Prolog

Volterra Włochy

Aro

Wczoraj w nocy miałem wizję. Widziałem piękną kobietę. Ta kobieta to prawdziwy anioł. Czułem do niej silne przyciąganie. Jej piękno jest powalające. Gdzie się ukrywasz piękny aniele? Musi być moja. Postanowiłem znaleźć ją za wszelką cenę używając wszelkich dostępnych środków jakie mam. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Musiałem ją mieć nieważne jak. Przez nią chodziłem rozkojarzony. Nawet moi bracia zauważyli że coś jest nie tak.
-Aro czy wszystko w porządku?-spytał mnie Kajusz troskliwym tonem.
-Tak bracie. To nic ważnego.-odpowiedziałem zbywając go machnięciem ręki. Nie chciałem żeby ktoś poza mną wiedział o pięknym aniele. Moim pięknym aniele. Ona jest tylko moja.
-Sulpicia zastanawia się czemu wógle już do niej nie przychodzisz.-mówi do mnie ze swojego tronu Kajusz zdezorientowany.
-Niech cię o to głowa nie boli bracie.-zbyłem go ponownie.
-Ale..-próbował protestować znowu.
-Dość!-uciszyłem go i wstałem z tronu.-to są moje sprawy! Skierowałem się zły do swoich komnat żeby trochę ochłonąć i przestać o niej myśleć. Pojawiała się bez przerwy przed moimi oczami. Jej uroda zapierała dech w piersiach. Muszę ją mieć. Jęknąłem ponownie w swoich myślach kiedy jej obraz znowu pjawił się w mojej głowie. Tej nocy ponownie się przede mną objawiła. Wyglądała anielsko.
-Jak się nazywasz piękny aniele?-zapytałem.
- Czy moje imię jest ważne?-zachichotała a ja razem z nią. Jej melodyjny dźwięk głosu jest taki piękny. Miała na sobie śliczną koszulę nocną. Jej włosy delikatnie powiewały wokół jej ramion. Kolorem przypominały jasny blond przechodzący w głęboki odcień czekolady. Niebieskie oczy pięknie błyszczały a delikatne różowe usta wyglądały jak łatki róży. Zachichotała ponownie patrząc na mnie swoimi błyszczącymi oczami. Jęknąłem nie mogąc się powstrzymać.
-Gdzie jesteś amore mio?-spytałem błagając rozpaczliwie i próbując ją pochwycić moim rękami.
-Nie powiem ci.-odpowiedziała a ja poczułem smutek.
-Dlaczego?
-Bo nie ufam obcym.-odpowiedziała delikatnym tonem a mnie zalała fala złości.
-Bedę cię miał!-krzyknąłem.-to tylko kwestia czasu sama zobaczysz!
-Nie sądzę. Żegnaj.-powiedziała znikając. Ryknąłem uderzając pięścią w ścianę.
-Amore mio!-z mojego gardła dobył się niekontrolowany krzyk pełen wściekłości. Jeszcze ją znajdę. Obiecałem sobie. Ona musi być moja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top