Rozdział 14 Weź mnie...
Poszłam za waszą radą i opublikowałam część opowieść pisaną przez Melody. Mam nadzieję, że zajrzycie i ocenicie ją. (Opowieść jest już na moim profilu.)
MC Sobieski - Pokemon GO Rap ( Pokemon Go to hell ) prod Czyszy
—Searinox—
Widząc jak ten aniołek przystawia się do mojej narzeczonej, nie wytrzymałem. Przeniosłem się do tej placówki, gdzie była moja piękna księżniczka. Zaciskam szczękę aż do bólu i zaczynam, przyglądać się chłopakowi. Po chwili on też kieruję swój wzrok na mnie. Zgrzytam zębami. Wydłubię ci zaraz te patrzałki. Widząc, że ten śmieć dotyka mojej królowej kły samoistnie wysuwają mi się, a oczy zmieniają kolor na krwistoczerwone.
— Nie, Coline. — Zaprzeczam, lodowatym tonem. — Ona jest moja. — Oznajmiam, stawiając krok w kierunku nastolatków. Mojej uwadze nie umyka fakt, że Miranda zesztywniała. Zapewne rozpoznała mój głos. Szczerze się, a moje kły stają się strasznie widoczne. Szkoda, że nie mam jeszcze Ewakeda, zapewne ucieszyłby się gdybym rozkazał mu zabić tego knypka. Wzdycham. Zostało mi tylko oko kresa i chyba jest to najtrudniejszy do zdobycia składnik. Czarnowłosy cofa się — cały czas trzymając Mirandę odwróconą do mnie plecami.
— To niemożliwe... — Zaprzecza, kręcąc głową. Uśmiecham się, stawiając krok na przód. — Co jest nie możliwe? — Pyta, moja księżniczka, wyrywając się. Niebo zmienia barwę na granatową, a ja z prędkością światłą wyrywam Mirandę z objęć Colina. Na początku białowłosa jest zdezorientowana, lecz kiedy zauważa mnie z jej ust wymyka się krzyk.
— To ty! — Wykrzykuję, skanują mnie wzrokiem. Wybucham śmiechem, dotykając jej włosów. Dziewczyna strzepuję moją dłoń, a ja tylko składam na jej policzku przelotny pocałunek — przypominając sobie, że jest tu jeszcze ten chłoptaś. Niebieskie tęczówki chłopaka błyszczą gniewem, a w jego prawej dłoni formuję się kula niebieskiego ognia. Jej! Będę mieć rozrywkę. Ciekawe czy jego krew jest w choćby jednym procencie tak dobra jak mojej księżniczki? Nie. Co to za absurdalne myśli? Kręcę zrezygnowany głową. Kątem oka widzę, jak policzki mojej narzeczonej zalewają się czerwienią, a jej dłoń ląduję na pocałowanym przeze mnie policzku. Przyzwyczaj się diabełki. Będzie tak już zawsze.
— Jesteś wampirem! — Wrzasnął czarnowłosy z niedowierzaniem. Pokręciłem głową. Czy ten młody Anioł czegoś nie zrozumiał? Przeszkadzając mi szkodzi swojemu ojcu i swym poddanym. Chyba, że o niczym nie wie? Nie, to nie możliwe. Vitae zapewnił mnie, że w razie takich sytuacji mam prawo poturbować jego synka. — To prawda. — Przyznaję z dumą. —Wiesz młody, że to co robisz sprawi, że porozumienie pomiędzy Aniołami, a Wampirami zniknie? — Pytam, okrążając go. Oblizuję wargi. Może jego krew wcale nie jest taka zła? Młody nie ma czasu nawet odpowiedzieć, bo wymierzam w jego brzuch uderzenie. Niebieskooki zgiął się w pół, a ja pochyliłem się nad jego uchem.
— Odpuść sobie, a — Zaproponowałem. — przysięgam, że przeżyjesz. — Syn Boga tylko napluł mi w twarz, po czym zaatakował mnie swoją mocą. Bez jakiegokolwiek problemu obroniłem się, oddając mu przy okazji trzyracy mocniej. Ciało chłopaka uderzyło z impetem o ścianę, wywołując nie mały chałą — na szczęście ta bariera jest dźwiękoszczelna.
— Głupcze! — Krzyknąłem. — Masz do czynienia z władcą wampirów! — Mój lodowaty głos odbijał się echem w barierze. — Mam moc, której może się równać tylko twój ojciec i Lucyfer!
Z bananem na twarzy podszedłem do leżącego chłopaka. Chwyciłem go za szyję i w chwili kiedy chciałem wgryźć się w jego tętnice, czyjeś malutkie, ciepłe rączki złapały mnie za dłoń. Obróciłem się zszokowany. Co ona robi? Zapytałem sam siebie w myślach. Jej głowa była pochylona w dół, a włosy zasłoniły jej cudowne oczy.
— Proszę... — Szepnęła, ściskając materiał mojej koszuli w swoich rączkach. — Zostaw go... — Poprosiła, a ja puściłem ciał tego chłopaka. — Kochasz go? — Zapytałem przez gniew. Zaprzeczyła ruchem głowy. Uf... Co za szczęście. Westchnąłem, gładząc jej usta kciukiem. Niespodziewanie Miranda uniosła głowę do góry.
— Chcesz mnie, prawda? — Zapytała, a ja z cwaniackim uśmiechem potwierdziłem. — Więc... — Zacięła się. — Weź mnie, ale jego zostaw w spokoju. — Jej zdeterminowany ton i ogień w oczach sprawił, że zapłonąłem jeszcze większą żądzą. Pragnąłem jej. Jej ciała, krwi i duszy. Ona jest moja. Przyciągnąłem ją do siebie i pochyliłem się nad jej szyją.
— Niech tak będzie, królewno. — Zgodziłem się, a ona odetchnęłam z ulgą. Nawet nie wiesz na co się zgodziłaś. Bez uprzedzenia wbiłem się w jej szyję, pijąc tą smakowitą ciecz. Dziewczyna nawet się nie szarpała. Chwilę później, trzymałem w ramionach jej nieprzytomne ciało.
CDN
Kolejny rozdział! Co uważacie o wyborze Mirandy? Dlaczego poświęciła się dla niego? Dowiecie się tego w kolejnych rozdziałach!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top