Rozdział 5
Za mną zjawiły się jakieś trupy? Ale nie szły tak wolno, jak w książkach. Otoczyły mnie z każdej strony, a ja nadal przez to cholerne zaklęcie nie mogłam użyć płomienia mamy i taty. Rozglądałam się wszędzie, mając nadzieję, że znajdę cokolwiek, co pomoże mi w walce. Ci byli coraz bliżej, więc czas mi uciekał, a ja nerwowo szukałam, mój wzrok zatrzymał się przy trumnie. Bez z większego zamysłu otworzyłam ją, miałam gdzieś obraz, jaki mi się pokazał, tylko wzięłam zardzewiały miecz i stanęłam w pozycji bojowej. Obserwowałam dookoła, zastanawiając się, który pierwszy zaatakuje. Usłyszałam ruch z tyłu, szybko się obróciłam, ale jednak za wolno, bo zdołał mnie trafić. Syknęłam, łapiąc się za lewe ramię. Nie patrząc na ból, wróciłam do pozycji, ten znów wrócił, a za nim kolejny. Zrobiłam unik w tył i obracając się, wykonałam atak. Padł. Ruszyłam na drugiego, zrobiłam cięcie, ale zdołał uniknąć. Jak na żywe trupy, to są dość szybkie. Ramię nadal mnie cholernie bolało, a w dodatku zaczęło bardziej krwawić. Ruszyłam na niego, wbijając mu miecz w szyję, podbiegłam do kolejnego, muszę sprawnie i szybko ich załatwić, bo mogę się wykrwawić albo zrobić się zakażenie, bo nie wiadomo, co oni w sobie mają. Ten stanął w pozycji obronnej, ruszyłam na niego, chciał odeprzeć atak, ale to na marne, zwinnie wyminęłam i zadałam cios od tyłu. Następny chciał zrobić to samo, co ja przed chwilą, lecz się obróciłam, wyniku czego nabił się na miecz, ale zdołał zranić moją twarz swoimi pazurami, bo paznokciami tego nie można by było nazwać. Pozostały jeszcze trzy, a ja już nie mogłam ruszać lewą ręką. Małe obawy zaczęły się pojawiać z tyłu głowy, ale głos wewnątrz mnie mówił mi, że nie mogłam się poddać, przecież sobie coś obiecałam i nie złamie jej. Gdy tak rozmyślałam, nie zauważyłam, jak jeden ruszył do przodu i nieudolnie zrobiłam unik. Na moje szczęście nie trafił mnie, nie wiem, co by było ze mną, gdyby mnie trafił. Chwyciłam lepiej miecz i przecięłam jego szyję, od razu zajęłam się dwoma, którzy pozostali. Bez żadnego myślenia, załatwiłam ich, byłam tak zmęczona, że ledwo, co stałam na nogach.
Rzuciłam gdzieś do tyłu miecz i podeszłam do fragmentu, przybliżyłam prawą dłoń do obiektu. Na początku przez moją rękę przeszło dziwne uczucie tak jakby mrowienie i przechodzenie czegoś z miejsca na miejsce. Kiedy moja dłoń była coraz bliżej fragmentu, to uczucie było silniejsze. Dotknęłam końcem palca, przeze mnie przeszło jakby poraził prąd. Chwyciłam przedmiot całą dłonią, wtedy usłyszałam jakieś odgłosy przesuwania. Mając nadzieję, że to jest to, co pragnę teraz najbardziej, obróciłam się w tył. Z ucieszoną mordą podbiegłam w stronę otwartych drzwi, a fragment przeniosłam do swojego serca, tak jak miałam inne ważne dla mnie rzeczy. Miałam gdzieś bolącą rękę, pobiegłam, jak najszybciej w kierunku wyjścia, chciałam już mieć to za sobą i położyć się do swojego łóżka. Minęłam korytarz, gdzie mnie ta cholerna kula goniła, już byłam przy schodach, widzę światło, które też strasznie pragnęłam ujrzeć, poczuć świeże powietrze zamiast tego wilgotnego cholerstwa, które było w środku grobu.
A tu niespodzianka, trzy zmory czekały przed wejściem, przez te wszystkie wrażenia, które przeżyłam wewnątrz jaskini, całkowicie zapomniałam o tych padalcach. Gdy mnie zauważyły, uśmiechnęłam się do nich niewinnie i w końcu mogąc użyć płomieni, znikłam im mgnieniu oka, że nie zdołali zareagować. Pojawiłam się przy zamku w miejscu, gdzie odbyła się wcześniej walka. Szukałam wzrokiem taty, ale za cholerę nie mogłam go znaleźć, jedynie kogo ujrzałam to była ciocia Aryanna. Podbiegłam do niej, ciesząc jednak, że na nią trafiłam, bo naprawi moje lewe ramię.
- Ciocia Aryanna! Musisz mnie uratować! - krzyknęłam chyba za głośno, bo biedna się zlękła.
- O rany! Rose, nie strasz mnie tak! Co ci się stało? - wskazała na moją ranę – A w ogóle, gdzie ty byłaś? Wszyscy cię szukają. Wiesz, jak twój ojciec się martwi.
- Kiedy te mniejsze zmory poleciały czegoś szukać, postanowiłam, że pójdę za jedną z nich. Okazało się, że w lesie znajduje się grób pierwotnego, a wraz fragment legendarnego miecza, o którym cały czas gadam. Ta zmora nie mogła otworzyć wejścia do tego, a kiedy poleciała powiadomić o tym tę dużą zmorę, to postanowiłam spróbować wejść do środka i mi się udało. Miałam tam małą przygodę, ale najważniejsze jest to, że zdobyłam fragment miecza, którego chciały te zmory. - w skrócie opowiedziałam ciotce, co się wydarzyło, podczas gdy ta leczyła moje ramię.
- Musisz o tym powiedzieć ojcu i dlaczego poszłaś sama, mogło ci się coś gorszego stać – powiedziała poważnie, lecząc tym razem moją twarz.
- Wiem, że muszę o tym mu powiedzieć, a poszłam sama, ponieważ samej lepiej jest się ukryć i nie ujawnić się wrogowi. Jakbym poszła, którymś z żołnierzy to mi tylko przeszkadzał. A tak z innej beczki, wiesz, gdzie jest tata, bo go tutaj nigdzie nie widziałam?
- Jest w środku w sali narad, idź tam szybko - powiedziała, a ja szybko ruszyłam we wskazane miejsce.
Byłam już przy drzwiach, stanęłam, gdy usłyszałam, jak tata drze się wniebogłosy. Gadał o czymś, że chciał odciąć Królestwo Agazus od reszty Królestw, ale oprócz Królestwa Dreavorin, czyli z którego pochodzi. Nie wiedziałam, co chce przez to osiągnąć, ale czułam, że coś złego się za tym kryje. Zapukałam, gdy skończył i weszłam do środka z kamienną twarzą. Stanęłam przed nim i przekazałam to, co przeżyłam w grobowcu pierwotnego. Wspomniałam również o zmorach, które zostały w lesie i którymi trzeba szybko zająć. Rozkazał generałowi, żeby rozprawił się nowo powstałym problemem za pomocą armii. Ten kiwnął głową i opuścił pomieszczenie wraz z innymi. Chciałam też wyjść, lecz zatrzymał mnie i poprosił, żebym usiadła, szczerze nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Przynajmniej teraz, musiałam najpierw odpocząć, a później odbyć tę konserwację.
Spojrzałam mu prosto w oczy i czekałam, jak zacznie.
- Jeśli chodzi o wcześniejszą sytuację, chciałem cię przeprosić. Nie powinienem tak zareagować, ale też mnie zrozum, jesteś moją córeczką, moim skarbem, którego nie chciałbym stracić. Podczas walki udowodniłaś, że jesteś wspaniałą wojowniczką. - Chwycił mnie za dłonie. - Powinienem bardziej w ciebie wierzyć.
- Wybaczam ci, ale następnym nie reaguj w ten sposób, jak chcę pomóc. - Musiałam mu pokazać, że wierzyłam w jego intencje. Nie mógł dowiedzieć się o tym, że wiedziałam o jego planach i odkryję, jakie ma prawdziwe plany na przyszłe czasy Królestwa. - Jest jeszcze jedna sprawa, o której muszę z tobą porozmawiać.
- Dobrze, więc słucham.
- Chodzi mi o tą wyprawę, w której chcę odnaleźć resztę fragmentów miecza. Wiem, jakie masz zdanie na ten temat. Nie do końca się z tym zgadzam, ale po tym, co przeszłam, zrozumiałam, że przede mną jest jeszcze dużo pracy. Muszę nadal udoskonalić swoje umiejętności walki, więc możesz być spokojny o moje życie. - Uśmiechnęłam się do niego. - Jeśli chcesz, to możesz ze mną potrenować, jest szansa, że nauczę się czegoś nowego.
- Bardzo chętnie, pokaże ci, że twój staruszek nie wyszedł z wprawy. Na razie musisz sama potrenować, mam sporo załatwień dotyczących ataku. Mieszkańcy muszą wiedzieć, że nie ma już żadnego zagrożenia i mogą spać spokojnie w domach. - Odwzajemnił uśmiech.
Uwolnił mnie z ucisku, opuściliśmy sale narad i każdy poszedł w swoją stronę.
Teraz zostało mi tylko zaplanować, jak wymknę się z tego wariatkowa, ale to już jutro. Za dużo się wydarzyło, jak na urodziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top