Rozdział 7, Propozycja
- Będzie festiwal!!! Będzie festiwal! Pokazy tańca, walki, stoiska z dango! Uśmiechnij się no!
- Już miałem sobie iść- Madara spojrzał sceptycznie na Miwako- dziś spóźniłaś się pół godziny.
- A mówiłeś, że będziesz wracać po dziesięciu minutach heeee- dziewczyna uniosła triumfalnie palec w górę- zatrzymały mnie plakaty. Tak bardzo się cieszę! To będzie symbol dobrych zmian!
- Jak dla mnie to głupota. Konoha ledwo wiąże koniec z końcem. Czy możemy zacząć trening?
- Mam nadzieję, że ojciec nie każe mi stać na stoisku... Chociaż...- nagle posmutniała- Chyba jednak nie pójdę.
- Czemu?- Uchiha zapytał od niechcenia
- Nie mam yukaty. Znajomych też za bardzo nie mam... Faktycznie to jednak głupota...
- Nie to miałem na myśli... Yhh... Rób pieczęci.
Miwako zaczęła robić małe postępy, ogniste kule były minimalnie większe, a jedna z nich doleciała do manekina treningowego. Podczas ćwiczenia umiejętności była bardzo skupiona, tak bardzo, że nie odzywała się słowem, co sprawiało, że Madara zaczynał się nudzić.
- No... Jak na dwa tygodnie- w końcu się odezwał- to postęp jest raczej... Dobra, po prostu cieszmy się, że jakiś jest. Czas na mały test. Pokaż co potrafisz z tymi swoimi wachlarzami. Ja na razie będę blokować bez kunaia.
- Jesteś pewien?
- Tak.
Zaczęli walkę. Miwako próbowała chociaż musnąć Madarę wachlarzami, które były zaostrzone na krawędzi. Nie udawało jej się nawet dotknąć materiału szaty.
*Jak on to robi.. jest taki szybki...*
W pewnym momencie, gdy chciał ją odepchnąć, przez przypadek dotknął dłonią jej piersi, zatrzymał się zamiast wykonać ruch i poczuł piekący ból na policzku.
- Ał...
- M... Madara- Miwako ledwo wypowiedziała jego imię, a jej twarz zrobiła się purpurowa-to... ja...
- Zabolało- udawał, że sytuacja nie miała miejsca- są nieźle zaostrzone.
- Czekaj...
Przyłożyła dłoń do jego policzka, lekko zielonkawa chakra błysnęła z jej dłoni.
- Tylko tyle potrafię... Przestało krwawić, ale rana musi zagoić się sama.
Madara spojrzał na nią zdziwiony.
- Znasz medyczne jutsu?
- Trochę, podczas wojny wiele dziewczyn z naszej okolicy była tak przeszkolona. Mi się udało opanować tylko tyle.
- Wiesz, jutro spróbujemy czegoś nowego. Może skoncentrujesz chakrę w swoich wachlarzach... Wtedy ostrza będą zadawać więcej obrażeń i będziesz miała lepszą kontrolę.
- Brzmi... sensownie.
- A to przed chwilą... wybacz, niechcący.
- Ughh Madara baka- dziewczyna znów zrobiła się czerwona na policzkach- nie musiałeś o tym wspominać!
- Haha, widzę ten rumieniec mimo, że jest już ciemno.
- Uhh...
- Nie musisz już wracać do domu? Bo w sumie faktycznie już dosyć późno.
- Obojętne- Miwako powoli szła w stronę budynków, a Madara dołączył do niej, spojrzała na niego- dziś znów się pokłóciłam z mamą, więc...
- Znów..? O co?
- Zgodziła się na Akademię, bo myślała, że szybko wylecę. Ciągle robi mi wyrzuty o to, że powinnam zając się sklepem, że kto im pomoże, gdy będę chodzić na misje... Ale najbardziej mnie boli, że... -głos lekko się jej załamał- że nie wierzyła we mnie ani trochę. A ojciec nic nie mówi, tylko jej przytakuje albo udaje, że nie słyszy... Gdyby brat żył... Wtedy byśmy jakoś razem dali radę, ale... Ughh wybacz...
- Możesz mówić...
- Nie wiem, co mam zrobić... i nie mam ochoty słuchać gadania mojej matki... ale może faktycznie jestem beznadziejna, tylko potrzeba więcej shinobi, jakichkolwiek i...
Madara nagle złapał ją za ramiona i lekko się pochylił patrząc jej w oczy.
- Nie jesteś beznadziejna. Ja, teoretycznie głowa klanu Uchiha, trenuję z tobą. Nie traciłbym czasu na to, gdybym nie widział w tym sensu.
- Ale... właściwie po co to robisz? Nie jest tak, że szukasz sobie zajęcia, żeby nie myśleć o swoich problemach? A wiem, że niedługo będziesz musiał coś zadecydować w kwestii swojego klanu, sam o tym ciągle powtarzasz między słowami...
- Nie zmieniaj tematu...
Szli dalej chwilę w milczeniu, które przerwał Madara.
- Jutro chyba nie dam rady się z tobą umówić, znaczy... spotkać. Na treningu- szybko się poprawił- zupełnie zapomniałem...
- Czemu?
- Wcześniej chciałem się spotkać z Hashiramą. Nie wiem ile czasu mi to zajmie.
- No dobrze. Może.. Zawróć już, żeby nikt nas nie zobaczył... Wiesz, moi sąsiedzi...
- No tak...
- Arigato, Madara. Chociaż nadal jesteś dla mnie zagadką.
- Nie umniejszaj sobie. Ja zaczynałem dużo wcześniej i początki dla mnie też były trudne, a ty... Czasem mi przypominasz Izunę, zanim stał się taki pyskaty...
- Przypominam ci brata?- skrzywiła się w uśmiechu- Co to ma być haha!
- Mówiłem, zmień fryzurę! - Madara się uśmiechnął i machnął ręką- W takim razie... Dobrej nocy, Miwako.
- Pa...
Odwróciła się i pobiegła do domu. Madara wracał wolnym krokiem i obserwował wioskę.
*Miwako... pozwalasz mi na chwilę zapomnieć o wszystkim... Ale... Faktycznie muszę zacząć działać...*
-----------------------------------------------
- Hashirama!- Madara krzyknął- Bałeś się przyjść sam, więc przyprowadziłeś brata?
- Haha, nie, po prostu jest wścibski.
Hashirama poczochrał białe włosy idącego obok Tobiramy i się uśmiechnął. Podeszli do Madary, który skrzyżował ręce na piersi. Uchiha spojrzał na silny nurt dużej rzeki, przy której się umówili.
- Rozważyłeś moją propozycję, Madara?
- Twojego pomagiera?- tym razem zwrócił wzrok na Konohę- Nie zgadzam się na to. Mam inne warunki.
- Mówiłem, że będzie kombinować!- Tobirama zacisnął zęby, ale wszyscy go zignorowali
- W takim razie, słucham, Madara.
- Albo będziemy równo rządzić wioską, którą stworzyliśmy razem, albo mój klan będzie funkcjonować poza twoją władzą.
Hashirama zmarszczył brwi i chwilę się przyglądał przyjacielowi. W końcu się odezwał.
- Ludzie chcieli żebym to ja przejął władzę...
- Zróbmy głosowanie.
- Ale jeśli przegrasz, twój klan będzie funkcjonować jako część wioski.
- Nie ma takiej możliwości- Madara zacisnął pięść- ja...
- Przed chwilą powiedziałeś albo.. albo... tak?
Już miał ochotę mu przywalić, ale się powstrzymał. Gdy już chciał się odezwać, przerwał mu znajomy głos.
- Madara?
Hasirama się odwrócił, a Tobirama odskoczył tak, żeby nie stać plecami do Uchihy, któremu nie ufał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top