Rozdział 3, Chęć zemsty
Madara opierał się na ramieniu Miwako, która prowadziła go przez wioskę w stronę dzielnicy Uchiha. Gdy zawiał wiatr, na twarz dziewczyny poleciała część kosmyków włosów Madary.
- Ughh... Na cholerę ci taka czupryna...
- Jezteś aro...arog...aroganska!
Odsunęła się od niego i zmarszczyła brwi, Uchiha się zachwiał.
- Nie będę ci pomagać, gdy będziesz taki.
- Już już...
Wrócił na jej ramię i dał się poprowadzić do dzielnicy swojego klanu.
- Zgaduję, że twój dom jest ten największy...
- Taaa.
Miwako zapukała do drzwi. Otworzyła matka Madary, a za nią stał jego brat.
- M... Madara! Co ci się stało?!
- Za dużo wypił, proszę pani- Miwako próbowała się uśmiechnąć i ustawić Uchihę w pionie
- Pozwoliłaś mu się upić? Z jakiego jesteś klanu?
- Nie, ja... Spotkałam go w Ichiraku ramen, chciałam pomóc... jestem... jestem córką rybaka...
- Od kiedy to jesteś z moim synem na "ty"?! Nawet nie należysz do żadnego znaczącego klanu, czemu w ogóle nosisz ochraniacz naszej wioski... teraz byle kto może zostać shinobi!
Kobieta wprowadziła Madarę do domu i zatrzasnęła drzwi przed nosem Miwako. Dziewczyna poczuła ucisk w żołądku. *To... nie w porządku...*
Wróciła do domu i bez słowa poszła do swojego pokoju, gdzie opadła na łóżko i wlepiła wzrok w sufit.
*Też mogę być kunoichi... od zawsze się staram... te tytuły i egzaminy to formalność...*
Zasnęła w połowie myśli.
Następnego dnia z samego rana pobiegła na pole treningowe, żeby poćwiczyć zanim będzie musiała pomagać ojcu. Założyła czarne spodnie shinobi i górę przypominającą kimono z krótkim rękawem. Nadgarstki obwiązała bandażem, żeby więcej wytrzymać.
- Miwako, już idziesz? Śniadanie..?
- Później, mamo!
Gdy dotarła na miejsce, w drugim końcu pola zobaczyła Madarę ćwiczącego z Izuno. Zignorowała ich i celowała kunaiami w kukły wystające z ziemi. *Yhhh czemu nadal mam problem z celowaniem...*
Niedługo po tym Izuno z Madarą podeszli do niej bliżej. Miwako zignorowała ich i ćwiczyła dalej.
- Miwako...- Madara zaczął i chrząknął
- Wow, pamiętasz moje imię- zauważyła, jak brat szturcha starszego Uchihę- czego chcesz?
- Izuna mi powiedział... chciałem przeprosić za reakcję mojej matki. Ma już swoje lata i nie do końca potrafi się odnaleźć w nowym świecie, który tworzymy...
- No tak, w świecie, w którym plebs może zostać shinobi. Coś jeszcze..?
- Ja lecę do Akademii załatwić kilka spraw- Izuna się oddalał- bo zanim coś z siebie wykrztusisz to miną dwie godziny, Madara. Narka.
Miwako chwilę obserwowała Madarę. Faktycznie nie zapowiadało się, żeby miał coś jeszcze do dodania, dlatego dziewczyna wyjęła swoje wachlarze bojowe i ćwiczyła rzucanie nimi w cel.
- Dziękuję.
- Hm?
- Powiedziałem... Że...- Madara ze swojego donośnego głosu zszedł z tonu- dziękuję, że mi wczoraj pomogłaś. I że poparłaś mnie w Akademii.
- Wszyscy mają prawo do szkolenia... zarówno ja, jak i dzieciaki z twojego klanu. Poparłam ideę, nie ciebie. I powinieneś zjeść pomidora, podobno są dobre na kaca.
- Yhh...
- I żebyś sobie nie pomyślał, ja za tobą nie łażę! To zbieg okoliczności!
- Albo przeznaczenie.
- Co?
Miwako poczuła się niezręcznie i zaczęła uciekać spojrzeniem od Madary.
- Nieważne. Na pewno nie to, o czym sobie pomyślałaś.
- Ja?! Nie!
Na jej policzkach pojawił się rumieniec, a Madara sceptycznie uniósł jedną brew.
- To, co powiedziałaś... o shinobi. Mądre słowa... Oby więcej osób myślało jak ty.
- Próbujesz ze mną rozmawiać? Haha.
Miwako się zaśmiała, a Madara chrząknął i nerwowo poprawił grzywkę.
- Nieważne. Pierwszy raz spotkałem kogoś takiego yhh.
- Jakiego?
- Nie umiem z tobą rozmawiać. Pójdę już.
Odwrócił się na pięcie, zrobił kilka kroków i usłyszał za sobą Miwako.
- Wybacz... To moja wina.
- Hm?- Madara się zatrzymał i lekko obrócił przez prawe ramię, zobaczył jak dziewczyna stoi z opuszczoną głową
- Nieważne.
Uchiha zaczął się irytować. Niedopowiedzenia to coś, czego nienawidził. Tym bardziej, że większość "nieważne" tak na prawdę oznaczało chęć kontynuacji tematu. Szybkim ruchem przeniósł się na wprost zdziwionej dziewczyny. Była przekonana, że burknie coś niezbyt przyjemnego i się oddali.
- Na prawdę ja...- Miwako przez chwilę była poważna- Nikt nie brał pod uwagę tego, co czuje ludność cywilna. Co my, rolnicy, rybacy, zwykli mieszkańcy okolicznych wiosek... Przeszliśmy przez to że dwa potężne klany nie mogły się dogadać. Mieliśmy shinobi, jednak nie było nikogo potężnego, kto by mógł ich trenować. Samouki, którzy musieli się bronić... Bo czasem obrywaliśmy rykoszetem, a czasem komuś z klanów się nudziło i chciał sobie na nas poćwiczyć...
- Co...
- Takumi z Ichiraku uwielbia opowiadać o tym, jak to członkowie twojego klanu jedli sobotni ramen razem ze zwykłym ludem. Lepiej jest pamiętać te chwile... i o nich mówić dalej. Inaczej bylibyśmy pełni bólu i frustracji. Może dlatego na siłę próbuję ci pomóc i mówić do ciebie, gdy jesteś obok. Bo...- uniosła wzrok- Bo jesteś z klanu Uchiha... klanu z którego jeden z członków zamordował mojego brata, bo nie chciał oddać zapasów jedzenia zgromadzonych dla naszej osady. Senju też nie byli święci, ale... zamaskowany shinobi z sharinganem zamordował mojego starszego brata. Na wojnie są ofiary, zawsze tak się mówi, a... inaczej to brzmi, gdy dotyka nas to bezpośrednio, mimo, że to nie nasza wojna.
- Taka jest wojna... i życie... Im dłużej się żyje, tym bardziej dostrzega się, że na świecie nie ma nic poza bólem, cierpieniem i pustką- położył dłoń na głowie zdziwionej Miwako- nie ma potrzeby żebyś się zmuszała do rozmów z każdym Uchiha. To wynika z twojego strachu... Szukasz kontaktu, żeby zyskać przychylność kogoś, kogo w gruncie rzeczy uważasz za wroga. Nie bój się nienawiści... Możesz czerpać siłę z chęci zemsty. Nie zabronię ci tego... bo sam to rozumiem.
- Madara...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top