiego nieuprzejmego zachowania... Kara za twe występki będzie bardzo okrutna. — Oznajmiłam, delektując się każdym wypowiedzianym przez siebie słowem.
W moich oczach zatańczyły iskierki radości. W głowie pojawił mi się obraz płonącego sługi.
— Sam zobacz czym jest gniew córki Lucyfera! — Krzyknęłam, a ogień w pochodniach zwiększył się.
Oczarowana jego barwami, nie zważałam w co lub kogo kieruję swoją moc. Chciałam więcej... Więcej ognia! Płomienny krąg otoczył naszą trójkę, a ja oblizałam wargi. To będzie przepiękna śmierć. Ścisnęłam swoją dłoń, a białowłosy zaczął się dusić.
— Wybacz mi panie, lecz muszę się bronić... — Wychrypiał, a ja uniosłam do góry brwi. Co też ta istota może mi zrobić?
Nagły prąd przeszył moje ciało, a ja puściłam ciało mężczyzny. Zirytowana jego próbą walki ze mną, sprawiłam, że moje dłonie zapłonęły. Sługa ustawił się w pozycji gotowej do zaatakowania mnie w dowolnej chwili.
— Zobaczymy czy jesteś tak samo głupi jak twój mistrz... — Pomyślałam, po czym utworzyłam wokół mojej matki barierę. Widziałam na twarzy swojej rodzicielki wściekłość. Nie chciała bym wałczyła sama.
— Wybacz mi matko, lecz to moja wojna. – Oświadczyłam. — Stworzenia ognia! Wasza królowa każe wam zmieść tych, którzy ośmielają się występować przeciw jej!
Za moimi plecami pojawił się czarny portal, z którego zaczęły wyłaniać się stworzenia nie znane przez nikogo, oprócz rodzinę królewską z Piekła. Pamiętam, że Aro jako pierwszy nauczył się nad nimi panować. Mimo swojego wieku i charakteru, był doskonałym strategiem i dowódcą. Białowłosy zaczął walczyć z moim Chowańcem, lecz ja się tylko zaśmiałam. Pokazałam białowłosemu dwa palce. Później zrobiłam okręg, a po chwili pokazałam jeden palec. Ziemia zatrzęsła się pod naszymi stopami, a ja uniosłam swe dłonie do góry.
— Płomienie zagłady, pochłońcie tę duszę ku chwalę wielkiego Lucyfera! — Wraz z moimi słowami z ognia wyłoniły się potwory jakich jeszcze nigdy nie widziałam. Ciało mężczyzny zaczęło płonąć, a ja z rozkoszą przyglądała się jak płomienie trawią jego ciało. Jego krzyk był jak miód dla moich uszu. W chwili kiedy została po nim tylko garstka popiołu, zrobiłam smutną minkę.
— Dlaczego on był taki słaby... — Mruknęłam, uwalniając matkę. Prawie w tym samym czasie, zostałam zamknięta w jej szczelnym uścisku.
— Córeczko... — Wyszeptała z ulgą. — Tak się bałam, że już cię nie spotkam.
— Nie czas na rozmowy matko. — Oznajmiłam. — Musimy wrócić do ojca. — Kobieta kiwnęłam głową przyznając mi rację. Gobeliny na pałacowych ścianach zapłonęły piekielnym ogniem. Aż szkoda wychodzić z tak cudownego miejsca. Z niechęcią prze teleportowałam nas do miejsca pobytu Lucyfera i Colina — poddanego mi przez matkę. Coś czuję, że zabawa, dopiero się rozpoczęła.
CDN
Z smutkiem muszę stwierdzić, że dobiegam do końca tej opowieści. :( Mam nadzieję, że rozdział i tak się wam podobał. Kolejny w czwartek.
(Data opublikowania tego rozdziału: 08.11.16r)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top