Rozdział V
-... O nie znowu beznadziejny dźwięk budzika ale dzisiaj jest piątek. Wstałam i pierwsze co zrobiłam to skreśliłam dzień. Jest jeszcze tylko 6 dni ale fajnie. Zjadłam śniadanie umyłam się i poszłam do szkoły. Dopiero w połowie drogi zorientowałam się, że poszłam w piżamie... musiałam się przecierz wrócić. Biegłam ale miałam słabą kondycję więc szybko się zmęczyłam i przeszłam do marszu. Przebrana w mundurek... ogólnie strój spóźniłam się na fizyke.
-Ooooo kujonek się spóźnił, co to ma być haha.
-Przepraszam za spóźnienie zapomniałam się przebrać i bym poszła w piżamie.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem.
-Hahaha co za debil nie dojż, że kujon to i sierota haha.!!
-Dzieci proszę o spokuj!!
- Dobrze, przepraszamy.
Po lekcjach zaczepił mnie jeden chłopak.
-Hej, dasz się gdzieś zaprosić.
-Hej, a znamy się?
-Nie ale możemy się poznać.
-Ymmmm... no niewiem.
-No weź! Nie bądź taka...
-Jaka?!
-Dobra przepraszam, przesadziłem. Masz tutaj mój numer, zadzwoń.
-No
Długo patrzyłam na numer, który jest na karteczce był jakiś dziwny ale niewiem dlaczego. Przyszłam do domu, a mama...
-Co tak długo, gdzie byłaś?
-A chwilę nas pani przetrzymała. ( Oczywiście skłamałam, bo nie przyznam jej się, że jakiś chłopak mnie zaczepił.
-Dobrze ale następnym razem zadzwoń.
-Mamo jak ja mam ci dzwonić na lekcji. ( podzniosłam głos)
-Dziecko nie podnoś na mnie głosu. Co się z tobą dzieje nie poznaje własnego skarba.
-Mamo!! Przestań mam 15... no prawie 16 lat więc nie będziesz mną dyrygować.
Poszłam do siebie do pokoju zamknęłam drzwi.
Kolejny rozdział jest pamiętaj aby zostawić * i poleć znajomym książkę (tą). :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top